Rozmowy
O pracy twórczej, rzemiośle i artystycznych zmaganiach. O rozterkach w kulturze i jej losach w sieci, rozmawiamy z twórcami kultury.
Novika. Niewyspane weekendy

CZYTELNIA KULTURALNA

/ Rozmowy

Novika. Niewyspane weekendy

Novika. Niewyspane weekendy

08.02.19

– Nie lubię terminów "królowa" czy "legenda", bo czuję się wtedy, jakbym miała 80 lat. Fajnie jak ktoś o mnie pamięta i bardziej bym się do prekursorów zaliczyła, niż nazywała królową. Doświadczenie mam ogromne, to jest 20 lat funkcjonowania. Ucho mam na tyle wyrobione, że jestem w stanie po minucie określić czyjś potencjał albo jakość nagrania, mam też spojrzenie przekrojowe na trendy, widzę jak one wracają i zataczają koło. Poza tym cały czas jestem obecna w klubach, praktycznie co weekend śpiewam w ramach projektu Novika & Mr. Lex. Teraz będę się też skupiała na występach z zespołem – mówi Katarzyna Novika Nowicka. Z wokalistką rozmawiamy o jej słabościach, nowej płycie "Bez cukru" i realiach zawodu muzyka.




Co lub kto daje Ci poczucie bezpieczeństwa?

Odpowiedź będzie w zasadzie banalna, przede wszystkim ludzie: rodzina, przyjaciele. Kiedy myślę o wyprowadzeniu się do innego kraju, to najbardziej powstrzymuje mnie to, że tam tego poczucia bezpieczeństwa może nie być, nie będzie wokół najbliższych osób. Czy coś z bardziej "służbowych" spraw daje poczucie bezpieczeństwa? Wiadomo, że daje nam je też sytuacja finansowa, a z tym w życiu artysty bywa bardzo różnie. Ja takiego braku poczucia bezpieczeństwa doświadczyłam przez ostatnie lata, do czego też tytuł płyty się trochę odnosi.

"Bez cukru" znaczy też, że nie owijasz w bawełnę?

Nie należę do osób, które walą prosto z mostu, zawsze dbam o to, co kto sobie pomyśli, że mogę go urazić i będzie mu przykro. Chociaż jak artyści wysyłają do mnie swoją muzykę, to jestem do bólu szczera, wydaje mi się, że o to chodzi w takiej poradzie. Natomiast "Bez cukru", to bez takich dodatków, które byłyby nie moje. "Bez cukru" czyli szczerze, niekoniecznie prosto w zęby, ale tak jak czuję.

Słychać to w tekstach, które - choć Twoje - powstawały przy okazji niecodziennych współpracy, m.in. z Natalią Grosiak.

Bardzo się cieszę z polskich tekstów, które są owocem burzy mózgów. Natalię poznałam bliżej podczas trasy Pawbeatsa, na którego płycie "Out" zaśpiewaliśmy. Poza nami była jeszcze Marcelina, xxanaxx, Buslav - fantastyczne grono nam się utworzyło. Pawbeats grał na scenie, a my się w garderobie zaprzyjaźnialiśmy. Natalię bardzo podziwiam, jej teksty są tak konkretnie o czymś przyziemnym, co nas dotyczy - jak "Tak mi się nie chce" - dotyczą jednej prostej rzeczy, ale są w taki sposób opowiedziane, że to nie jest banalne. To wielka sztuka. Zauważyłam, że młodzi artyści, którzy piszą teksty - nawet jeśli są fajne - to uciekają od banału poprzez abstrakcję, budują teksty z fraz. Fajnie brzmiących, abstrakcyjnych, poetyckich fraz, boją się takiego opowiadania historii…

Masz na myśli, że współczesne teksty są często puste w środku?

Nie chciałabym tak oceniać, choć bywa, że są puste w środku. Z drugiej strony, czy w piosence też nie chodzi czasem tylko o to, żeby fajnie brzmiała? Kiedy piszemy po angielsku, to dla odbiorcy jest ważne, żeby to fajnie brzmiało, nie każdy wnika w słowa. Natomiast Natalia Grosiak pisze bardzo życiowo i chciałam, żeby dopisała tekst do piosenki, którą przygotowaliśmy muzycznie z Bogdanem Kondrackim. Opowiadającej o słabościach, z którymi często się spotykałam, gdy ludzie obiecują sobie, że czegoś nie będą robić, a potem łamią to w najbliższy weekend.

