Rozmowy
O pracy twórczej, rzemiośle i artystycznych zmaganiach. O rozterkach w kulturze i jej losach w sieci, rozmawiamy z twórcami kultury.
Alicja Majewska. W ramki nie daję się oprawić

CZYTELNIA KULTURALNA

/ Rozmowy

Alicja Majewska. W ramki nie daję się oprawić

Alicja Majewska. W ramki nie daję się oprawić

07.06.19

– Myśleliśmy, że nie ma po co już nagrywać. Nowego "Żagla" się nie wylansuje, praca ciągle jest, więc po co komu moje nowe piosenki. Nadeszła jednak presja w postaci kontraktu płytowego i ku naszemu zdumieniu ludzie kupują płyty, mówią, że to piękne piosenki, że się wzruszają i że czekają na więcej. Nadrabiamy więc tę prawie 20-letnią lukę i niebawem trzeba zacząć myśleć o kolejnej płycie – o artystycznym związku z Włodzimierzem Korczem, przyjaźni ze Zbigniewem Wodeckim i udziale w Wodecki Twist Festiwal oraz płycie "Żyć się chce" Maciejowi Ulewiczowi opowiada Alicja Majewska.



Pani Alicjo, jest Pani niekwestionowaną gwiazdą polskiej piosenki. Czy czuje się Pani ikoną?

Skądże. Dla mnie ikony piosenki to Irena Santor, Czesław Niemen. Artyści, którzy w świadomości byli zawsze, ale ponieważ i ja śpiewam już prawie pół wieku, zdarza się, że jakiś leciwy pan wyznaje, że uwielbia mnie od dziecka. Dla niego więc pewnie jestem ikoną, ale w ramki nie daję się oprawić i ciągle wydaje mi się, że jeszcze wiele przede mną.

Jak Pani reaguje na te określenia, komplementy? Jak się Pani żyje z tym ciężarem sławy i popularności?

Nie przesadzajmy z tym ciężarem, jest absolutnie do udźwignięcia. Rozpoznawalność w moim zawodzie jest miernikiem sukcesu, a dzień bez autografu - jak mawiał Zbyszek Wodecki - to dzień stracony. Cieszę się więc z tych miłych oznak sympatii - uśmiechów anonimowych przechodniów i takich słów uznania, na które nie wiem czy na pewno zasłużyłam.

Na czym polega fenomen popularności Alicji Majewskiej?

Ubyło paru kolegów, koleżanek, z grona tych, którzy wyróżniali się osobowością estradową, którzy śpiewali piosenki charakteryzujące się ciekawą melodią i wartościowym pod względem literackim tekstem. Mimo tego, że rynek zdominowały inne rodzaje piosenek, wciąż jest publiczność, dla której te wymienione wcześniej wartości piosenek są ważne. Stąd pewnie sale koncertowe, w których gram wraz z Włodzimierzem Korczem i Warsaw Opera Quaret, są pełne. Nierzadko słyszę, że ktoś jest na koncercie kolejny raz i wybiera się ponownie. Pewnie też niebagatelne jest to, że dopisuje mi forma wokalna, nie czuję ograniczeń, nie muszę zmieniać tonacji. Ciągle śpiewanie daje mi radość.

Jest Pani świeżo po premierze najnowszego albumu "Żyć się chce". Jak scharakteryzowałaby Pani tę płytę muzycznie i tekstowo? Kameralna melancholia idealnie splata się tu z optymizmem i pozytywną energią.

Podoba mi się ta recenzja.

Jak dobierała Pani teksty piosenek na płytę? Wśród autorów widzę Pani dobrych znajomych, których teksty często Pani śpiewa. Artur Andrus, Andrzej Sikorowski, Monika Partyk, Magda Czapińska. Co muszą mieć w sobie te teksty, żeby je zaśpiewała Alicja Majewska?

