Rozmowy
O pracy twórczej, rzemiośle i artystycznych zmaganiach. O rozterkach w kulturze i jej losach w sieci, rozmawiamy z twórcami kultury.
Nie ma się co bać eksperymentowania

CZYTELNIA KULTURALNA

/ Rozmowy

Nie ma się co bać eksperymentowania

Nie ma się co bać eksperymentowania

10.10.23

„W karczmie teoretycznie tańczą oberka, ale kiedy nasza choreografka Daniela Komędera tworzyła ten taniec, Hugh rozmawiając z nią powiedział, że ostatnio oglądał lindy hop i pomyślał, że może można włączyć elementy tego tańca do naszej choreografii. W pierwszym momencie zamarłam i jako fanka reymontowskich opisów obertasów byłam przerażona takim pomysłem. Ale kiedy Daniela te elementy wprowadziła, to okazało się, że to ma sens.” – mówi DK Welchman, współreżyserka filmu „Chłopi”, który jest polskim kandydatem do Oscara. Z reżyserką rozmawiał Paweł Rojek.

 

Na ile dla pani było oczywiste, że „Chłopi” muszą być zrealizowani w formie animacji malarskiej?

 

To od początku był dla mnie naturalny wybór. To nie było tak, że chciałam zrobić kolejny film w tej technice i szukałam tematu. Wręcz przeciwnie. Był moment, kiedy byłam zmęczona produkcją „Twojego Vincenta”, bo to jednak bardzo trudna technika i myślałam czy nie zrobić zwykłego filmu aktorskiego. Ale słuchałam w tym czasie audiobooka „Chłopów” i coś kliknęło, bo ta powieść jest bardzo malarska. Język powieści jest realistyczny, wręcz naturalistyczny momentami, ale jest w nim też dużo impresjonizmu, który od razu przywołuje w głowie obrazy. Wiedziałam już, że to trzeba namalować. Szczególnie opisy przyrody i tańców są barwne i malarskie. Nie spodziewałam się, że to będzie aż tak trudne. Myślałam, że po „Vincencie” mamy już doświadczenie, ale myliłam się, bo to zupełnie inna skala projektu i całkowicie inny styl. Ale cieszę się, że ostatecznie zrobiliśmy to w technice malarskiej, bo ta powieść zasługuje na coś wyjątkowego.


Kadr z filmu "Chłopi". Fot. Materiały prasowe


 Ale kiedy oglądałem ten film, patrząc jak to jest świetnie zagrane, wyreżyserowane i zmontowane, zastanawiałem się, czy nie kusiło pani już po zdjęciach, żeby zrobić z tego film aktorski.

 

Teoretycznie były takie momenty, kiedy myśleliśmy sobie, że to jest świetne i może to wystarczy. Były sceny, które były gotowe, szczególnie te we wnętrzach, bo tam scenografia, kostiumy, charakteryzacja – wszystko było wykończone. Ale z drugiej strony ten film był w dużej mierze filmem typowo VFX-owym, czyli granym na zielonym tle, i tam i tak trzeba by było stworzyć tła, które by to wypełniły. Na upartego na pewno można by było zostawić ten film jako aktorski, ale nie byłoby to to samo. Ta warstwa malarska bardzo dużo mu dodaje, a niczego nie ujmuje – nic nie traci gra aktorska, a emocje nie giną pod warstwą farby. Poza tym mamy sceny typowo animowane – które działają jedynie w tym stylu – te malarskie pasaże, zmiany pór roku, ożywione malarstwo – czyli właśnie te momenty, które mnie najbardziej zainspirowały w powieści.

 

A propos farby, jakie dokładnie inspiracje malarskie wami kierowały? Zauważyłem w filmie sceny z obrazów Chełmońskiego… No i od razu pytanie o drugi istotny element filmu – muzykę i inspiracje z nią związane.

 

Jeśli chodzi o inspiracje w warstwie wizualnej, to chcieliśmy, żeby styl filmu był najbliższy stylowi dominującemu w czasie, kiedy powstawała powieść Reymonta, czyli przede wszystkim Młoda Polska, ale też realizm. Pojawia się tam więc Chełmoński, Ruszczyc, Wyczółkowski, Masłowski… Tutaj można długo wymieniać, bo w filmie jest wiele różnych cytatów, inspiracji i nawiązań. Chełmońskiego tam najłatwiej odnaleźć, ale jak się dokładniej przyjrzeć, można znaleźć inne rzeczy, które tam fajnie działają. Ale nie tylko było to polskie malarstwo, bo nasze inspiracje sięgały szerzej i na przykład jest kilka scen inspirowanych malarstwem Jean-François Milleta, czyli realizm francuski. Były też inspiracje realizmem duńskim. Ja i Hugh uznaliśmy, że ta powieść zasługuje na szerszą interpretację. Że to nie jest taka lokalna historia, ani że to jest muzeum sztuki łowickiej, ale nawiązujemy do różnych wpływów. To, że film był współtworzony przez artystów z Litwy, Ukrainy i Serbii, którzy wnieśli swoją wrażliwość. Hugh, mój mąż i współreżyser, jako obcokrajowiec też wniósł do filmu świeże spojrzenie.


