Rozmowy
CZYTELNIA KULTURALNA
/ Rozmowy
Mumio. Śmiech jest cudownym paliwem
19.06.19
– Premiera jest czymś strasznym, potwornym. Sytuacja niezwykle niebezpieczna, bo przecież do końca się nie wie jaki będzie odbiór. Nie wiesz czy cię wyniosą w butach – mówi Dariusz Basiński, 1/4 zespołu Mumio. O spektaklach Mumio Festivalu "Ktoś zapukał mi do buta, czyli 21 lat Mumio" z aktorami Jadwigą i Dariuszem Basińskimi oraz Jackiem Borusińskim rozmawia Joanna Sławińska, dziennikarka Polskiego Radia.
Wspominaliśmy w 1 części rozmowy, że Jeremi Przybora Was chwalił, ale czynił to "zaocznie", był na Waszym spektaklu, ale nie było okazji do rozmowy. Wy zaś czujecie jakiś rodzaj wspólnoty ze światem stworzonym przez Jeremiego Przyborę i Jerzego Wasowskiego, czego wynikiem jest spektakl "Przybora na 102". Co macie na myśli mówiąc, że Jeremi Przybora jest ojcem nie tylko tego spektaklu, ale i innych zdarzeń?
Jacek Borusiński: Jeremi Przybora przekazał swojemu synowi Konstantemu Przyborze kasetę VHS ze spektaklem "Kabaret Mumio". Jego syn, Kot Przybora pokazał kasetę swojemu współpracownikowi i współwłaścicielowi agencji reklamowej, Iwowi Zaniewskiemu. Tak zaczęła się przygoda z reklamą, która trwała bardzo długo i z której jesteśmy bardzo dumni. Na tym naszym festiwalu, w Teatrze Ateneum, wspominamy te reklamowe przygody. Wyświetlimy stare, ale również pokażemy te, których jeszcze nikt nie widział.
Jesteście kojarzeni przez publiczność przede wszystkim ze spektaklem "Kabaret Mumio", który także podczas Waszego festiwalu jest powtarzany - właśnie z reklamami Plusa. To co zaproponowaliście wywróciło styl reklam. Pokazaliście, że można nie do końca traktować to jako zadanie informacyjne. To ma być absurdalne, to ma zaciekawiać. Dobrze poczuliście się w tej formie.
Dariusz Basiński: Odbiorcy często powtarzali, że to wyjątkowo śmieszne, nowatorskie reklamy, ale pewnie nie przełożyły się sieci telefonicznej na sprzedaż. A tu okazuje się, że kampania dostała parokrotnie nagrodę Effie za skuteczność reklamy. Od początku tej kampanii kładliśmy nacisk na stronę wizerunkową i to dało ten efekt, bo firma z miejsca ostatniego - wtedy było na rynku jeszcze trzech konkurentów - wysunęła się na czoło. My też skorzystaliśmy, bo mogliśmy robić to, co lubimy, tzn. nie musieliśmy nachalnie mówić cały czas o produkcie. Wielki ukłon należy się osobie z Plusa, która wtedy zaryzykowała takie szaleństwo. Wiele reklam było autoironicznych. Szef marketingu zaryzykował, bo uwierzył, że warto pozbawić patosu wizerunek ich firmy. Polacy z autoironią mają spory problem podobnie jak polskie firmy. Iwo Zaniewski wyznał nam, że w agencji mają całe sterty pomysłów, które są naprawdę świetne, ale szef danej firmy mówi: "jesteśmy poważną firmą i nie możemy się ośmieszać". Postawa Plusa bardzo widzów ujęła. "Kurczę jakaś firma z ludzką twarzą. Śmieją się z siebie" - taki był odbiór.
Jadwiga Basińska: Iwo Zaniewski podjął to pierwsze ryzyko. Natomiast tam jest jeszcze... no i uciekł mi wątek...
Stop, to ja mam wątek, mianowicie: jak się pojawiło się Kopytko?
