Rozmowy
CZYTELNIA KULTURALNA
/ Rozmowy
Mów tylko swoim językiem
15.11.12
Magdalena Pasierska i Majeran – liderzy zespołu „MeMyself And I” ujawniają źródło nazwy zespołu i źródła inspiracji w pracy twórczej. Wyjaśniają, kim jest beatboxer i jaka jest jego rola w zespole. Przedstawiają także własną interpretację problemu korzystania z dóbr kultury dostępnych w Internecie.
Marzena Mróz: Jak byście określili swoją muzyczną specjalizację?
Majeran: Produkowanie dźwięków przy pomocy ludzkiego głosu...
Magdalena: ... Paszczą!
Kto wymyślił niebanalną – trzeba przyznać – nazwę Waszego zespołu?
Magdalena: To wyszło absolutnie spontanicznie. Improwizowaliśmy na próbie i zaczęłam śpiewać slogan – popularne słowa poezji angielskiej „It’s me, myself and I”. Majeran je podchwycił i stwierdził, że to określenie świetnie nas charakteryzuje. Bo jesteśmy trio, jak każde z tych określeń odnoszących się do jednej osoby. A jednocześnie uzupełniamy się.
Kim jest ta trzecia, tajemnicza osoba?
Majeran: Beatboxer, czyli człowiek, który imituje instrumenty perkusyjne ludzkim głosem. Beatboxerzy się zmieniają, my z Magdą tworzymy trzon.
Mówicie trzema głosami, na które składają się: melodia, harmonia, rytm. To Wasz manifest artystyczny?
Majeran: Naszym podstawowym założeniem jest tworzenie muzyki za pomocą trzech ludzkich głosów.
To wystarcza?
Majeran: To otwarta formuła, w której dużo się dzieje i zmienia. Czasami głosem harmonicznym jest Magda, innym razem ja. Czasami beatboxer śpiewa, a ja przejmuję jego robotę. Pierwszą jednak ideą i sposobem na wykonywanie utworu było przeniesienie jazzowego tria na zespół wokalny.
Magdalena: To nasz manifest techniczny – można powiedzieć. Sposób, w jaki my sobie ten świat muzyczny zawężamy od strony narzędzi.
Majeran: Mamy też antymanifest stylistyczny, który zakłada niezakładanie żadnego stylu. Robimy muzykę, ale nie narzucamy sobie, czy ma to być jazz, czy utwór klasyczny. Nie chcemy stawiać sobie żadnych barier.
Magdalena: Nad stylem w ogóle się nie zastanawiamy. Dopiero jak utwór powstanie – ewentualnie określamy go.
Czy to oznacza, że nie wykluczacie w muzyce niczego?
Majeran: Zaczynamy od dźwięków, a potem pojawia się brzmienie. Podczas pracy nasze umysły są otwarte i skoncentrowane na robieniu muzyki bez jakichkolwiek założeń. Chcemy, żeby nasze utwory były absolutnie szczere.
Magdalena: Ja bym to wytłumaczyła tak: nie zakrywaj się, nie powielaj, mów tylko swoim językiem, nie wkładaj w swoje usta słów, które już zostały powiedziane. Szukaj siebie, rób swoje, stawiaj na siebie. To przesłanie można przeczytać na okładce naszej ostatniej płyty „Do Not Cover!”, która ukazała się w marcu tego roku.
Czy w Waszej twórczości muzycznej padają w ogóle słowa?
Majeran: Padają, a na początku naszej wspólnej drogi śpiewaliśmy nawet standardy jazzowe. Zanim jeszcze zaczęliśmy tworzyć swoje. I, tak jak dziś podkreślamy, żeby mówić własnym językiem, dość szybko odeszliśmy od wykonywania coverów.
Z jakimi instrumentami współgrają Wasze głosy?
Majeran: Korzystamy z harmonizerów – urządzeń, które potrafią przemienić jeden ludzki głos na przykład w cały chór.
Czy macie swoich mistrzów, osoby które Was inspirują?
Magdalena: Od jakiegoś czasu przyjęłam wektor przeciwny wobec tego, co się wokół dzieje i wróciłam do klasyki. Ostatnio słucham płyt Philippe'a Jaroussky'ego i słucham książek nagranych na audiobooki, co przypomina mi emocje z dzieciństwa, kiedy czekałam na audycję „Ptasie Radio w Polskim Radiu”.
Majeran: Inspiracje to suma doświadczeń, które człowiek ma w sobie. Ja również słucham muzyki klasycznej, a także jazzu – szczególnie jest mi bliski Chick Corea. Przeczytałem mnóstwo książek, posłuchałem muzyki. Teraz czas na mnie. Jestem dziś bardziej po stronie tworzenia, a mniej po stronie konsumpcji kultury.