Kadr z filmu "Chłopi". Fot. Materiały prasowe

Podobnie podeszliśmy do muzyki, do tańców. L.U.C. zaprosił do współpracy chór z Ukrainy, jednym z używanych instrumentów była suka z Białorusi, były wpływy kurpiowskie. Więc nie zamykaliśmy się w jednym kręgu kulturowym, tylko mieliśmy szerokie spojrzenie na muzykę ludową. Spojrzenie z zewnątrz i udział Hugh jest widoczny w tańcach: W karczmie teoretycznie tańczą oberka, ale kiedy nasza choreografka Daniela Komędera tworzyła ten taniec, Hugh rozmawiając z nią powiedział, że ostatnio oglądał lindy hop (styl tańca towarzyskiego pochodzący ze Stanów Zjednoczonych, oryginalnie wywodzący się z dzielnicy Harlem w Nowym Jorku, przypis redakcji) i pomyślał, że może można włączyć elementy tego tańca do naszej choreografii. W pierwszym momencie zamarłam i jako fanka reymontowskich opisów obertasów byłam przerażona takim pomysłem. Ale kiedy Daniela te elementy wprowadziła, to okazało się, że to ma sens. Jeśli chcemy, żeby to było bardzo nasze, ale jednocześnie interesujące dla szerszej publiczności nie ma się co bać eksperymentowania. Nie musi to być muzealna czy dokumentalna wersja tamtych czasów. Wierzymy, że trzeba wychodzić poza ramy epoki i szukać elementów, które będą rezonować.

 

Muzyka do filmu musiała powstać wcześniej, choćby do scen tańców. A czy towarzyszyła ona animatorom podczas pracy?

 

Muzyka powstawała przez bardzo długi czas na różnych etapach. Przed zdjęciami powstały wstępne wersje utworów, które były potrzebne do Danieli do choreografii scen tańców. Ale muzyka powstawała do ostatnich chwil. L.U.C. miał dużo pracy przez te 4 lata.


Kadr z filmu "Chłopi". Fot. Materiały prasowe

Ale jeśli chodzi o malarzy, to oni pracowali do tego, co najlepiej pomagało im się skupić. To jest praca bardzo specyficzna, trudna i wymagająca. Wielu malarzy słucha audiobooków, tak jak ja to robiłam – słuchałam „Chłopów” – kiedy pracowałam przy „Twoim Vincencie”. Ale na pewno muzyka L.U.C.a gdzieś się tam cały czas przewijała w studiu. Szczególnie, kiedy montowałam i wielokrotnie musiałam słuchać jednego kawałka, bo trzeba było do niego montować.

 

Czy sukces filmu „Twój Vincent” spowodował, że był on piratowany?

 

Tak, mieliśmy próbę włamania na nasze serwery, ktoś chciał ukraść nasz film. Na szczęście Tomek Wochniak, nasz producent liniowy udaremnił ją. Niestety takie rzeczy się dzieją i jest to bardzo bolesne dla twórcy, kiedy wkłada się w dzieło 7 lat pracy i duże środki finansowe, a wiemy, że ktoś sobie to może ściągnąć za darmo. Ja tego nigdy nie robiłam. Kiedy jeszcze nie było tylu platform streamingowych byłam jedną z pierwszych osób, które miały konto na iTunes. Jeszcze nie był dostępny w Polsce, ale miałam konto angielskie i tam sobie wypożyczałam i oglądałam filmy. Z piractwem trzeba walczyć, bo to, że istnieje jest bardzo smutnym faktem dla twórców.

 

Dziękuję za rozmowę.

 

Rozmawiał Paweł Rojek

Zdjęcie główne: Norman Wong

 

Więcej o obrazach „Babie lato”„Kuropatwy” Józefa Chełmońskiego oraz „Czesząca się” Władysława Ślewińskiego, które posłużyły jako inspiracja do ujęć i scen w filmie „Chłopi” przeczytacie na naszej stronie w zakładce „Łyk sztuki do kawy”.


„Babie lato”

„Kuropatwy”

„Czesząca się”




Publikacja powstała w ramach
Społecznej kampanii edukacyjnej Legalna Kultura




Spodobał Ci się nasz artykuł? Podziel się nim ze znajomymi 👍


Do góry!