CZYTELNIA KULTURALNA
/ Łyk sztuki do kawy

Pieta w wielkanocnym łyku sztuki do kawy
18.04.25
„Kościół kościołów”, Bazylika św. Piotra poza duchowym znaczeniem jest także miejscem wypełnionym wybitnymi dziełami sztuki. Jedno z nich, które zwłaszcza w okresie wielkanocnym warto kontemplować, stanęło tutaj w Roku Świętym 1500. Dziś zajmuje miejsce tuż przy wejściu, w pobliżu Świętych Drzwi. Pieta była pierwszym dziełem Michała Anioła (1475-1564), które znalazło się w tej bazylice. Dwudziestopięcioletni wówczas artysta nie mógł wtedy nawet marzyć, że wiele lat później – od 1547 r. – będzie pracował nad jej rozbudową do końca swego życia, zmieniając całkowicie plany swych poprzedników. Choć nie dożył do zakończenia prac, to właśnie jemu bazylika zawdzięcza kształt, który dziś możemy podziwiać. A wśród jej skarbów jedną z najcenniejszych pereł jest Pieta Watykańska.
„Marmur, na którym spoczywa ręka Boga”
W czasie rzymskiego karnawału w roku 1497 do skromnej pracowni młodego rzeźbiarza rodem z Florencji trafił francuski kardynał Jean Bilhères de Lagraulas. Usłyszał on bowiem o nadzwyczajnym talencie artysty. Krążyły legendy o rzeźbie Bachusa, która dopiero powstawała w pracowni Michała Anioła. Rzeźbiarz z szacunkiem objaśnił duchownemu proces swojej pracy, a kardynał miał spytać: jak to jest, że chociaż dzieło nie ukończone, już wydaje się żywe. Wprost czuje się grę mięśni pod kamienną skórą, a żyły zdają się pulsować. Wkrótce książę kościoła zaprosił Michała Anioła na kolację. Efektem tych spotkań było zamówienie. Wywodzący się z zakonu benedyktynów de Lagraulas był jak na owe czasy wyjątkiem wśród kardynałów. Mniej zainteresowany władzą i zbytkami, człowiek skromny i wstrzemięźliwy, chciał zostawić po sobie coś nadzwyczajnego, co łączyłoby w sobie pierwiastek wielkiej sztuki i głębokiego uduchowienia. Pragnął marmuru, na którym spoczęła ręka Boga… godnego, by za zezwoleniem papieża stanąć w jednej z kaplic bazyliki św. Piotra. Młodemu artyście pozostawało zaproponować temat, do którego zleceniodawca by się zapalił.
„Matka i Syn samotni w całym świecie”
Michał Anioł wybrał pietę. Pragnął ją wyrzeźbić, odkąd ukończył Madonnę z Dzieciątkiem. Jeśli bowiem radość narodzenia była początkiem konsekwencji wyboru Maryi podczas zwiastowania, opłakiwanie zmarłego syna było z góry postanowionym zakończeniem. Syn spoczął ponownie na łonie matki u końca swej ziemskiej drogi.
Słowo „pieta” pochodzi z łaciny i oznacza miłość zgodną z powołaniem. Po włosku znaczy miłosierdzie i litość, zaś w sztukach plastycznych nazywamy tak przedstawienie Matki Bożej trzymającej w objęciach ciało zmarłego Chrystusa. Temat pojawił się w Niemczech w pierwszej połowie XIV w., a w wieku następnym był już powszechny, wręcz modny w europejskiej sztuce.