Szczególnie na początku roku…

Dlatego zależało mi, żeby "Słabości" ukazały się w styczniu, bo wtedy jest najwięcej postanowień - które jeszcze trwają, albo już zostały złamane. I wiedziałam, że Natalia będzie idealna, bo to jest tak bardzo ludzka rzecz, a ja sama mogę sobie nie poradzić z takim tekstem. Z polskich tekstów na płycie tylko "Od dziecka" jest napisana od początku do końca przeze mnie.

A jakie są Twoje słabości?

W teledysku przedstawiam siebie z karteczką "(w) miasto". Miasto rzeczywiście lubię, wiem, że po wyjściu z naszej rozmowy pójdę do kawiarni na latte. To okropny zwyczaj, ale lubię w tej miejskiej atmosferze pracować, wiele moich tekstów powstało w kawiarniach. Mam do tego słabość - wiem, że to marnowanie pieniędzy i czasu, bo mogłabym się tej kawy napić w domu, ale… Dobrze się czuję w mieście, w którym są znane mi punkty odniesienia. "W miasto" dotyczy tego, że często występuję w weekendy i w innych miastach. A ponieważ nieczęsto spotykam się z przyjaciółmi, to jak już pójdę w tę Warszawę - jeśli akurat tu występuję - to często mam problem, żeby wyhamować i wrócić do domu. (śmiech)


"Bądźmy świadomi! Korzystajmy z legalnych źródeł... tak jak ja! NOVIKA", fot. Legalna Kultura

Wciąż imprezujesz po nocach?

Tak, to jest rodzaj słabości, ale też sposób na odreagowanie wszystkiego. To nie jest na pewno dobre, bo lepiej odreagować sportem - ale sport też uprawiam. Zaczyna brakować czasu na relacje pozainternetowe - siedzimy na messengerach, ciągle wysyłamy SMS-y, więc jak już się spotkamy w weekend, przy barze czy na parkiecie, to mi się zdarza długo imprezować. Poza tym jak występujemy, to w każdym mieście mamy też swoich przyjaciół. Więc te weekendy robią się trochę niewyspane.

Wspominasz o przywiązaniu do portali społecznościowych, które wywróciły nasze życie do góry nogami. Podobnie zareagowaliśmy na serwisy streamingowe. Jak wpłynęły one na rynek muzyczny?

Każda moja płyta ukazywała się w innej rzeczywistości rynkowej. Odnajduję plusy i minusy tej sytuacji. Ostatnie zmiany spowodowały totalny wysyp płyt, jest ich tak dużo, że nie jesteśmy w stanie tego przesłuchać. Przez to jakaś perełka może też łatwiej przepaść, choćby to było coś fenomenalnego: jeśli nie opłacisz postów na Facebooku i nie zrobisz kampanii na YouTube’ie, to cię nie widać. To mnie trochę boli. Gdy prezentuję w swojej audycji młodych i wartościowych twórców, to cieszę się, że pomagam im w byciu dostrzeżonym. Ten tłok ma na pewno negatywny wydźwięk, ale jednocześnie poprawiła się jakość muzyki, programy do jej obróbki są coraz lepsze, a młodzi ludzie mają otwarte na technikę umysły. Ja nie zgłębiłam tajników produkcji i myślę, że to się już nie stanie. Chociaż ostatnio Róisín Murphy zasadziła mi haka, pochwaliła się na swoim Twitterze: zrobiłam własny aranż na Abletonie, czemu mi nikt wcześniej nie mówił, że to jest takie proste. (śmiech) Ja też tworzę jakieś prościutkie konstrukcje na Abletonie, które wysyłam do producentów, ale nie nauczyłam się tego aż tak. Wracając do pytania - jakość jest lepsza, ale jest problem z oryginalnością. Jesteśmy już przyzwyczajeni do szybkiego słuchania, po paru sekundach wiesz, do jakiej szufladki wrzucić piosenkę - choć tych szufladek są setki. Tak samo algorytmy na Spotify’u, nawet nie zwrócisz uwagi, a już leci coś podobnego do tego, czego słuchałeś. Zamienia się w ten sposób muzykę w produkt, a to się przekłada na odbiór muzyki w klubach. Muzyka jest już tak łatwo dostępna, słyszymy ją na co dzień w reklamach, że nie jest już tak atrakcyjna w klubie (mówię o muzyce elektronicznej, klubowej), jest przedłużeniem tego, co mamy na co dzień. Nie ma już tak dużego szacunku do DJ-a. Są oczywiście wyjątki, w Warszawie np. kluby Jasna i Smolna, do których ludzie przychodzą na konkretnych DJ-ów, najczęściej związanych z nurtem techno. Tam przyjdziesz o 7 i jest full, niczym nie odstaje to od Berlina czy Londynu. Ale jest masa miernoty, niestety, a ludziom to nie przeszkadza. To jest koło zamknięte: DJ chciałby zagrać ambitniej, ale odbiorcy już się osłuchali i chcą mieć dalej to samo. Jak nie zagra, to będą chodzić i go męczyć, więc już sam z siebie zacznie to grać.

