Rozmowy
CZYTELNIA KULTURALNA
/ Rozmowy
Czyste uzależnienie
23.06.14
Wydali pięć płyt w dziesięć lat. Koncertowanie i pisanie piosenek jest dla nich tak naturalne jak oddychanie. Żyją swoim zespołem i są przekonani o jego wielkości. Aroganci? Może. Na pewno jedni z ostatnich, którzy wierzą w moc rock'n'rolla i stadionowych hymnów. A my wierzymy w Kasabian. O nowej płycie '48:13', dystrybucji muzyki w sieci, lodach i coli z rumem rozmawiamy z liderem zespołu, Sergio Pizzorno.
Ilekroć spotykamy się przy okazji nowej płyty, w powietrzu zawsze wisi ekscytacja, co jest zrozumiałe - artyści kochają swoje najnowsze dzieło. Dlatego chciałabym zacząć od pytania, co dziś myślisz o 'Velociraptor!', poprzedniej płycie Kasabian?
To była płyta ważna w podróży, jaką jest historia zespołu. To idealny pomost między 'West Ryder Pauper Lunatic Asylum' (trzecia płyta Kasabian - przyp. ag), a nowym albumem. Każda z naszych płyt znaczy zmianę. Ja nie umiem stać w artystycznym miejscu. To mnie nie spełnia. Liczę się z tym, że z każdym kolejnym albumem, z kolejny raz podjętym ryzykiem, połowa ludzi będzie tym zachwycona, a ta druga nas znienawidzi. Tak z Kasabian jest, było i będzie. Ktoś może być fanem naszego debiutu, ktoś może lubić naszą trzecią płytę, ktoś tę najnowszą. Dla mnie każda jest zamkniętym, skończonym dziełem, wypowiedzią artystyczną.
Za kilka dni przed wami jeden z najważniejszych koncertów w karierze - jesteście jedną z czterech największych gwiazd słynnego festiwalu Glastonbury. Jak wspominasz waszą pierwszą wizytę tam, w 2004 roku?
To był wspaniały czas w naszym życiu, mieliśmy po dwadzieścia trzy lata. Świat wydawał się nam tak niewinnym, tak naiwnym miejscem. Wspominam ten koncert jako jedno z moich najbardziej niezwykłych doświadczeń w życiu.
Co czuje się na chwilę przed wyjściem na tę wielką scenę słynnego festiwalu?
To uczucie - dotyczy tej sceny i każdej innej - to czyste uzależnienie. Kiedy przez rok siedzisz w domu czy w studiu i nagrywasz nową płytę, brakuje ci w życiu jednej rzeczy - koncertów. Trzydzieści sekund przed wyjściem na scenę wytrwarza się w twoim ciele jakaś wyjątkowa substancja. Nie poczujesz jej w żadnych innych okolicznościach. Dlatego nigdy nie można z tym zerwać, nigdy nie można przestać grać.
Po takich emocjach, przy takiej adrenalinie, pamiętasz później coś z poszczególnych koncertów?
To są przebłyski. Pamiętam na przykład nasz koncert na festiwalu Open'er. Nie mieliśmy pojęcia, czego się po Polsce spodziewać. Czy sprzedaliśmy tu jakieś płyty, czy ktoś wiedział, kim my jesteśmy. Ten koncert wspominam jako wspaniały, pamiętam jak poprosiłem naszego tour managera, by wykombinował dla mnie polską flagę, z którą wyszedłem na scenę, bo chciałem podziękować wszystkim za to, że przyszli, że znali Kasabian. To było moje 'dziękuję', bo nie umiałem się skomunikować w inny sposób, nie znam przecież waszego języka. Tak, takie momenty pamięta się długo. Także dlatego, że to był dla mnie naprawdę wyjątkowy koncert.
Podczas waszego kolejnego polskiego koncertu, w Warszawie w 2012 roku, wręczono wam Złote Płyty za sprzedaż albumu 'Velociraptor'. Czy to przyjemne zaskoczenie, mieć Złotą Płytę właśnie tu?