Należę do tych, którzy - jeśli jest dobrze - nie węszą, gdzie może być lepiej. Przykład? 44-letnia współpraca z Włodzimierzem Korczem. Na poprzedniej płycie "Wszystko może się stać" śpiewałam teksty wszystkich autorów, których Pan wymienił. A przepraszam, z wyjątkiem Magdy Czapińskiej, która 40 lat temu napisała "Być kobietą" i dopiero teraz dała się uprosić o nowy tekst - "Apetyt wciąż na życie mam". Twórczość Andrzeja Sikorowskiego wielbiłam od zawsze. Z Moniką Partyk, również krakowską poetką, Włodzimierz Korcz napisał oratoria, w których wyśpiewywałam piękne, głębokie treści. Tekst Tomasza Misiaka "To nie sztuka wybudować nowy dom" przed laty był moim szlagierem. Okazało się również, co mnie cieszy i łechce, że jestem również wiarygodna w liryczno-żartobliwych piosenkach Artura Andrusa. Na tej płycie pojawił się również debiutant, Andrzej Maculewicz, który kilkadziesiąt lat pisał do szuflady. Kiedy przyjdzie więc realizować następne płyty, z tych zapisanych w kontrakcie, będę miała znów proste zadanie. Telefon do wszystkich wyżej wymienionych, potem już będzie się męczył Włodzimierz Korcz.


Fot. Zosia Zija & Jacek Pióro

Wszystkie piosenki na płytę napisał Włodzimierz Korcz, z którym pracuje Pani od lat. Można powiedzieć od zawsze. W przyszłym roku będzie to już 45 lat. Proszę zdradzić receptę na tak udany związek artystyczny.

45 lat to szmat czasu, dłużej od nas grają razem Rolling Stones'i. Okazuje się, że jednak jest to możliwe. Korzyści muszą być obopólne. Moje profity to piosenki, systematyczna praca, stała kontrola, mogę śpiewać z orkiestrami o najróżniejszych składach - Włodek zaaranżuje. On twierdzi, że akompaniując mi i słuchając mnie tysięczny któryś raz nie nudzi się, bo śpiewam z takim zapałem, jakbym za każdym razem chciała wygrać jakiś festiwal. Myślę więc, że jak nadal będzie mi pisać piosenki, które śpiewając wprawią mnie w zachwyt i on wtedy nie będzie się nudził,to mamy szansę dogonić Rolling Stones'ów.

Czyli rozwodu muzycznego z Korczem nigdy nie było?

No nie, nie mogłabym do tego dopuścić. Ale takie zagrożenia mają miejsce, gdy przy kolejnych przedsięwzięciach artystycznych typu oratorium czy nowa płyta zapieram się, że to nie dla mnie, albo że za trudne, a Włodek twierdzi, że nie mam racji. Te spory, ta praca i te nieludzkie pokłady cierpliwości, żeby mnie przekonać, jak twierdzi, są dla niego taką katuszą i męczarnią, że rzuca: nigdy więcej. Szczęśliwie rezultaty tych walk są zadowalające, więc - jak widać - nadal trwamy.

Czy szykują Państwo na przyszły rok muzyczny jubileusz?

Hucznie obchodziliśmy "okrągłe 31" przez parę lat. Był koncert telewizyjny i płyta live z koncertu, do którego zaprosiliśmy młodszych, utalentowanych kolegów: Grzesia Markowskiego, Zbyszka Wodeckiego i Rysia Rynkowskiego. 40-stka też była huczna, też w telewizji, to był 2015 rok. Goście byli znamienici, prowadził Artur Andrus z Joasią Kołaczkowską, nie mogło nie być Zbyszka Wodeckiego, a swoim udziałem zaszczyciła nas sama Irena Santor. W przyszłym roku 45-lecie naszej współpracy, na razie jeszcze nic nie planujemy, ale pewnie będzie jakiś jubileusz. Niestety pierwszy bez Zbyszka.