Podoba mi się to, co powiedziałeś o inspiracji jako sumie doświadczeń. Rozwiń proszę tę myśl.
Majeran: Wszystko, co przeżyliśmy, czego wysłuchaliśmy, co zobaczyliśmy, wpływa na nas i zastanawiam się, kto tak naprawdę jest właścicielem praw autorskich utworów. Bo czy można sobie rościć prawo do wynalezienia koła? Nie bardzo, prawda? Tak samo jest z muzyką. My przecież nie do końca wymyśliliśmy to, co robimy, w końcu jedynie przetwarzamy dźwięki...
Magdalena: Najbardziej „nasi” i najbardziej niezastąpieni jesteśmy w tym my: Majeran i ja.
Majeran: Z kolei my jesteśmy sumą doświadczeń wielu artystów uprawiających muzykę przez setki lat. Czy zatem możemy sobie rościć prawa do tego, co przez nas „przeszło”?
To rzeczywiście bardzo ważna kwestia, a niewiele osób się nad nią zastanawia.
Majeran: Uważam, że jesteśmy „filtrami” doświadczeń innych artystów.
Magdalena: Tak, ale nakładamy na tę sumę doświadczeń własny, niepowtarzalny faktor. To słychać i widać. Jakich kategorii trzeba użyć do poszukiwań innowacyjności i jedynego w swoim rodzaju, niepowtarzalnego stylu, talentu, formy? Bo trzeba by było takie kategorie stworzyć. Na przykład opatentować głos Kurta Cobaina, uznając go za jedyny w swoim rodzaju.
Z drugiej strony komponujecie utwory, które – choć są sumą doświadczeń wielu artystów – są również owocem Waszej pracy i talentu. Nagrywacie je na płyty. Czy jesteście piratowani?
Majeran: Regularnie. Nasze płyty są do ściągnięcia w Internecie. I jeżeli nasz fan sięga po nie tylko po to, żeby ich posłuchać – ja nie mam nic przeciwko temu. A wręcz przeciwnie – uważam, że dziś piosenka zamieszczona w Internecie jest banerem reklamowym artysty. Mówi: „Przyjdź na mój koncert!”. Trzeba się cieszyć, że ludzie chcą nas słuchać w sieci! Jeżeli natomiast nasza muzyka ma komuś służyć do zarabiania pieniędzy, to ta osoba powinna się podzielić zyskiem z nami. Jeśli próbuje tego unikać, to dla mnie jest to nie fair.
Magdalena: Mam wrażenie, że obowiązujące w Polsce prawo nie jest w stanie tej zastanej sytuacji okiełznać. Po prostu nie nadąża za rozwojem wydarzeń! Wszyscy konsumenci Interenetu są dziś przyzwyczajeni, że produkty kultury są niejako w „wolnym obiegu”. Tak już jest, to jest sytuacja nie do opanowania.
Majeran: Mam pomysł, żeby wprowadzić podatek od informacji, który wszyscy musielibyśmy płacić!
Wszyscy?!
Majeran: Przepływ informacji można porównać do autostrady, z której korzysta każdy z nas. Uważam, że głupim posunięciem jest ściganie ludzi za to tylko, że posłuchali piosenki, która znalazła się w sieci. Z kolei wielu utworów, które „lecą” w radio, ja nie chcę słuchać – ale muszę. Odwróćmy to w drugą stronę! Może trzeba zapłacić ludziom, którzy czegoś słuchają wbrew swojej woli? Może wszyscy powinniśmy dostawać pieniądze – rodzaj rekompensaty – za oglądanie niechcianych reklam?
Magdalena: I to jest ta rzeczywistość zastana. Mamy takie „autostrady” i dobra wspólne budowane przez całe społeczeństwo znajdujące się w stanie in progress niezależnie od tego, czy zajmujemy się muzyką, czy jesteśmy jej konsumentami. Teraz powinniśmy wypracować sposoby regulacji prawnej, bo tego, co się dzieje w sieci, nikt już nie zatrzyma.
Rozmawiała Marzena Mróz
fot. Marcin Twardowski
© Wszelkie prawa zastrzeżone. Na podstawie art. 25 ust. 1 pkt 1 lit. b ustawy z dnia 4 lutego 1994 roku o prawie autorskim i prawach pokrewnych (t.j. Dz.U. 2006.90.631 ze zm.) Fundacja Legalna Kultura w Warszawie wyraźnie zastrzega, że dalsze rozpowszechnianie artykułów zamieszczonych na portalu bez zgody Fundacji jest zabronione.
Publikacja powstała w ramach
Społecznej kampanii edukacyjnej Legalna Kultura