Jacek: Podwalina sceny była napisana, wiedzieliśmy mniej więcej, jak się rozpoczyna, a rzeczone Kopytko to był jakiś strumień, kompletnie wyimprowizowany - i ta wersja weszła do reklamy. Zacząłem mazać na papierze pod wpływem impulsu i wyszło Kopytko. I ja absolutnie do dzisiaj nie wiem dlaczego. Nikt tego nie wie. Iwo zauważył, że to były reklamy, których nie sposób byłoby napisać przy biurku od A do Zet. Liczył się błysk, flesz nieprzewidywalności.
Jadwiga: Właśnie o to chodziło. Stworzyć taką atmosferę, żeby człowiek oglądając reklamę czuł się wolny, nie przymuszony, że ma coś kupić.
Dariusz: Byli tacy, którzy wyraźnie mówili, że przeszli do sieci nawet nie patrząc na ofertę, bo po prostu chcieli się utożsamić z tym światem, który pokazujemy.
Jacek: W trakcie naszej kampanii odzywali się koledzy aktorzy i dziękowali, że teraz mogą wziąć udział w reklamie bez zażenowania, bez poczucia, że się sprzedają, byli wdzięczni za to, że to też może być smaczne.
Mówiliśmy o czymś, co nazwałeś błyskiem, jak z Kopytkiem. To się pojawia u Was w spektaklach jak choćby w "Przyborze na 102". Jakie znaczenie ma reakcja publiczności, czy publiczność może wyzwolić ten rodzaj natchnienia podczas improwizacji?
Dariusz: Aktor w teatrze jest w pewnym sensie zewnątrzsterowny, tzn. to jak reaguje widz pomaga lub przeszkadza. Czasami czujemy, że jest pewne skupienie, większe wyczucie naszego komizmu, a czasami, jest taka publiczność, która wychwytuje rzeczy śmieszne ale nie te, które my najbardziej lubimy, najśmieszniejsze naszym zdaniem. Szczególnie na spektaklu komediowym, a nasze spektakle takie są - czasem są tragikomiczne jak "Welcome home boys" - te reakcje są dla nas jak zapalnik. Mnie to bardzo pomaga. Ja często jestem niepewny swego, w związku z tym, jeśli choć jedna osoba takim dziwacznym śmiechem - co bardzo cenimy jako Mumio - takim niepowstrzymanym chichotem zareaguje, to od razu czuję się u siebie, mogę ryzykować, mogę spadać na cztery łapy. Szczególnie w improwizacji jest to istotne, kiedy człowiek nie wie, czy te łapy zdąży rozstawić przed gruchnięciem.
Jacek: To chodzi też o taki pewien rodzaj luzu, który się wtedy robi. Ten śmiech działa na nas tak, że mówimy sobie "spokojnie możesz się rozluźnić". A w momencie, kiedy robisz spektakl komiczny i jest ściana od strony widowni, to wtedy myślę: "Nie widzę cię, trudno oczywiście masz prawo, ja robię swoje". Jednak cały czas próbujesz widza jakoś zdobyć.
Mumio (Jacek Borusiński, Jadwiga Basińska, Dariusz Basiński) nagrywa spoty "W czerni kina" w Studiu ZET, fot. Katarzyna Rainka
A pamiętacie taki moment kiedy widownia słabo reaguje, mało się śmieje się, i wpadacie na genialny pomysł jak ją ożywić… Pamiętam z "Kawusi" - to jest bardzo śmieszne - w pewnym momencie Jacek Borusiński mówi "ja się dobrze bawię", no i publiczność w tym momencie się pokłada.
Dariusz: Ja widowni nie widzę, bo jestem dosyć próżny i gdybym zobaczył taką twarz nieprzychylną to raczej by mnie to speszyło. Więc patrzę ponad głowami widzów.