Jak to się zaczęło? Jak się Państwo poznali?

Poznałam Włodzimierza Korcza kiedy byłam jeszcze w zespole Partita, gdzie śpiewałyśmy chórki do jego piosenek. Mój mąż Janusz Budzyński pracował w Teatrze na Targówku, obecnie Teatr Rampa, gdzie Korcz był kierownikiem muzycznym i zdawałam tam egzamin wstępny przy całym zespole. Strasznie się stresowałam bo śpiewałam jego piosenkę. Jak już byłam w Teatrze na Targówku, z mężem zdecydowaliśmy, żeby spróbować sił w Opolu, w koncercie Debiuty. Było to w 1975 roku. Wybraliśmy piosenkę "Bywają takie dni" Ireneusza Iredyńskiego i Jerzego Derfla. Poprosiliśmy Włodka, żeby zaaranżował ten utwór dla mnie. Ta piosenka w moim wykonaniu i aranżacji Włodzimierza Korcza zdobyła wtedy główną nagrodę Ministra Kultury i Sztuki na tym festiwalu. Potem już wszystkie moje przedsięwzięcia artystyczne opierały się o Włodka. To znamiennie, bo jak pojechałam dwa razy do Opola z piosenką nie jego kompozycji, to wróciłam bez nagrody. Korcz był gwarantem wygranej. Oprócz mnie odpowiada przecież za wspaniałe debiuty Edyty Geppert, Danuty Błażejczyk, Katarzyny Skrzyneckiej.


Z Włodzimierzem Korczem, fot. Zosia Zija & Jacek Pióro

Szczególną piosenką na nowej płycie jest utwór poświęcony Zbigniewowi Wodeckiemu "Żal Niebieski". To bardzo ważna postać i silna relacja w pani życiu artystycznym i nie tylko.

Tekst piosenki napisała Monika Partyk. To piękna i ważna na tej płycie piosenka pamięci naszego wspaniałego kolegi. Straszny żal, że go nie ma. Miałam szczęście śpiewać z nim i cieszyć się jego sympatią, bywał w moim domu, na próbach, ale nierzadko wpadał też przejazdem, choćby poopalać się w ogródku. Ela, siostra Zbyszka, z którą był w codziennym kontakcie, powiedziała mi, że była nawet zazdrosna o mnie, bo za każdym razem, jak do niego dzwoniła, to mówił, że jest u Ali. Jako swoisty prezent od Zbyszka traktuję mój wspólny z nim występ na Festiwalu w Opolu w 2015 roku. Towarzyszyłam mu w piosence "Lubię wracać tam, gdzie byłem", która inaugurowała jubileuszowy koncert Polskiego Radia. Wykonanie zrobiło ogromne wrażenie, więc i ja byłam beneficjentką tego sukcesu.

"Przed Nocą i Mgłą" to utwór kończący płytę "Żyć się chce". Dlaczego tak piękna piosenka nigdy wcześniej nie ukazała się na płycie i co sprawiło, że teraz trafiła na Pani najnowszy album. Lubiła Pani serial "07 Zgłoś się"?

Tak, to świetny kultowy serial, fantastyczny główny bohater grany przez Bronisława Cieślaka, z piękną muzyką Włodzimierza Korcza. Przed laty nagrałam tę piosenkę w radio na potrzeby tego serialu. Potrzebna była piosenka do jednego odcinka, w którym refrenistka, która ją śpiewała, ginie. Potem śpiewałam ją parę razy, w programie u Zbyszka Górnego, także w Opolu. Ten utwór pojawił się też na wspomnianej płycie live z okazji naszego 31 jubileuszu, gdzie zaśpiewałam w duecie z Grzesiem Markowskim. To piękna piosenka, więc umieściliśmy ją jako bonus na najnowszej płycie z 12 nowymi piosenkami. Tym razem śpiewam w duecie z saksofonem, na którym gra ten sam muzyk, który nagrywał tę melodię 40 lat temu - legendarny Henryk Miśkiewicz. W tym roku zaśpiewam ten numer na festiwalu w Opolu także z Henrykiem Miśkiewiczem!