W dzisiejszych czasach to zaskoczenie sprzedać jakąkolwiek liczbę swoich płyt (śmiech). Ta podróż, którą odbywamy z polskimi fanami od czasu naszej pierwszej wizyty jest dla mnie wielką radością. Jest coś wyjątkowego w tym, jak radzimy sobie ze sprzedażą płyt w Wielkiej Brytanii - każdy album odnosi tam duży komercyjny sukces. A nie uważam Kasabian za komercyjny zespół. Cel był taki, od początku - chcemy sprzedawać płyty, ale na naszych warunkach.
Dziś, kiedy rozmawiamy, album '48:13' debiutuje na szczycie brytyjskiej listy. Czy siedzi obok mnie ktoś, kto ma w życiu wszystko?
Przyznaję, jestem bardzo szczęśliwy. Ale moje marzenia to nigdy nie były pieniądze, czy to, co mogę sobie za nie kupić. Mnie wiele nie potrzeba. Nie widzę siebie w złotym samochodzie - widzisz mnie w złotym samochodzie? Nie potrzebuję większego domu. Mam cudowną rodzinę, zespół jest silniejszy niż kiedykolwiek wcześniej, wszystko się układa, nie mam na co narzekać. Czy to szczęście? Nie do końca w to wierzę, ale może rzeczywiście czuwa nade mną jakiś anioł stróż.
A propos boskiej ochrony. Każdy zespół, który podróżuje po świecie ma przynajmniej jedną historię pt: Nasz samolot o mały włos się nie roztrzaskał, myśleliśmy że zginiemy. Zdarzyło się to i tobie?
I to nie raz! Zaczynam myśleć, czy to nie jakieś fatum. Lecieliśmy z Singapuru i gdzieś w połowie lotu wpakowaliśmy się w potężną burzę, uderzył w nas piorun. Byłem wtedy z Tomem, naszym wokalistą. Nie widziałem go nigdy tak przerażonego. We mnie był jednak jakiś dziwny spokój. Bardzo się bałem, ale włączyłem sobie tryb: musisz sobie z tym poradzić. Nie pozwoliłem sobie na strach. Ale to białe od piorunów niebo i ten maleńki w tym żywiole samolot zapamiętam na zawsze. Tak, przeszło mi wtedy przez myśl: Cholera, to jest to, już po wszystkim. Wylądowaliśmy szczęśliwie, a mnie i Toma czekał zaraz kolejny lot, do domu. Godzinę później, znów w samolocie, wyleczyłem się z tego strachu. Nie miałem innego wyjścia.
Na trzeciej płycie Kasabian jest piosenka 'Happiness'. Czym jest dla ciebie szczęście?
Prosta sprawa. To Cuba Libre (rum z colą - przyp. ag).
Szczęście to dla ciebie też pisanie piosenek i nagrywanie płyt. Za każdym razem, gdy rozmawiamy, gdy zaczynamy wątek nowej płyty, mówisz o tym tak, jakby komponowanie było dla ciebie czynnością wręcz organiczną.
Uwielbiam pisać piosenki. Tak siebie widzę i opisuję, jako ich autora. Ta umiejętność to największy dar jaki otrzymałem w życiu. I to, że jest to moja praca, że tak zarabiam pieniądze... To wspaniałe. Ale tym razem, przed nagrywaniem '48:13', zarządziłem sobie przerwę od pisania. Bo nigdy jej tak naprawdę nie miałem. Oczywiście, jak zawsze, ciągnęło mnie do muzyki, mam studio w domu, więc ten proces - pisania i nagrywania, nigdy się dla mnie tak naprawdę nie kończy. Wiesz co, ja całe życie szukam tej idealnej piosenki. W ogóle, perfekcji. Idealnego brzmienia perkusji, riffu czy tekstu utworu. To moja obsesja. Mój umysł nigdy nie odpoczywa, a te poszukiwania nie mają końca. To moje przekleństwo. Ale dzięki temu tu jestem, są nowe piosenki, bo nie przestaję szukać.