Jednak koncepcja Michała Anioła była na owe czasy przełomowa. Było rzeczą niezwykłą zespolić w jednej rzeźbie dwie postacie ludzkie naturalnej wielkości, rewolucyjną zaś - złożyć dorosłego mężczyznę na kolanach kobiety. Rzeźbiarz pragnął ukazać dwie ludzkie istoty wybrane przez Boga, lecz bez aureoli, w ostatniej, dramatycznej i intymnej chwili, w której matka obejmuje martwe ciało syna. Widzowie mieli odczuć głębię jej smutku, który zawładnął jej sercem mimo wiedzy i wiary, że ten syn ukochany, który teraz jest martwy, niedługo zmartwychwstanie i zbawi ludzkość. Teraz jednak miała jeszcze świeżo w pamięci jego straszną mękę, drogę zakończoną ukrzyżowaniem i śmiercią…
To Maryja miała w tym przedstawieniu wyrażać emocje. Chrystus był już spokojny, jego ciało naznaczone co prawda śladami męki, miało być odprężone i bierne. Pozostawało rozstrzygnąć, w jaki sposób harmonijnie przedstawić ciało dorosłego, postawnego mężczyzny na kolanach delikatnej, szczupłej kobiety. Miała ona tulić syna w objęciach tak lekko i naturalnie, jakby piastowała małe dziecko. Michał Anioł zawsze zaczynał od szkiców i glinianych lub woskowych modeli. Szukał inspiracji w najbliższym otoczeniu, a potem rysował, kreślił, obmyślał… Pracował nad układem postaci i w sukurs jego koncepcji przyszły fałdy szat Maryi, które pozwoliły zachować balans i utrzymać równowagę całej kompozycji.
Oddech kamienia
Po odpowiednie tworzywo dla swej rzeźby artysta udał się do Carrary. Osobiście wybrał nieskazitelnie biały blok marmuru. Jego transport do Rzymu trwał 9 miesięcy. Po ustawieniu bloku w pracowni nastąpiło najpierw żmudne „odrzucanie zbędnych kawałków”, by wreszcie z głębi kamienia wyłonił się zarys kompozycji, który można było dopracowywać uważnymi ruchami dłuta, a potem przez wiele dni i tygodni wygładzać mozolnie pumeksem, by nadać kamieniowi jedwabistą gładkość, po której będzie mogło ślizgać się światło. Artyście udało się w ten sposób osiągnąć wrażenie miękkości skóry postaci i plastyczności szat. Ta gra świateł zachwyca po dziś dzień sprawiając, że kamienna Maryja zdaje się oddychać.
Śmierć, która nie zwycięża
Przyjrzyjmy się tej niezwykłej rzeźbie, pełnej odważnych kontrastów, łączącej helleńskie piękno ciała Chrystusa z gotyckimi draperiami szat Maryi, mistrzowsko operującej dynamizmem układu postaci bez odbierania całości dostojnej stateczności. Artyście udało się w niej przedstawić postaci naturalistycznie, a zarazem osiągnąć nastrój mistycznego wręcz skupienia.
Twarz Madonny jest młoda – o wiele młodsza niż to wynikałoby z kalendarzowych obliczeń. Maryja nie wygląda jak matka trzydziestotrzyletniego mężczyzny. Być może jest to symboliczne podkreślenie jej czystości. A może zaczerpnięty przez Michała Anioła z uwielbianej przezeń „Boskiej Komedii” koncept „Maryi Dziewicy, córki swego Syna”. Bo jeśli Chrystus jest jedną z trzech postaci Trójcy Świętej, to Maryja będąc matką Boga – człowieka jest jednocześnie jego córką – jak cała ludzkość.
Linie draperii szat wiodą ku dłoni Madonny, którą pewnie podtrzymuje ramiona Syna. Obcisła wstęga przecina ukośnie jej piersi, jakby trzymając w ryzach serce, które rozrywa ból… Jej rysy są naznaczone łagodnym, lecz przejmującym smutkiem zrodzonym z okrucieństwa ciężaru, jakim jest martwe ciało rodzonego dziecka na kolanach matki. Być może wyraża ona również współczucie dla wszystkich ludzkich synów podlegających cierpieniu i śmiertelnych.
Ponieważ Madonna spogląda w dół, na Syna, kieruje nań również uwagę patrzącego. Zachwycają ludzkie cechy jego twarzy: oczy spokojnie zamknięte w głębokim śnie, nos prosty, mocny, czysta cera, miękkość wąsów i delikatny zarost z boku policzków, usta wygięte bólem. Piękne, proporcjonalne ciało nie jest zdegradowane męką. Widzimy tylko ślady po gwoździach i zaznaczoną ranę w boku. Cała sylwetka emanuje niezwykłą mocą. Znając historię zbawienia wierzymy, patrząc na tę rzeźbę, że On zmartwychwstanie. I słowami pieśni moglibyśmy zadać pytanie: „Śmierci, gdzie jesteś, o śmierci? Gdzie jest twoja siła? Gdzie jest moja śmierć? Gdzie jest jej zwycięstwo?”.