Kiedy zaczynałaś, miałaś o wiele łatwiej, byłaś pierwsza w swoim gatunku. Czujesz się "królową polskiej sceny elektronicznej", jak się o Tobie mówi?

Muszę sprostować, byłam jedną z pierwszych, bo przede mną była Pati Yang (pracowałam w firmie fonograficznej, która wydawała jej płytę). Był też zespół Husky, który debiutował równolegle z Futrem, w pewnym momencie mieliśmy nawet "wspólną" piosenkę tygodnia, puszczaną na przemian. Nie lubię terminów "królowa" czy "legenda", bo się czuję wtedy, jakbym miała 80 lat. Fajnie jak ktoś o mnie pamięta i bardziej bym się do prekursorów zaliczyła, niż nazywała królową. Doświadczenie mam ogromne, to jest 20 lat funkcjonowania. Magiczny rok 1998 kiedy powstała Radiostacja, Asfalt Records… Po prostu czuję to, ucho mam na tyle wyrobione, że jestem w stanie po minucie określić czyjś potencjał albo jakość nagrania, mam też spojrzenie przekrojowe na trendy, widzę jak one wracają i zataczają koło. Poza tym cały czas jestem obecna w klubach, praktycznie co weekend śpiewam w ramach projektu Novika & Mr. Lex. Teraz będę się też skupiała na występach z zespołem. Ale czuję, że mam prawo się wypowiadać na temat muzyki klubowej.

Zdecydowanie. Będzie trasa promująca "Bez cukru"?

Tak, właśnie się przygotowujemy. W moim zespole będzie Agim Dżeljilji i fenomenalny perkusista Rafał Dutkiewicz - bardzo się cieszę na to spotkanie. Być może będzie więcej osób, a może zagramy w kameralnym składzie, jeszcze nie zdecydowaliśmy. 30 marca zagramy koncert promujący w Warszawie, potem pojawimy się na Enea Spring Break w Poznaniu. Byłam tam parę razy i to jest świetna impreza, można się tam zaprezentować w pigułce, koncerty są krótkie i jest ich bardzo dużo, ma to swój showcase’owy charakter. Marzy mi się, żeby dostać się na polskie festiwale, bo to jest świetna publiczność głodna dźwięków. Nie wiem czy wyluzowują się, kiedy są z daleka od domu, ale jest to zupełnie inna publiczność od tej, która wpada do klubów.

Społeczność festiwalowa.

Dokładnie. Mamy w czym wybierać, więc mam nadzieję, że się uda.

Bardziej Audioriver czy Open'er?

Na Audioriver ciągle bardziej pasujemy z projektem Novika & Mr. Lex, "Bez cukru" jest trochę za bardzo po polsku, ale zobaczymy. Na Open'erze grałam z każdym albumem, byłoby super tam powrócić.


Prace nad płytą nie są proste?

Oczywiście. Najpierw spotykamy się z wytwórnią, która ma swój plan wydawniczy i trzeba to z głową umieścić. Dałam się przekonać, że przełożenie płyty z wiosny 2018 na styczeń 2019 nie ma znaczenia. Jeśli możemy to dopracować i wykorzystać ten czas konkretnie, to warto. Zawsze mówię artystom, żeby się nie spieszyli, że jeśli nie mają dobrego wydawcy, to warto poczekać, pokombinować, a nie wydawać album samodzielnie "na już". Wiadomo, artysta jest niecierpliwy, nie lubi jak jego twórczość leży. Ale trzeba umieć wypośrodkować, jak się spali płytę - trzeba wydać kolejną. Nie wskrzesi się albumu, który od roku leży w sklepach. Cała konstrukcja musi się oprzeć o to, by dotrzeć do odbiorcy w momencie premiery.