Kiedy rozmawiałam z Noelem Gallagherem, powiedział mi, że któregoś dnia przy śniadaniu po prostu poczuł, że czas zacząć pisać nowe piosenki, założyć zespół High Flying Birds. Ty też wiesz, kiedy czas zabrać się za nową płytę Kasabian?
Noel to wyjątkowy przypadek, ma wielki talent do pisania piosenek. Ze mną jest trochę inaczej, bo myślę o sobie w równym stopniu jak o kompozytorze i producencie. Moje pomysły nie materializują się w tradycyjnej formie - na gitarze. Piosenki często powstają z zabawy dźwiękami, efektami. Zdarza mi się zatracić w jakimś loopie, w jakimś brzmieniu na długie godziny.
Czyli nici z mojej romantycznej wizji ciebie siedzącego przy kominku z gitarą akustyczną, komponującego piosenki Kasabian?
Nie, nie, tak też potrafi być! 'Fire' powstało w bardzo tradycyjny sposób. Pamiętam to popołudnie, trochę się nudziłem, sięgnąłem po gitarę i... już, ta piosenka napisała się właściwie sama. 'Fire' powstało w jakieś dwadzieścia minut i rzeczywiście jest w tym coś romantycznego. Z kolei 'Vlad The Impaler', o rany, kilka dni siedział mi w głowie ten loop, zanim ułożył się w początek, od którego to wszystko wreszcie ruszyło.
Wróciliśmy do poszukiwania perfekcji. Piosenka idealna według ciebie to?
(myśli) To piosenka Babe Ruth, 'Broken Cloud'. Coś mi robi, jest taka piękna. To jest coś, co chciałbym usłyszeć na moim pogrzebie. Musisz dać ludziom jakąś dobrą melodię.
Na nowej płycie pojawia się głos twojego dziadka. Myślisz o przemijaniu?
Zaskakująco tak. Odkąd mam dzieci, myślę o tym, że kiedyś mnie nie będzie. Jaki byłby mój pogrzeb? O, to byłaby impreza. Żadnych bzdur - przemówień, pieśni religijnych. Rozsypanie prochów i zakaz łez. Chyba, że łzy szczęścia. Te są dozwolone. A menu? Lody. Dużo lodów.
Rozmawiamy, trzymam w ręku nową płytę. Okładka '48:13' może być prosta, ale to nie jest nieśmiała szata graficzna. Ten różowy daje po oczach...
Wizualny przekaz albumu miał być jak najbardziej bezpośredni. Jeśli postawisz obok siebie pięć płyt Kasabian, nie tylko muzycznie, ale i graficznie, to bardzo różne albumy. Ten intensywny róż niesie ze sobą moc. I chcieliśmy też nieco namieszać. Kasabian jest odbierany jako bardzo 'męski', twardy zespół. Wybraliśmy więc na okładkę dość 'niemęski' kolor. Jego odcień kojarzy się też z punkiem, o co także nam chodziło.
Promocję '48:13' zaczęliście od wymalowania - wtedy dość enigmatycznej -kombinacji cyfr na ścianie we wschodnim Londynie...
Wróciliśmy w ten sposób do początków. Gdy zaczynaliśmy, zaklejaliśmy rodzinne Leicester znakiem graficznym z naszej debiutanckiej płyty. Nie mieliśmy pieniędzy na inną promocję. Zresztą, wydaje mi się, że te sztaby specjalistów od marketingu, te kampanie wizerunkowe... to jakaś bzdura. Postanowiliśmy wrócić do korzeni. Chcieliśmy zrobić to sami, bo nic nie jest większą frajdą niż współpraca z Tomem, który był zachwycony tym, że może znów malować na ścianach - w młodości był grafficiarzem, uwielbiał to.