Bierze Pani udział w 2 edycji Wodecki Twist Festiwal. Jak Pani podchodzi do tej niezwykłej inicjatywy? Co zaśpiewa Pani na tym festiwalu?

Tak, ta inicjatywa jest rzeczywiście niezwykła. Wielkie chapeau bas dla córki Zbyszka Katarzyny Wodeckiej-Stubbs, że robi ten festiwal i do tego z takim rozmachem, na miarę postaci jaką był Zbyszek. Jako artysta i jako człowiek. Tak jak w ubiegłym roku, w tym też będą to dwa koncerty. Jeden instrumentalny w Teatrze Słowackiego, drugi, w którym śpiewane są piękne piosenki Zbyszka w Centrum Kongresowym ICE. W zeszłym roku popisywali się wirtuozi skrzypiec z Mariuszem Patyrą na czele, w tym roku zagrają trębacze, w tym wybitny Chris Botti, którego udało się Kasi pozyskać. Ja zaśpiewam dwa utwory: "Chwytaj dzień" ze słowami Jacka Cygana z Agą Zaryan i wokalem Zbyszka z taśmy, tak jak w oryginale, gdzie ze Zbyszkiem śpiewała Kayah, oraz "Nauczmy się żyć obok siebie" z pięknym tekstem Wojciecha Kejnego.


Fot. Zosia Zija & Jacek Pióro

Dlaczego aż 19 lat trwała przerwa w nagrywaniu płyt studyjnych między poprzednią "Wszystko może się stać" z 2016 a "Światem w kolorze nadziei" z 1997 roku?

Myśleliśmy, że nie ma po co już nagrywać. Nowego "Żagla" się nie wylansuje, praca ciągle jest, więc po co komu moje nowe piosenki. Nadeszła jednak presja w postaci kontraktu płytowego i ku naszemu zdumieniu ludzie kupują płyty, mówią, że to piękne piosenki, że się wzruszają i że czekają na więcej. Nadrabiamy więc tę prawie 20-letnią lukę i niebawem trzeba zacząć myśleć o kolejnej płycie.

Czy czuje się Pani zniewolona piosenkami "Jeszcze się tam żagiel bieli" czy "Odkryjemy miłość nieznaną". Śpiewa je Pani na każdym koncercie? W jednym z wywiadów powiedziała Pani, że jest Pan na "Żagiel" skazana. Co to znaczy?

Daj boże takiego zniewolenia każdemu ze śpiewających. To ogromny atut mieć piosenki, które się tylko z nami kojarzą. Ja naprawdę nie oburzam się, że publiczność na każdym koncercie domaga się "Żagla". Chociaż jest to jedna z najtrudniejszych w moim repertuarze piosenek.

Jak Pani słucha muzyki? Kogo słucha Alicja Majewska?

Słucham śpiewu ptaków w moim ogródku.

Co Pani sądzi o cyfryzacji muzyki i o praktycznie nieograniczonym do niej dostępie w internecie?

To bardzo złożona sprawa, ale uważam, że tak jak powinno się uczciwie płacić podatki, tak też muzyki powinno się słuchać uczciwie. Legalnie korzystać z dóbr kultury.

Rozmawiał: Maciej Ulewicz
Zdjęcie główne i slider: Zosia Zija & Jacek Pióro


Posłuchaj płyty Alicji Majewskiej "Żyć się chce" w legalnych źródłach




Publikacja powstała w ramach
Społecznej kampanii edukacyjnej Legalna Kultura






Publikacja powstała w ramach
Społecznej kampanii edukacyjnej Legalna Kultura
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Spodobał Ci się nasz artykuł? Podziel się nim ze znajomymi 👍


Do góry!