Rozmowy
CZYTELNIA KULTURALNA
/ Rozmowy
Nie chcemy ścigać internautów
03.02.12
Być może za chwilę nie będzie czego kraść, ponieważ nie będzie nowych filmów - mówi w wywiadzie dla PAP prezes Stowarzyszenia Filmowców Polskich reżyser Jacek Bromski.
PAP: Co Pan sądzi o organizowanych w Polsce protestach przeciw ACTA?
Jacek Bromski: Sprawa ACTA została przedstawiona społeczeństwu kłamliwie. Ktoś zadał sobie trud, by stworzyć wizerunek nieistniejącego faktycznie zagrożenia swobód obywatelskich - chyba, że złodziejstwo na komercyjną skalę uznamy za jedną z tych swobód - zawartego ponoć w postanowieniach ACTA. "Podbechtano" opinię publiczną bez wyjaśnienia, że wszystkie ograniczenia wynikające z ACTA istnieją w polskim prawodawstwie i w tej materii ACTA niczego nie zmienia, a także niezgodnie z prawdą zasugerowano, jakoby ACTA wprowadzało się "tylnymi drzwiami", w tajemnicy przed społeczeństwem.
Młodzi zmanipulowani demonstranci przeczytali ACTA i oburzyli się, ale ponieważ nie przeczytali polskich ustaw, nie wiedzą, że ich oburzenie na treść ACTA jest bezpodstawne. Internauci protestują. Ich motywacje łatwo zrozumieć, ich argumentację już nie. Zrozumiałe, że chcą oni dotychczasowej swobody. Chcą ściągać z sieci wszystko, co im się zamarzy. Wykrzykują hasła o swoich prawach obywatelskich i o cenzurze. Ale przyzwolenie na kradzież to nie są swobody obywatelskie, a ochrona cudzej własności to nie cenzura. Ktoś im podsunął demagogiczne hasła.
PAP: Dlaczego Stowarzyszenie Filmowców Polskich zdecydowało się poprzeć umowę ACTA?
J.B.: Internet ma zasięg globalny. Dla ograniczenia piractwa i kradzieży własności intelektualnej potrzebne są rozwiązania międzynarodowe. Porozumienie ACTA daje szansę na globalne ściganie piratów. Dziś polskie serwery pirackie są np. na Cyprze, niedostępne dla polskiego systemu prawnego. We Francji i Niemczech ściga się internautów, karząc ich wysoką grzywną lub odłączeniem od internetu. ACTA takich środków nie przewiduje, pozwoli to nawiązać międzynarodową współpracę i umożliwi dosięgnięcie piratów operujących na skalę komercyjną za granicą.
Zaznaczam: twórcy filmów czy muzyki, uprawnieni z tytułu majątkowych praw autorskich, nie chcą ścigać internautów korzystających dla swojego użytku prywatnego z nielegalnie udostępnionych plików w internecie. Chcą ścigać tych, którzy pod płaszczykiem wolności internetu zarabiają miliony na kradzieży cudzych utworów. Tak więc, wbrew powszechnej opinii, to ACTA pozwoli na pozostawienie internautów w spokoju i ściganie dostarczycieli pirackiego kontentu.
Należy zaznaczyć, że ACTA, nawet po ratyfikacji, nie spowoduje jeszcze możliwości stosowania bezpośrednio jej przepisów przez prokuraturę i sądy w Polsce. Postanowienia ACTA skierowane są do państw, które zobowiązują się do wprowadzenia odpowiednich regulacji do prawa wewnętrznego. To porozumienie wymaga implementacji do prawa polskiego, a więc odpowiedniej nowelizacji tego prawa, tam gdzie nie byłoby odpowiednich rozwiązań w dotychczasowych regulacjach. Trzeba wiedzieć, że ponad 90 proc. tych rozwiązań, które przewiduje ACTA, w prawie polskim już istnieje, w wyniku m.in. wprowadzenia dyrektywy o egzekwowaniu praw własności intelektualnej. Jedyny punkt mogący dziś budzić ewentualną wątpliwość dotyczy udostępniania danych osobowych.
PAP: Duże kontrowersje budzi m.in. artykuł 27 ust. 4 ACTA.
J.B.: Artykuł ten mówi: "strona może, zgodnie ze swoimi przepisami ustawodawczymi i wykonawczymi, przewidzieć możliwość wydania przez swoje właściwe organy dostawcy usług internetowych nakazu niezwłocznego ujawnienia posiadaczowi praw informacji wystarczających do zidentyfikowania abonenta, co do którego istnieje podejrzenie, że jego konto zostało użyte do naruszenia (...) praw autorskichi pokrewnych".