Jadwiga: Kiedy robiliśmy reklamy, a ktoś znał nas tylko z telewizji i przychodził na przedstawienie oczekując jakiejś powtórki, czy dalszego ciągu, często był co najmniej zdziwiony. W "Kabarecie Mumio" na przykład ja śpiewam piosenkę "Muszę chwilę zostać sama, żeby jakoś się pozbierać", która jest mówiąc kolokwialnie "odjechana". Darek gra krzywo na saksofonie itp. Pod koniec mieliśmy wrażenie, że ich rozbrajaliśmy i udało nam się zarazić naszym światem i to było cudowne.
Dariusz: Proces się odbywa w głowach ludzi. Oni powoli zaczynają wchodzić w tę mumiową rzeczywistość. Mieliśmy kiedyś kierowcę, który z nami jeździł, dość prostego, ale sympatycznego człowieka. W ogóle nie wiedział, co my robimy na scenie, ale przy setnym transporcie, to już się śmiał i nawet miał uwagi, że "Jadźka powinnaś zagrać bardziej tak". Warto wierzyć w widza, nie trzeba mu podawać tego, co - nam się wydaje - on chce i zrozumie, bo inne propozycje są za trudne. Widz jest inteligentny i elastyczny. Może naprawdę rzucić się z czegoś podrzędnego na coś smakowitego.
Jacek: Kiedy gramy "Kabaret Mumio", to jeżeli nawet w danym momencie nikt nie ma jakichś szaleńczych reakcji, to ja wiem, że zagrałem go 1000 razy, że 900 było świetnych. I trudno - być może państwo mają taki dzień, może ja mam gorszy dzień… i jakby nic sobie z tego nie robisz. Ale jeżeli grasz spektakl "Przybora na 102", który jest świeżym spektaklem, wychodzisz, jest piąty, dziesiąty i tak naprawdę my nie wiemy jak zadziała to połączenie: Mumio, Umer i publiczność. Jest niepewność, która powoduje, że w pewnym momencie zaczynasz cisnąć i już ten spektakl nie robi się taki lekki, smaczny - może i tak się zdarzyć.
Dariusz: Premiera jest czymś strasznym, potwornym. Sytuacja niezwykle niebezpieczna, bo przecież do końca się nie wie jaki będzie odbiór. Nie wiesz, czy cię wyniosą w butach.
Jadwiga: Wracając do tej publiczności i do kogoś kto siedzi i się nie śmieje. Ja to bardzo lubię. To we mnie buduje taką dyscyplinę. Nie chodzi o to, żebym się teraz przegrzała i zrobiła coś po bandzie, żeby wywołać huragany śmiechu. Nie mogę zaśpiewać piosenki "Zakochałam się w czwartek niechcący" tak, żeby za wszelką cenę rozśmieszyć - nie o to chodzi w tej piosence. I tak samo jest z Mumio, np. z piosenką "Muszę chwilę zostać sama", która dla niektórych jest taka mocna, jazzowa i śmieją się od razu, a niektórzy nie rozumieją jej, ale ja nie mogę za wszelką cenę tego dośmieszać. Trzeba robić swoje, tak jak to założyliśmy - można oczywiście improwizować.
Jacek: Ale przyznaję że śmiech jest cudownym paliwem. To są skrzydła, to jest wszystko.
Darek: Nie myślimy widzem w takim rozumieniu, że zrobimy wszystko na co on czeka. Są pewne tematy, jak polityka czy satyra, których nie ruszamy, bo nas to po prostu nie bawi. Zawsze robiliśmy tylko to, co nas samych ciekawi czy bawi, co jest naszym światem, naszym komizmem, i coraz więcej widzów łapie mumiowość, mamy takie wrażenie. Na Facebooku mamy bardzo niewiele, bo 14 tysięcy obserwujących. Bardzo późno założyliśmy konto, nie wykorzystaliśmy popularności w trakcie kampanii dla Plusa. Ale nasi subskrybenci są wyjątkowi, bardzo aktywni, kreatywni, sami piszą naszym językiem, tworzą nowe słowa. Jesteśmy im bardzo wdzięczni. Widz jest inteligentny i edukowalny, "czuje smaki garmażerki" i wszystkiego innego co jest mumiowe.
Widzowie kochają wasze postacie. W spektaklach na Mumio Festivalu te postacie się pojawią.