Czy gdyby długość albumu wyniosła na przykład pięćdziesiąt cztery minuty, osiemnaście sekund, zatytułowalibyście go '54:18'? Czy były kombinacje cyfr, które nie wchodziły w rachubę?
Przyznam szczerze, układ '48:13' przyszedł mi do głowy przed skończeniem płyty. Wiem, to brzmi idiotycznie, ale zakochałem się w tych cyfrach. Nie potrafię tego wytłumaczyć, ale przywołują jakieś miłe obrazy w głowie. Dużo mówiło się o tym tytule, był szeroko komentowany. Nie chcieliśmy być cool, sprytni, nic z tych rzeczy. Tu nie ma wielkiej filozofii. To suma wszystkiego, co składa się na ten album. To jakby stwierdzenie czegoś bardzo oczywistego.
Pamiętam, kiedy po raz pierwszy usłyszałam '48:13' na dobrym sprzęcie, bardzo głośno, bo zdaje się, tak należy tego albumu słuchać. Jak inne były moje wrażenia od tych naprawdę pierwszych, kiedy słuchałam płyty na komputerze, z 'supertajnego' streamingu. Nowe technologie nie przechodzą niezauważone, zainspirowały 'Glass', jedną z piosenek na nowej płycie.
To nawet nie jest piosenka o nas, to o kolejnych pokoleniach. To utwór o kreatywności, o otwartym umyśle. O tym, jak potrzebna jest nuda, bo otwiera twoją wyobraźnię. A dziś, jeśli się nudzisz, oglądasz 'Breaking Bad' na swoim telefonie. Nie zrozum mnie źle, to świetna rzecz. Ale najpewniej autor 'Breaking Bad' nie miał na swoim telefonie całego sezonu jakiegoś serialu, który mógł sobie o dowolnej porze oglądać. Dlatego sam taki napisał. Nie chcę, by dzieciaki spotkał ten los. By czuły, że nic nie muszą robić, bo wszystko jest dostępne i na wyciągnięcie ręki.
Z '48:13' wrócił też temat tego, jak odkrywamy dziś muzykę. Powiedziałeś w jedym z nowych wywiadów: "Kiedy słuchasz trzydziestosekundowego kawałka w sieci, albo podglądasz coś na You Tube, szybko wyrabiasz sobie opinię, podoba mi się, albo nie. Kiedyś, gdy wydałeś ciężko zarobione pieniądze na płytę, w pewnym sensie słuchałeś jej tak długo, aż poczułeś, że jednak była to trafiona inwestycja".
To jak dziś słuchamy tych fragmentów muzyki, na laptopach, na tych małych głośnikach, to że po kilkunastu sekundach takiego doświadczenia ktoś wyrabia sobie zdanie... To okropne. Jak można to porównać do życia z płytą, słuchania jej wieczorami w słuchawkach, rano głośno na pół domu, upijania się do tej muzyki? (wzdycha) To najlepszy sposób słuchania muzyki. Nie mogę uwierzyć, że staje się coraz mniej powszechny. Nie wiem, dokąd nas to wszystko zaprowadzi.
Cała nadzieja w koncertach - tam wciąż masz to organiczne doświadczenie obcowania z ukochaną muzyką.
I nie zmienią tego te wszystkie filmiki kręcone na telefonach. Musisz tam być, tylko wtedy to poczujesz.
Rozmawiała: Anna Gacek
Fot. materiały prasowe
© Wszelkie prawa zastrzeżone. Na podstawie art. 25 ust. 1 pkt 1 lit. b ustawy z dnia 4 lutego 1994 roku o prawie autorskim i prawach pokrewnych (t.j. Dz.U. 2006.90.631 ze zm.) Fundacja Legalna Kultura w Warszawie wyraźnie zastrzega, że dalsze rozpowszechnianie artykułów zamieszczonych na portalu bez zgody Fundacji jest zabronione.
Publikacja powstała w ramach
Społecznej kampanii edukacyjnej Legalna Kultura