Jest to trochę utrudnione, wytwórnie narzekają też na brak pieniędzy.

Można powiedzieć, że to czasy, w których artyści wzięli się do roboty (śmiech). To nie jest tak, że idzie się do wytwórni, a w niej czeka czerwony dywan, doradcy cię wymyślą i wszystko załatwią, a artysta będzie tylko jeździć na koncerty i udzielać wywiadów. Nie ma czegoś takiego. Może gdzieś na samym topie, ale od tego są dodatkowi ludzie, tego nie robi wytwórnia. Dziś ilość pracowników jest mniejsza, a wydaje się coraz więcej, wytwórnia gwarantuje ci tylko podstawę -  jeśli chcesz więcej, to musisz zakasać rękawy i ostro pracować. Ja na przykład sama sobie ogarniam wszystkie profile społecznościowe i czuję się jakbym do regularnej pracy chodziła, to jest tyle roboty: obmyślania, strategie, co, kiedy, a tu tekst za długi i Facebook tego nie przyjmie, algorytmy… Można by wydać książkę "Jak przechytrzyć Facebooka", bo to do tego dochodzi (śmiech). I zamiast się zajmować czymś twórczym, to siedzę i jak mróweczka tłukę. Ale jaki mam wybór?

Wobec tego czy opłaca się jeszcze dziś wydać płytę?

Mam dla Ciebie dokładnie przygotowaną odpowiedź. (śmiech) Wszyscy mówili, że się nie opłaca, że to już nie jest czas płyt itd. Tylko, że ani przy "Lekko", ani przy "Parze", ani przy EP-ce "Novika Collabs", która wyszła tylko cyfrowo, nie było takiego zainteresowania jak teraz, kiedy jest już płyta. Ludzie chcą posłuchać całości, jest odzew na hasło "płyta", to działa na organizatorów imprez, festiwali, koncertów - bo jest ten pretekst. Jest coś namacalnego i jest też skończona opowieść, więc myślę, że płyta to nie jest jeszcze przeżytek. Może w przypadku najbardziej mainstreamowych artystów, gdzie wydaje się singiel za singlem, ale tam kariera opiera się o radio. Natomiast ja, jak i cała grupa artystów, nie jestem obecna w radiu. Skupiamy się na necie, graniu koncertów, sama już nie wiem gdzie my mamy istnieć. Płyta na razie jest bardzo potrzebna.

Jeśli spojrzymy na dane ZPAV, polskie płyty świetnie się sprzedają - na 20 najlepiej sprzedanych albumów tylko 3 to płyty zagraniczne.

To akurat będzie totalnie spadało na głowę, m.in. przez różnice w cenie i to, że za darmo możesz sobie odpalić album zagranicznego artysty w telefonie. Jeśli chodzi o polskich artystów, to słuchacz się trochę bardziej utożsamia - jak będzie miał płytę Noviki, to będzie mógł pójść z nią po autograf po koncercie, w książeczce są teksty, więc sobie pośpiewa… A tych zagranicznych coraz częściej traktujemy jako to radio - niektórzy tylko z YouTube’a korzystają, wchodzą co rano przejrzeć nowości. Czasami i ja słucham tego, co jest dla mnie wyselekcjonowane, żeby nie przegapić czegoś ciekawego, staram się to uzupełniająco traktować. Mówię o przygotowaniu audycji.

No właśnie, bo w radiu jesteś - paradoksalnie - obecna od wielu lat, ale jako prowadząca. Od ponad roku w ChiliZet prezentujesz "Lekkość bitu", głównie polską muzykę…

Moja audycja trwa tylko godzinę, może będzie trwała dwie, bo brakuje mi czasu na zagraniczne nowości. Ale też brakuje mi go na solidne przygotowanie się, bo to jest przekopywanie się przez maile od wytwórni, ściąganie piosenek i płyt z ftp-ów. To jest oczywiście bardzo fajne, ale skąd brać czas na posłuchanie wszystkiego i wybranie tego, co mnie interesuje? Zawsze sprawdzam co nowego pojawia się na iTunesie czy Spotify’u, bo tu są często inne rzeczy. Kiedyś przeglądałam Beatport w poszukiwaniu bardziej odjechanych kawałków. Pierwszy raz w tym roku nie zrobiłam podsumowania albumów zagranicznych, bo nie czułam się kompetentna - także przez intensywną pracę nad płytą - żeby się zapoznać z wydawnictwami.