Dariusz: Podczas finału 27 czerwca w Teatrze Ateneum my te postacie z różnych spektakli wymieszamy, spotkają się w różnych, nie swoich rolach, prawie ze wszystkim postaciami, które były kreowane w Mumio. Nie będzie tylko postaci mumiopochodnych, np. z filmu Jacka Borusińskiego "Hi way", podobnie nie będzie postaci z mojej książki, które nie ujrzały jeszcze światła dziennego, a może kiedyś się pojawią.
Jadwiga: Będą między innymi Biedronka, Jeżyk, Piesek, Mariusz Wełna, Zurit ze spektaklu "Lutownica, ale nie pistoletowa tylko taka kolba" i wiele innych.
Jacek: Oprócz tego, że oni przybędą i zasiądą za tym stołem jubileuszowym, to po raz pierwszy będą wchodzić we wzajemne interakcje, poszczególne postaci z różnych spektakli będą przechodzić ze spektaklu do spektaklu.
Spektakl finałowy festiwalu, czyli "Ktoś zapukał mi do buta". Tytuł wziął się ze scenki Jacka Borusińskiego?
Jacek: To było wyimprowizowane. Trochę tak jest z tymi naszymi pomysłami, że one przychodzą tak jakby ktoś zapukał nam nimi do buta. Bo przychodzą nie wiadomo skąd, nie wiadomo od kogo.
Jadwiga: Pamiętam ten moment, kiedy powstało "Ktoś zapukał mi do buta". Na pewno było bardzo, bardzo późno - ok. 2 nad ranem. Jacek siadł na scenie, zmęczony i zdjął buta, tak sobie go klepnął i powiedział ten tekst. Zmęczenie jest bardzo ważne, czyli działanie na zmęczeniu. Choroba też pomaga, dlatego, że wszystkie zamknięcia się odblokowują, bo od siebie już niewiele wymagasz. Masz taką wolność i wtedy przychodzi pomysł.
Dariusz: Choroba może pomóc poprzez ograniczenia głosowo-wokalne. Jacek dostał kiedyś pewnego zaniku niskiej częstotliwości, zostały mu wysokie tony i to spowodowało, że scena poszła w dziwną stronę i powstała nowa postać dzięki chorobie. Niebawem zobaczycie to w Internecie na pewnej platformie - choroba spowodowała, że popłynęliśmy bardzo daleko.
Jadwiga: Ale nie wiem czy pamiętacie jak powstała np. piosenka "Sokół"? Ona też będzie na finałowym przedstawieniu. Powstała na 4 dni przed premierą, oczywiście w nocy po kilkugodzinnej próbie, kiedy byliśmy już bardzo zmęczeni i ja z takiej już zupełnej bezradności, czekając na jakieś ustalenie techniczne kucnęłam sobie na scenie i zaśpiewałam piosenkę o Sokole wędrownym. Wiedzieliśmy, że to jest to - od pierwszego wykonania.
Dariusz Basiński, fot. Katarzyna Rainka
Wyznam, że przy piosenkach w "Przybora na 102", zauważyłam, że Jadzia ma piękny głos. Tego akurat się nie spodziewałam, a tu nagle…
Dariusz: Prawdopodobnie my wszyscy mamy świetne głosy.
Jacek: To, że Jadzia ma świetny głos to się wszyscy spodziewali.
Jadwiga: Nie, bo ja przecież go wykrzywiam we wcześniejszych przedstawieniach i w "Kabarecie" i w "Lutownicy". Przecież ten głos jest wykrzywiony i połamany. Chociaż ktoś mi powiedział niedawno, że na wydziale jazzowym na jakichś zajęciach rozprawiano się z piosenką "Mucha nie kuca", którą śpiewam w pierwszym przedstawieniu. Ale wracając do tematu, to rzeczywiście po przedstawieniu "Przybora na 102" wszyscy mówią nam o tym, że nie wiedzieli, że my potrafimy śpiewać.