Najpiękniejsza rzeźba w Rzymie?
Po ustawieniu rzeźby w będącej wówczas w ruinie bazylice św. Piotra zapanowała długa cisza. Mało kto odwiedzał kaplicę Królów Francji, gdzie wówczas była eksponowana. Spragniony odzewu i dyskusji Michał Anioł po długich miesiącach pracy odczuwał dotkliwy smutek. Na domiar złego po jakimś czasie w Rzymie zaczęło się szerzyć przekonanie, że autorem działa jest Cristoforo Solari zwany Garbusem z Mediolanu. Rozgoryczony Buonarroti nocną porą zakradł się do kaplicy i na biegnącej przez pierś Maryi szarfie wykuł napis: MICHAEL ANGELUS BONAROTUS FLORENT FACIBAT (Uczynił to Florentczyk, Michał Anioł Buonarroti). Żałował potem swej impulsywności, lecz raz wykuty w kamieniu napis musiał pozostać.
Późniejsze lata i wieki oddały sprawiedliwość Piecie Watykańskiej i jej autorowi. Rzeźba była i jest podziwiana, doczekała się licznych opracowań. Jest jedną z obowiązkowych atrakcji dla zwiedzających Rzym i bazylikę św. Piotra. W XVIII wieku została przeniesiona do zajmowanej po dziś dzień kaplicy, w której papieże zakładają ornat przed sprawowanymi w bazylice obrzędami liturgicznymi. Od 1972 roku jest jednak chroniona pancerną szybą. Zdecydował o tym atak 33-letniego Laszló Thóta, australijskiego geologa urodzonego na Węgrzech, który krzycząc „Ja jestem Jezusem Chrystusem”, uderzył Pietę kilkadziesiąt razy młotkiem. Odłupał lewe ramię Madonny aż do łokcia, złamał jej nos i uszkodził twarz. Rzeźbę pieczołowicie odrestaurowano i powróciła do kaplicy. I tak Pieta spełnia wyrażone przez Michała Anioła w jednym z jego sonetów marzenie, że „dłużej przetrwa rzeźba żywa, którą dłoń z głazu twardego wyrywa, niż twórca, co go czas w popiół zamienia…”
Paradoks zbawienia
Michał Anioł nie poprzestał na tym, że zerwał zupełnie z tradycyjną koncepcją Piety. Pragnął połączyć klasyczną grecką ideę piękna ludzkiego ciała z chrześcijańską zasadą nieśmiertelności ludzkiej duszy. Gdy w dawnych Pietach przemawiał ból śmierci, te dwie postaci miały emanować spokojem. Artysta uczynił piękno ludzkiego ciała objawieniem świętości równie mocnym, jak ból. I te przepojone zapierającym dech pięknem postaci są w rezultacie jeszcze bardziej tragiczne. To tajemniczy i porywający paradoks wykuty w białym bloku marmuru dłutem geniusza. Paradoks, który nie miałby sensu bez nadziei na zbawienie, którą przywróciło Zmartwychwstanie.
Autorka Małgorzata Broda
Zdjęcie główne: Michał Anioł Buonarroti Pieta Watykańska ze zbiorów Bazyliki Św. Piotra w Watykanie, fot. Juan M. Romero na licencji CC BY-SA 4.0
Zwiedzajcie z nami muzea i galerie całego świata!
Takie możliwości otwiera przed Wami Baza Legalnych Źródeł.
Publikacja powstała w ramach
Społecznej kampanii edukacyjnej Legalna Kultura


Publikacja powstała w ramach
Społecznej kampanii edukacyjnej Legalna Kultura

Artykuł powstał w ramach projektu
Prawa własności intelektualnej? Ja to rozumiem!
Społeczna kampania edukacyjna Legalna Kultura
Projekt zrealizowany przez Fundację Legalna Kultura we współpracy i przy wsparciu finansowym European Union Intellectual Property Office
Na skróty
Archiwum