Fot. Eliza Krakówka

Podsumowanie polskie można znaleźć za to u Ciebie na Facebooku. Ciężko jest wybrać? Ostatni rok w polskiej muzyce był bardzo dobry.

Lubię to robić! Jeśli chodzi o znajomość tego, co jest na polskim rynku, to staram się trzymać rękę na pulsie. Zapomniałam w moim podsumowaniu zamieścić najnowszej płyty KAMP! Nie wiem jak to się stało. To jest płyta na zagraniczny rynek, dopracowana w każdym szczególe, przebojowa, fajnie by było, gdyby chłopakom udało się coś wokół niej zrobić. Ale są też tacy artyści, których trzeba wspierać. Była u mnie ostatnio Ina West, która sama wyprodukowała i zmiksowała swój album, jest naprawdę świetna. Wyprodukowała płytę jako czekoladę, do której jest tylko dołączony link do pobrania płyty. To jest fantastyczne, że młodzi ludzie są tacy kreatywni, bo też są takie czasy, że takimi mykami możemy spowodować, że ktoś się nami zainteresuje. Ej, ta dziewczyna wydała czekoladową płytę! Więc też się zainteresujemy muzyką, to jest super przemyślana strategia.

Coraz lepiej sprzedają się też winyle. Będzie "Bez cukru" na czarnej płycie?

Ta okładka byłaby taka ładna duża, prawda? (śmiech) Zachwyciły mnie akwarele Jagny Wróblewskiej, można je zobaczyć na jej Instagramie. Portretuje głównie zwierzęta na białym tle, używając bardzo żywych kolorów, bardzo mi się to spodobało. Mam takie gadżeciarskie podejście do sztuki i od razu chciałam, żeby to ona pracowała nad moją okładką. Jeśli chodzi o winyl, to musiałabym z wytwórnią się porozumieć, bo sama tego nie sfinansuję. Ale słyszałam, że winyle przeżywają jakiś revival, może to nie jest taki do końca głupi pomysł. A dużo osób pyta o to. Mam tylko jednego winyla, który sama zrobiłam z Niewinnymi Czarodziejami, "Finally".

Trzeba szukać sposobów na zarobek. Dziś płyty CD się nie sprzedają, jeśli już to pliki cyfrowe, choć króluje streaming.

Myślę, że jest to jakiś etap przejściowy, który wymaga uporządkowania i dostosowania wszystkiego do nowych czasów, żeby artysta nie był poszkodowany. Weźmy nawet kontrakty z wytwórniami, one są odgórnie przygotowywane przez centrale zagraniczne, to jest tak samo jak z ustawami. One są zmieniane co parę lat, ale parę lat na rynku to są lata świetlne! Legislacyjna strona nie jest porządkowana na bieżąco, bo po prostu nie nadąża, to wymaga zmian. Ktoś musi to przygotować, przetłumaczyć, wprowadzić w życie - wiadomo, że musi to trwać, ale zdecydowanie wymaga to przyspieszenia, żeby artyści mieli większy procent, żeby stawki ze streamingu były wyższe. W tej chwili są najwyższe, gdy ktoś kupuje plik na iTunes’ie, ale najmniej osób tam kupuje. I bądź człowieku mądry, na czym tu się koncentrować. Wspieram wszystkie kwestie związane ze zmianami w prawie, współczuję biednej Marysi Sadowskiej, której się dostało strasznie. Popieram te działania i nawet jeśli się na tym do końca nie znam, to jest tam sztab ludzi, którzy się z tym zapoznali. Najbardziej wkurza mnie, że ludzie reagują na to bardzo emocjonalnie, bez zapoznania się z tematem. To dotyczy oczywiście wszystkiego, także polityki, koguty po prostu. Wszędzie możemy się ze sobą ścierać, w bardzo łatwy sposób w dodatku, najłatwiej na Facebooku czy Twitterze. W społeczeństwie nie ma świadomości jak wygląda życie artysty i jego rzeczywistość finansowa.

Pierwsza rzecz z brzegu - ponad rok pracowałaś nad płytą.