Jacek: Ale powiedzmy jeszcze coś o muzykach ze spektaklu "Przybora na 102". Oni dają tak niewiarygodne oparcie, że można improwizować nawet w takiej partyturze, gdzie mamy konkretną piosenkę, konkretny rytm, konkretne podziały. Mówię nie o improwizacji tekstem, ale o improwizacji pauzami, improwizacji intonacjami. Wojtek jest takim pianistą, Stanisław też, że absolutnie służy aktorowi perfekcyjnie, daje pewne oparcie.
Jadwiga: Wojtek Borkowski.
Dariusz: Jeśli chodzi o muzykę, to wiadomo, że współpracujemy teraz od dwóch spektakli z Tomaszem Drozdkiem. Tomek jest z kolei muzykiem wszechstronnym, multiinstrumentalnym i ma ogromną kolekcję instrumentów, a to daje wiele barw naszemu spektaklowi. On sam robi muzykę na żywo do "Welcome Home Boys", a tam jest wszystko: instrumenty klawiszowe i perkusjonalia, i lira korbowa, flety piszczałki i cigar-box amerykański, zrobiony po pudełku z cygar, taka gitara elektryczna. No niesamowite rzeczy. Muzyka była dla mnie zawsze moim wielkim marzeniem. Nie mam czasu, żeby je zrealizować ale może kiedyś… wtedy się dopiero okaże jakie wszyscy mamy głosy.
My tu sobie tak rozmawiamy o waszym jubileuszu, no ale jeszcze przecież parę lat przed sobą macie, jeszcze jesteście całkiem młodzi.
Darek: Dlaczego robimy jubileusz? Żeby ludzie zobaczyli, że Mumio żyje i żeby czekali na kolejne spektakle, a już jest jeden nowy prawie zrobiony. Może się pojawi na wiosnę.
Szczegóły?
Darek: To będzie spektakl bardzo muzyczny, bardzo śpiewany ale też oczywiście gadany i bardzo nietypowy.
Jacek: Dziwny, czerpiący z naszej wspaniałej tradycji, etniczny.
Jubileusz jest w Ateneum ale ostatnio w przestrzeni publicznej, rzadko można Was spotkać.
Dariusz: Pracujemy w MGOK-u, który nas przygarnął. Cudowne zabytkowe miasteczko Strumień na Śląsku, na granicy ze Śląskiem Cieszyńskim. Tam jest nasza siedziba i tam sobie próbujemy. Jesteśmy u siebie w domu. Tam będziemy grać spektakl jesienią z Magdą Umer. Natomiast, nie aspirujemy do tego aby mieć stałą siedzibę i ją utrzymywać. Są takie miejsca jak Teatr Ateneum, który jest naszą siedzibą w Warszawie, w Katowicach grywamy w Teatrze Wyspiańskiego, ale nie gramy tam na stałe. No i są takie miasta, które są ciągle nieodkryte, w Łodzi nam się dawno nie udało grać.
Jacek: Bo generalnie, proszę państwa, jesteśmy teatrem wędrownym, prawda? Czyli jedziemy tam gdzie nas zaproszą.
Trupa wędrowna.
Jacek: Tak, trupa wędrowna i myślę, że po tym festiwalu, bo bardzo często na rzeczonym Facebooku pytają nas: a kiedy będziecie w Gdańsku, Krakowie, Częstochowie, w Łodzi. Mam nadzieję, że będziemy w stanie sprostać tym zaproszeniom. Najchętniej gramy oczywiście w teatrach, bo to jest takie miejsce gdzie gra nam się najlepiej, ale jeśli są sceny np. w domach kultury, które mają charakter teatralny to bardzo chętnie przyjedziemy.
Jadwiga: Czekamy na zaproszenia do tych miast, ale potrzebna jest sala teatralna.
Jacek Borusiński, fot. Katarzyna Rainka
Jak będą Państwo chcieli, to Mumio zapuka wam do buta. Słuchajcie, chciałabym wiedzieć, czy Wy notujecie jakieś ludzkie zachowania, czy po prostu odtwarzacie je bez żadnych notatek, w trakcie realizacji? Przypomina mi się "Wykład, o chodzeniu z dziewczyną" czy o "podrywaniu". Te ruchy nóżką, kiedy "dziewczyna domaga się komplementów".