Należy jednak zwrócić uwagę na "miękkość" tego zalecenia. Przede wszystkim mówi ono, że "strona może" wprowadzić wydawanie nakazu ujawniania danych służących identyfikacji abonenta, a więc takiego instrumentu w implementacji wprowadzić nie musi, a może. Po drugie, "zgodnie ze swoimi przepisami", a więc to ustawodawca krajowy będzie ewentualnie decydował, czy należy udostępnić dane osobowe i jakie przesłanki oraz jak daleko idące uprawdopodobnienie naruszenia należy przedłożyć. Ustawodawcy krajowemu pozostawia się także decyzję co do tego, jaki organ będzie mógł orzekać nakaz udostępnienia danych i w jakiej procedurze.
Już dzisiaj obowiązujący art. 80 ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych przewiduje, że sąd może, w terminie nie dłuższym niż trzy dni od złożenia wniosku, zobowiązać osobę inną niż sam naruszający majątkowe prawa autorskie do udzielenia informacji o pochodzeniu, sieciach dystrybucji, ilości i cenie towarów lub usług naruszających prawo majątkowe, jeżeli osoba ta, tak jak provider, świadczy usługi wykorzystywane w działaniach naruszających autorskie prawa majątkowe.
Cóż jednak z tego, że taki przepis istnieje, gdy taka osoba, dobrze znana i działająca na rynku polskim, ma spółkę zarejestrowaną w Kanadzie, która nie podlega jurysdykcji sądu polskiego. To właśnie ACTA ma doprowadzić do tego, by właściwy organ kraju, który przystąpi do ACTA, mógł nakazać spółce, np. cypryjskiej, ujawnienie danych naruszyciela, przy czym należy wyraźnie podkreślić - naruszyciela działającego na skalę komercyjną.
PAP: W jakim kierunku, Pana zdaniem, powinny iść prawne regulacje - bezwzględnej ochrony praw autorów, czy możliwe są jakieś ustępstwa, kompromisy?
J.B.: Twórcy w żadnym wypadku nie chcą ścigania tych, którzy dla własnego użytku ściągają nielegalne pliki. Sam często oglądam na You Tube krótkie filmiki, jakie internauci montują z fragmentów moich filmów, sprawia mi to satysfakcję i przyjemność. To nie o to chodzi. Internet powinien być wolny, ale nie można tolerować działalności przestępczej na wielką skalę. Żądamy ścigania tych, którzy zarabiają miliony na udostępnianiu skradzionych utworów. Chcemy mieć możliwość legalnej i taniej dystrybucji naszych utworów w sieci. Chcemy praworządności w internecie.
Piractwo internetowe przynosi olbrzymie straty Hollywood, ale wykańcza także kinematografie europejskie. Kino europejskie to nośnik różnorodności kulturalnej, w przeważającej części przedsięwzięcia niekomercyjne, liczące najczęściej na zwrot nakładów, a nie na zarobek. Przez powszechne i bezkarne piractwo filmy przestały się nawet zwracać. Za chwilę nie będzie czego kraść, bo nie będzie nowych filmów. W Polsce film, który mógł liczyć na pół miliona widzów osiąga 150-200 tys. widzów.
PAP: Jak pogodzić "żywioł internetu" z ochroną praw twórców dzieł filmowych - aby internet nie był dla twórców zagrożeniem, by nie umożliwiał kradzieży ich dzieł, nie powodował finansowych strat po stronie twórców?
J.B.: Dystrybucja on-line to przyszłość. Wyczekiwana. Wprowadźmy dystrybucję internetową filmu,muzyki, literatury za rozsądną cenę. Producenci chętnie wstawią filmy do internetu za opłatą nawet dziesięć razy niższą niż cena rynkowa, bo opłaca się to i tak przy pominięciu opłat dla dystrybutora, hurtowni i sklepu. Ale obawiają się, bo to w jeszcze większym stopniu ułatwiłoby kradzież filmów piratom.
Tu nie chodzi o prawa autorskie. Prawa autorskie w filmie to nie więcej niż 2 proc. przychodów z filmu, podzielone na ośmiu uprawnionych współautorów. Tu chodzi copyrightowe prawo producenta, o nasz - autorów - zagrożony warsztat pracy, bo kradzież internetowa umniejsza wpływy producenta z filmu, więc uniemożliwia produkcję kolejnych filmów. Tu działa prosty rachunek ekonomiczny.
Rozmawiała: Joanna Poros (PAP)
Tekst opublikowany dzięki uprzejmości: www.portalfilmowy.pl
Publikacja powstała w ramach
Społecznej kampanii edukacyjnej Legalna Kultura