I to bez żadnej pewności, że coś z tego będzie! Że ją sprzedam, zagram koncerty? Nie ma tu żadnego wsparcia. Daleka jestem od krytykowania ZAIKS-u czy STOART-u, nie wiem co byśmy bez nich zrobili. Ale cała kwestia z naszymi emeryturami, tu nie ma żadnej stabilizacji, wchodzimy w wiek dojrzały - jak ja teraz - i nagle się człowiek łapie na tym: kurcze, co ja mam zrobić? Do pracy pójść? Trochę jest już za późno, nie wiem, czy jeszcze umiem. To bardzo trudny moment. Mam kilka pomysłów na działalność, ale gdybym miała tak po prostu pójść do pracy, to zapewne trudno byłoby mi się odnaleźć na rynku, a mogłabym już też nic po prostu nie nagrać. Siedzenie w firmie do godziny 18 to był właśnie powód, dla którego odeszłam z korporacji. Pracowałam w Sony Music, ale wiedziałam, że pracując nie zrobię tej muzyki. Nie potrafię. Są ludzie, którzy potrafią to łączyć.

Ale większość jednak ma problem z wydaniem kolejnej płyty, jeśli regularnie pracuje.

Wielu młodych sprytnie sobie to poukładało, bo np. są świetnymi grafikami i robią muzykę. Sami sobie tę muzykę opakują, opracują graficznie, a jednocześnie mają jeszcze inne zlecenia, które przynoszą pieniądze. Łączenie dwóch wolnych zawodów ze sobą, to jest fajne rozwiązanie. Trzeba zawsze pamiętać, żeby mieć coś w zanadrzu. Nawet jak ludzie piszą teksty dla innych, coś trzeba robić, bo z własną muzyką, to może nas zaprowadzić do trudnej sytuacji.

Dość głośno zrobiło się wokół zmian we Fryderykach, jak oceniasz to jako dwukrotna zdobywczyni tej nagrody?

Myślę, że Fryderyki są bardzo potrzebne, muszą być takie nagrody, które są uznawane za prestiżowe. Jest dosyć dyskusyjna kwestia głosowania, sama głosuję i wiem jak to się odbywa, jak często jest w pośpiechu albo żeby pomóc kolegom. Jest tego dużo, nie ma próbek dźwiękowych - a nawet jakby były, to nikt by czasu nie znalazł - dla tych, którzy nie znają się na danym nurcie. Myślę, że dzięki temu zdobyłam dwa Fryderyki, bo wtedy nie było tak dużo artystów klubowych, a ludzie kojarzyli Novikę, dlatego zdobyłam nagrodę np. za płytę z remiksami. Warto jest mieć tę świadomość i nie podniecać się za bardzo Fryderykami. Cieszyć się z tego, bo masz za darmo pakiet promocyjny. Natomiast nie szłabym tak daleko, że skoro dostałam Fryderyka, to nagrałam świetną płytę. Wiele osób jest pomijanych, bo nawet nie zgłaszają swoich płyt. Ale miejmy to swoje święto, niech będzie krytykowane - tego się nie uniknie, tak jest na całym świecie. Ciekawa jestem jak to będzie wyglądało, kontrowersyjne jest przeniesienie całej imprezy do Katowic.

Z drugiej strony są tam świetne sale koncertowe, m.in. NOSPR.

Ja w ogóle uwielbiam Katowice i ich festiwale jak Tauron Nowa Muzyka - jestem tam co roku! Tu nie mam zastrzeżeń, dla branży będzie to trudne, bo trzeba się tam wybrać. (śmiech)



Praca nad płytą, to nie tylko nagrania w studiu, ale też np. teledyski. Bardzo podoba mi się pomysł na teledysk do "Słabości". Na ile masz wpływ na swoje wideoklipy?