Jadwiga: "Ruch napiętką na zewnątrz".
To było z obserwacji?
Dariusz: Nie, to było z wydumki, tzn. tak sobie wyobraziłem, że dziewczyny tak proszą o zainteresowanie, ja nie wiem, ale ten wykładowca jest o tym przekonany. Bo to już nie jestem ja, a ten wykładowca, jakaś postać, która dalej ciągnie w swoją dziwną stronę.
Znerwicowany wykładowca, który przeciera czoło…
Dariusz: I ma pewną cechę wymowy...
Jadwiga: I jest przekonany o swoim geniuszu. A propos tego zapisywania, ja nie zapisuję tylko noszę. Mam gdzieś zmagazynowane osoby, zapamiętuję gesty tych różnych osób.
Jacek: Jest też taka pamięć rodzinna, tzn. czerpię z atrybutów moich cioć, wujków, babć. I pomimo tego, że może nie doświadczyłem tego w danej sytuacji, że babcia powiedziała "no no no", pijąc kawę, to ja wiem, że mogłaby to powiedzieć. To jest prawdziwe w tej mojej rodzinie, w mojej przeszłości, mojej historii, tak ten wujek by się zachował i ja też to mam. Każdy z nas gdzieś tam to ma, Darek ma tego znerwicowanego wujka. To ważne, żeby szukać tych rzeczy w sobie, w swojej pamięci.
Każdy ma, tylko nie każdy umie to pokazać. Moja koleżanka opowiadała mi o wujku w bryczesach, który zawsze dążył do tego, żeby opowiedzieć co zjadł na śniadanie, obiad albo na kolację. I wszyscy starali się tę rozmowę prowadzić tak, żeby nie dopuścić do tego, ale on jakoś tak potrafił z tym tematem podejść z jednej lub drugiej strony, nawiązać, że w końcu wypowiadał te słowa "A ja dzisiaj na śniadanie…".
Jadwiga: Świetne! A "wyżywienie doskonałe"? Niedawno rozmawiałam z taką 90-letnią nasza ciocią, która wracała z sanatorium i jedną z pierwszych informacji była ta o wyżywieniu - "wyżywienie było doskonałe".
Mumio wam nie wystarcza. Jesteście też aktorami poza Mumio, są doświadczenia reżyserii filmowej - Jacek wyreżyserował komedię "Hi way", Darek pisze książkę...
Jacek: Film jest dla mnie może nie drugą nogą, bo akurat byłaby krótsza od tej pierwszej, ale jest przestrzenią, w którą bardzo chętnie wchodzę. Może jeszcze inny film powstanie, scenariusz już jest. Darek komponuje muzykę, pisze kolejną książkę. Ale nasze największe wyzwanie to nasze rodziny.
Darek i Jadzia są małżeństwem. Z kolei Jadzia i Jacek są fizycznie podobni, podejrzewają was o pokrewieństwo.
Jadwiga: Tak, ale zapewniam, nie jesteśmy z Jackiem rodzeństwem. Ale wracając do tych przestrzeni, które nas zajmują. Wspomniałaś o śpiewaniu. W spektaklu "Przybora na 102" bardzo się realizuję, bo to było moim marzeniem od zawsze, żeby śpiewać na scenie. I może się kiedyś się spełni. Teraz natomiast bardzo realizujemy się w rodzicielstwie.
Jacek: Mamy 12 dzieci.
Wszyscy razem?
Jadwiga: My z Darkiem mamy czwórkę.
Jacek: Ja mam czwórkę i Tomek też ma czwórkę.
Dariusz: Tomek jest najmłodszy i najbardziej rozwojowy.
Jacek: Tomek ma duże szanse, żeby nas zdetronizować, wyprzedzić, czego mu życzymy zresztą.