Stuprocentowy właściwie. Miałam różne doświadczenia z teledyskami, postanowiłam, że nie będę teraz pewnych rzeczy odpuszczać. Chociaż przy "Lekko" trochę odpuściłam, bo prawie mnie tam nie ma, nie do końca tak miało być, ale to był wyjazd, spontaniczna sytuacja. Ale uważam, że teledysk jest świetny i Marianna Zydek bardzo fajnie tam zagrała i mam po "Kamerdynerze" gwiazdę w moim teledysku. Pomysł na "Unsafe" był całkowicie mój, chciałam się odnieść do lat 90-tych, szczególnie zainspirował mnie teledysk Neneh Cherry. "Słabości" to też był mój pomysł, klasyczny low budget. Jeśli mamy pomysł na muzykę, to warto poświęcić chwilę na pomysł na obraz, bo jest się potem bardziej zadowolonym z teledysku, a jeśli wyszło to ode mnie, to satysfakcja jest o wiele większa. Nie można iść na kompromisy. Trochę mnie to nakręciło i chciałabym dalej iść w tym kierunku, niemniej muszę to robić za własną kasę, a nie stać mnie na to. W dzisiejszych czasach dobrze byłoby zobrazować w jakiś sposób każdy kawałek z płyty. W polskich realiach jest kombinowanie, czasami pojawia się ktoś, kto ma pomysł i po prostu chce zrobić teledysk. BOKKA miała teledysk zrobiony przez swoich fanów, dosłownie, ale naprawdę na wysokim poziomie, teraz Król wypuścił teledysk nakręcony komórką. Jak byłam na Maderze, to też zaczęłam kręcić coś telefonem w poziomie, może gdzieś się wmontuje.

Jakie są Twoje inspiracje?

Wiele rzeczy w naturalny sposób podpatrujemy. Jak ekipa Turbodizel miała pomysł, żeby w teledysku "Unsafe" mnie multiplikować, to się strasznie ucieszyłam, bo mi się to skojarzyło z teledyskiem Michela Gondry - jestem jego absolutną fanką - do "Let Forever Be" The Chemical Brothers. W nim aktorka-modelka też jest multiplikowana, oczywiście w dużo większej skali, bo budżet był o wiele większy. Ale rodzaj takiego wariactwa bardzo mi się podoba, jestem też fanką teledysków Becka, one zawsze są pojechane i na wysokim poziomie, każdy jest inny i opowiada jakąś historię. O wiele mniej kręcą mnie teledyski filmowe, które mają świetne zdjęcia czy historie dziejące się w lesie. Nadal wiele osób takie kręci, ale to nie jest do końca moja działka. Natomiast muzycznie czerpię inspiracje z tego, co obserwuję. Ludzie są dla mnie kopalnią wiedzy, lubię się przypatrywać relacjom, tym, co się dzieje w psychice pod wpływem bodźców, z jakimi problemami zmagają się ludzie w dojrzalszym życiu. Chociaż młodzi czasem też, wczoraj miałam wywiad z Patrickiem The Panem, który nagrał płytę "3.0" na 30 urodziny i mówię mu, że te refleksje są tak gorzkie, jakby miał 40 lat lub więcej. Młodzi ludzie też potrafią być bardzo "dołerscy". Muzykę, która do mnie przychodzi zewsząd, szczególnie autorskie teksty polskich twórców, lubię analizować - jestem fanką Króla, Baśki Wrońskiej, teraz będzie moim gościem Misia Furtak, która też ciekawy album wydała. To nie jest kwestia kopiowania, tylko nasiąkania tym wszystkim, tak samo jak nasiąkamy książkami, dużo moich angielskich tekstów to inspiracje z tego, co przeczytałam.

Czytasz książki po angielsku?

Czytam, skończyłam anglistykę, więc to była moja obsesja, byłam zafascynowana wszystkim co brytyjskie. Kupowałam w EMPiK-u z koleżanką magazyn "The Face" za 20 zł - wtedy to było dużo - i czytałyśmy go od deski do deski, wycinałyśmy jakieś strony. Potem, kiedy pracowałam w Sony, mogłam czasem służbowo polecieć do Londynu. Och, byłam absolutnie zakochana w tym mieście, do dziś zresztą jestem w tym, jak brzmi prawdziwy brytyjski angielski. Dużo tekstów też sobie analizowałam, Jamiroquaia, Björk, wszystko potem wyłazi, nie ma siły, żeby tego uniknąć.

A co ostatnio czytałaś?

U mnie leży taki stosik, 3-4 książki, które czytam jednocześnie. Niestety muszę powiedzieć, że przez to dłubanie w telefonie czytam mniej. Często jeżdżę autobusem, więc zawsze brałam książkę, ale teraz widzę, że ciągle rozmawiam lub robię w drodze inne rzeczy. Czytam za to przed snem, ale nim zdążę skończyć rozdział to już śpię. (śmiech) Dlatego czytam książki strasznie długo, ale to nie przeszkadza, jeśli można wsiąknąć. Teraz np. czytam po angielsku "Swingtime" Zadie Smith oraz "Opowieści bizarne" Olgi Tokarczuk, to można sobie podzielić. Obie są rewelacyjne. Skończyłem ostatnią, wydaną pośmiertnie książkę Janusza Głowackiego "Bezsenność w czasie karnawału" i zamierzam się zabrać do "Sonnenberg" Krzysztofa Vargi, ale jest gruba, więc długo mi zajmie. (śmiech) Tak jak w muzyce, lubię bardzo polskich autorów: Dorotę Masłowską, Michała Witkowskiego - on jest specyficzny, ale rewelacyjny, strasznie lubię taką błyskotliwość języka, tym bardziej, że sama nie posiadłem tej umiejętności, jeszcze to przede mną.

Może trzeba więcej próbować po polsku?

Chciałabym się tego nauczyć, ale zamierzam uczyć się poprzez praktykę - jak najwięcej rzeczy sobie zapisywać, przerabiać je, przekształcać, żeby wpisywały się w ten piosenkowy format.

Szukać w sobie.

Ale trzeba wszystko notować, dyktafon i notesik mieć zawsze przy sobie.

Czy spotkałaś się z piractwem Twojej muzyki? Dziś, dzięki portalom streamingowym, piractwo muzyczne odchodzi na szczęście do lamusa.

Mam taką nadzieję, że to przynajmniej jest pozytywny efekt streamingu. Nie wiem, bo przysięgam, że nigdy w życiu z żadnego serwisu nic nie ściągnęłam, bo bym się czuła po prostu strasznie. Ale wiem, że ludzie to robili i nie mieli z tym nigdy problemu, a teraz faktycznie tego nie ma. Jest cały czas problem z YouTube’em, bo czy fani mogą zamieścić filmik z koncertu? Jest mi zawsze przykro, gdy muszę ich upomnieć, żeby je zdjęli, bo wiem, że to jest wyraz sympatii. Robią to w dobrej wierze po prostu, często nie mają świadomości, że łamią prawo. Mam taki przypadek w swojej karierze, od 3-4 lat dostaję informacje od znajomych, że moja piosenka "Miss Mood" w remiksie Satin Jackets leci w barze w Tajlandii albo w innym egzotycznym miejscu. Totalnie popłynęła w świat, była też na kilku kompilacjach typu "Ibiza". I właśnie jest na YouTube’ie zamieszczone przez kogoś, miliony odtworzeń.

A Ty nic z tego nie masz.

Zajęliśmy się tym za późno, długa historia. Sama to wrzuciłam, ale wiadomo, że się już tego nie dogoni. Jest problem, bo ludzie nie mają świadomości, że tego nie mogą robić. "Jak to nie mogę? Mam swój kanał, to mogę wszystko." Nawet moje dziecko było przerażone, jak była propaganda na temat tzw. "ACTA 2", mówiła: "mamo, nie będziemy mogły nic wrzucać, będziemy banowane" - a przecież ona nic z tego nie kuma. Widać brak edukacji w tym temacie. O co chodzi? W szkołach to wprowadzić do programu? Być może. Tam, gdzie mówimy "uważajcie na pedofili", to przy okazji dorzućmy informacje "miejcie świadomość, że nie jesteście właścicielami cudzych nagrań". Tym bardziej, że ci młodzi bardzo szybko mają swoje kanały. Moja córka w wieku 11 lat ma Instagram, ma YouTube’a, TikToka. Śmiejemy się z moim Maćkiem, że widzimy na ulicy "tiktokowe" koleżanki mojej córki, bo to jest już widoczny, określony styl. My dorośli nie zrozumiemy już tego. Z jednej strony musimy się temu poddać, a z drugiej jednak podsuwać to co wartościowe.

Rozmawiał: Krzysztof Zwierzchlejski
Zdjęcia główne i slajder: Eliza Krakówka / Warner Music Poland


Posłuchaj płyty Noviki "Bez cukru" w legalnych źródłach




Publikacja powstała w ramach
Społecznej kampanii edukacyjnej Legalna Kultura






Publikacja powstała w ramach
Społecznej kampanii edukacyjnej Legalna Kultura
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Spodobał Ci się nasz artykuł? Podziel się nim ze znajomymi 👍


Do góry!