Jadwiga: A nasze dzieci pozdrawiamy.
Mumio (Dariusz Basiński, Jadwiga Basińska, Jacek Borusiński), fot. Katarzyna Rainka
Zaprośmy dzieci na festiwal.
Dariusz: To jest ważne, że nasze spektakle są dzieciobezpieczne i wiele dzieci reaguje świetnie. Tam, gdzie dorośli nie wiedzą z czego się śmiać, dzieci świetnie to wyłapują. Nie ma treści niebezpiecznych, groźnych dla dzieci, więc to jest jak to się dziś mówi okrągło - spektakl dla widza od lat… hm, poniżej roku, a najstarszy z naszych widzów miał 208 lat. To był żółw, który został specjalnie przyniesiony z zoo w Magdeburgu, to wtedy było NRD. Reagowała rewelacyjnie. To była żółwica. Niestety krótko po spektaklu wyzionęła ducha. Nazywała się Rhota.
Ale ja widziałam też takich, którzy przeżyli Wasze spektakle i żyją do dzisiaj, na przykład ja.
Jadwiga: Zapraszamy zatem na festiwal!
Jacek: Na Mumioleusz do Warszawy. Biletów nie zostało wiele, ale zostały jeszcze w Katowicach, Wrocławiu, Gdańsku, Łodzi, Opocznie i Brzeszczach.
Chciałam Was jeszcze zapytać o wasz stosunek do Legalnej Kultury. Są artyści, którzy mówią: a to świetnie, że w internecie, nawet nielegalnie, krążą sobie nasze utwory, są nielegalnie odtwarzane. Czy dla Was jest to ważne, żeby to wszystko odbywało się zgodnie z literą prawa, czy też niech sobie hula?
Jacek: Na pewno miło jest jeżeli ktoś z tą naszą twórczością robi to, co my byśmy chcieli, ewentualnie na co się zgadzamy. Jeżeli byłaby taka sytuacja, że ktokolwiek chce coś z tymi rzeczami zrobić, to powinien nas zapytać o zgodę. Myślę, że to byłoby w porządku.
Dariusz: A ja bym chciał, żeby nielegalne było to, że jest taka duża przepaść w zyskach między autorem, twórcą, a na przykład wydawcą czy wydawnictwem. Autorzy czy twórcy - czy to będą muzycy czy pisarze - dostają niewielki procent tego, co ten sprzedający, handlujący. W przypadku wydawnictw to jest nawet poniżej 10 procent dla autora, a cała reszta dla wydawnictwa właśnie. Wiem, że tam jest druk, papier, kartki i tłocznia być może, oraz promocja, ale te proporcje są zachwiane, i chciałbym, aby to zachwianie proporcji było nielegalne. Trochę żartuję, ale czasami ma to coś wspólnego z piractwem. Takim porywaniem dobytku.
Jadwiga: Ja natomiast chciałam powiedzieć, że naturalną rzeczą jest, gdy udzielamy jakiegoś wywiadu do prasy, że ten wywiad autoryzujemy, i tak samo powinno być ze spektaklami. Jeśli coś tworzę, to pokazuję to, co bym chciała pokazać. A zdarzyło mi się kilka razy, że ktoś nagrał fragment naszego przedstawienia i wrzucił gdzieś - i to jest bardzo nieprzyjemne uczucie. Grając na scenie podpisuję się pod tym co robię, ale niekoniecznie podpisuję się pod tym, co zostało nagrane i w jaki sposób. To jest tak, jakby ktoś wchodził do mojego życia trochę jak złodziej. Absolutnie jesteśmy za tym, żeby odbywało się to na legalnych zasadach, z poszanowaniem prawa autorskiego.
Święte słowa. Bardzo dziękuje za rozmowę.
Rozmawiała: Joanna Sławińska
Zdjęcie główne i slider: Katarzyna Rainka
Publikacja powstała w ramach
Społecznej kampanii edukacyjnej Legalna Kultura
Publikacja powstała w ramach
Społecznej kampanii edukacyjnej Legalna Kultura
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego