Rozmowy
CZYTELNIA KULTURALNA
/ Rozmowy
Uczciwość to pewien porządek wartości
21.03.12
„Nie chodzi o karanie, tylko o tłumaczenie. Także dorośli, którzy nie mają ustawionej hierarchii wartości, potrzebują tłumaczenia. Na tym polegają kampanie społeczne, które powinny konsekwentnie, nawet latami, drążyć temat.” – Greg Zgliński, reżyser (m.in.: „Wymyk”) w rozmowie dla www.legalnakultura.pl
Iga Gierblińska: Przed naszym spotkaniem, po raz kolejny obejrzałam „Pociąg” Kawalerowicza. Co jest takiego magicznego w pociągach, że dochodzi w nich do skrajnych zdarzeń, w których można się sprawdzić?
Greg Zgliński: Słyszałem kiedyś o szwajcarskim producencie filmowym, który przed podjęciem ważnej decyzji wsiadał w pociąg i robił rundę po całym kraju. Jechał dzień i wracał z podjętą decyzją. Podróż pociągiem to stan odrealnienia. Jesteśmy w nim między początkiem a końcem, między A i B i dzieje się to w małej przestrzeni. Być może przez tę wyjątkowość sytuacji można odważyć się na więcej, wziąć w nawias fragment życia.
W Szwajcarii, gdzie mieszkałem przez piętnaście lat, pociągi mają lepszy status niż w Polsce. Przez dwa lata pracowałem jako steward w Orient Expressie i stąd mój sentyment. Stukot kół jest jak mantra. Lubię, jadąc pociągiem, pracować nad scenariuszami.
Bohater „Wymyku” podjął w pociągu złą decyzję, być może podróż była za krótka… Sądzisz, że to mogłoby zdarzyć się w innym miejscu?
Greg Zgliński: Miejsce tragedii nie jest przypadkowe. Jest coś nieodwracalnego w wyrzuceniu kogoś z pociągu. Wyraźnie zarysowuje się punkt, z którego nie ma powrotu.
Przypadek Alfreda jest przykładem na nieprzestrzeganie praw autorskich, dotyczących wykorzystania wizerunku w sieci. Film, na którym zarejestrowano całe zdarzenie, trafia do Internetu. Prawda o zachowaniu Alfreda wychodzi na jaw.
Greg Zgliński: Kręcąc te sceny nie zwróciłem uwagi na ten casus prawny. Myślę, że jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że ktoś udostępnia prywatne nagrania w sieci. W przypadku Alfreda trudno jest jednak powiedzieć, że jest on ofiarą Internetu. Trzeba to zobaczyć w szerszym kontekście. Na jego demaskację składają się także charakter, wychowanie, relacje z otoczeniem.
Czy bezpieczeństwo wizerunku jest dla ciebie ważne?
Greg Zgliński: Jest ważne dopóki jestem u siebie, na swoim prywatnym terenie. Wychodząc z domu jestem tak samo osobą publiczną, jak inni ludzie.
fot. Marta Antczak, Legalna Kultura
W świetle prawa jesteś osobą publiczną, ponieważ wykonujesz działalność publiczną w zakresie kultury i wzbudzasz zainteresowanie społeczeństwa. Twój wizerunek można wykorzystywać bez twojej zgody, ale tylko w sytuacjach ściśle związanych z pracą, którą wykonujesz. Czy czujesz, że do pewnej części Ciebie inni mają prawo „podejść bliżej”? Przeszkadza Ci to?
Greg Zgliński: Do jakiej części? Prywatnej? Zadać prywatne pytanie może każdy, tyle że ja niekoniecznie mu odpowiem. Natomiast jeżeli ktoś będzie próbował przekraczać wytyczoną przeze mnie granicę, musi się liczyć z oporem.
Czy w Szwajcarii jest powszechne piractwo?
Greg Zgliński: Tak jak wszędzie, ale jest efektywnie ścigane. Ludzie mają tam też większą samodyscyplinę, większe wyczucie prawowitości i odpowiedzialności za społeczeństwo, które współtworzą. Wolą coś kupić, niż płacić karę. Poza tym po prostu ich na to stać.
Dlaczego kradzież, która kryje się pod piractwem, to nie żadne ekstremum? Nie widzę w tym emocji.
Greg Zgliński: Naprawdę? Mogę wyobrazić sobie, że są i tacy, dla których piractwo jest jak hazard. Motywacji jest tyle, ilu jest ludzi. W piractwie widzę dwa wątki – poczucie uczciwości, które decyduje o tym, czy kradnę, czy nie oraz sprzeciw wobec tworzonej bariery między człowiekiem a kulturą. Jeśli ktoś nie może wysupłać na książkę trzydziestu złotych, tylko maksimum dziesięć, a potrzebuje tej powieści jak pokarmu, to kradzież tejże książki wygląda zupełnie inaczej, niż u kogoś, kto po prostu szuka rozrywki. Inaczej wygląda sprawa, jak ktoś kradnie film „Transformers”, a inaczej, jak jest to na przykład któryś z filmów Bergmana.
Tłumacząc tak piractwo dajesz przyzwolenie…
Greg Zgliński: Zawsze mam problem z uproszczonym wydawaniem wyroków. W większości przypadków rzeczywiście mam wrażenie, że ludzie kradną bezrefleksyjnie, z niskich potrzeb. Piractwo oceniam negatywnie, jednak stawiam „ale”. Ludzi na kulturę powinno być stać. Dobrym przykładem na rozwiązanie takich dylematów jest iTunes, na którym muzyka jest łatwo dostępna i w miarę niedroga. Albo zespół Radiohead, który udostępnił płytę za dowolną opłatą. Takie działania apelują do naszej uczciwości.
Czy sumienia?
Greg Zgliński: Uczciwość to pewien porządek wartości. Sumienie, które zazwyczaj odzywa się po fakcie, jest czymś ponad te ustalenia, czymś, co można pobudzić albo zakopać.
Jak pobudzić sumienie pirata?
Greg Zgliński: Poprzez edukację. Trzeba wcześnie zacząć i od małych spraw. Nie odpuszczać, tłumaczyć już dziecku, że jak drugiemu zabierze zabawkę, to je skrzywdzi. Tu przykład idzie zawsze z góry.
Należy wsadzić je do pociągu, żeby przemyślało sprawę?
Greg Zgliński: Nie chodzi o karanie, tylko o tłumaczenie. Także dorośli, którzy nie mają ustawionej hierarchii wartości, potrzebują tłumaczenia. Na tym polegają kampanie społeczne, które powinny konsekwentnie, nawet latami, drążyć temat.
Czy coś kiedyś ukradłeś?
Greg Zgliński: Tak, sanki, kiedy miałem dwanaście lat. Tłumaczyłem sobie z kolegą, że my je tylko pożyczamy. Choć nie zamierzaliśmy ich oddać. Czułem, że to nie było w porządku, ale pokusa była silniejsza. Poszliśmy z nimi na górę, pozjeżdżać i nim się obejrzeliśmy, przyjechał samochód. Wyjrzał z niego chłopiec i krzyczał, że to jego sanki. Jego ojciec dorwał nas, wciągnął nas za fraki do auta i już pachniało policją. Sprytniejszy kolega powiedział, że jego rodziców nie ma w domu, a ja powiedziałem, że są. Moi rodzice zrobili najlepsze, co mogli, a mianowicie nic. Później mi powiedzieli, że strach, który miałem wtedy w oczach, był dla mnie dostateczną karą.
fot. Marta Antczak, Legalna Kultura
Byłeś kiedyś okradziony z jakichś wartości niematerialnych?
Greg Zgliński: Zdarzyło się kiedyś, że ktoś wykorzystał pomysł na fabułę, który przyszedł mi do głowy. Jednak nie myślałem o tym jak o kradzieży. To był przypadek. Mnie też kiedyś korciło, żeby wykorzystać czyjś pomysł. Próbowałem inaczej go opowiedzieć, napisać od nowa, ale tak przekształcony świat już mnie nie zachwycał. Porzuciłem to.
Dobrze, że są sposoby, by chronić historie. Najprostszym jest wysłanie do siebie pocztą treatmentu i zachowanie nieotwartej koperty ze stemplem pocztowym. Można też zastrzec go u notariusza albo np. w Writers Guilt of America – będzie bezpieczny na całym świecie.
Myślisz o sobie „ja-autor”?
Greg Zgliński: Raczej twórca. Jest inna temperatura między tymi dwoma terminami. Autor coś inicjuje, twórca może coś przetworzyć. Przede wszystkim czuję się rzemieślnikiem.
Czy kultura jest po to, żeby człowiek mógł czegoś lepszego doświadczyć?
Greg Zgliński: Oczywiście. Muzyka, literatura, film, że wymienię tylko parę, mogą pomóc poznać siebie i otaczający nas świat, doświadczyć czegoś nowego. Mimo że nie jest to doświadczenie bezpośrednie, może oddziaływać bardzo mocno. Kiedyś na widok zdjęcia z kartoteki policyjnej doznałem szoku i zemdlałem. Fotografia nieżyjącej osoby na małym wycinku papieru była tak wstrząsająca, że nie udało mi się złapać dystansu. Właśnie takiej intensywności, takiego braku dystansu oczekuję od filmu, książki czy też muzyki. Niekoniecznie z tak dramatycznym skutkiem.
Jakie utwory są dla ciebie źródłem tak silnego doświadczenia?
Greg Zgliński: Na przykład „2001: Odyseja kosmiczna” Stanley’a Kubricka, która zmusza do dokończenia historii, nie narzuca kierunku, tylko pokazuje wielość dróg, którymi mogą pójść moje myśli. Pamiętam, jak po obejrzeniu tego filmu w kinie przez następną godzinę nie byłem w stanie z nikim rozmawiać.
W jednym z wywiadów przyznałeś, że „Imperium kontratakuje” to ważny dla ciebie film. Wynotowałam cytat z niego: „Świetlistymi istotami jesteśmy, nie tą surową materią.” Tak widzisz swoich bohaterów?
Greg Zgliński: Jesteśmy jednym i drugim. To, czego jest więcej, zależy od człowieka. Materia implikuje te negatywne cechy, jest jej więcej. Po stronie świetlistości może być sumienie i uczciwość.
Kubrick, Lucas… Kto jeszcze?
Greg Zgliński: Herman Hesse i „Siddhartha”. To jest właśnie ta świetlistość. Interesuje mnie pokonanie materii, a raczej opanowanie jej, poznanie sił, które nami rządzą i odkrycie tego, ile ma się na nie wpływu. Rozwiązanie tej łamigłówki sprowadza się do pytania o sens życia.
Co powiedziałbyś osobie, która przyznałaby się przed tobą, że ściągnęła „Wymyk” z Internetu nielegalnie?
Greg Zgliński: Jestem tu trochę rozdarty. Z jednej strony cieszy mnie, że ktoś zainteresował się moim filmem i naraził się na nielegalną akcję, żeby go zdobyć. Z drugiej zaś strony w pewien sposób okrada producenta i innych, którzy w ten film zainwestowali pieniądze. Z trzeciej strony do takich praktyk sięgają często ludzie, którzy na film do kina by nie poszli, ale jeśli jest za darmo, to obejrzą poprzez ciekawość. Nie wiem, co bym powiedział.
Fot.: Archiwum Fundacji Legalna Kultura
Publikacja powstała w ramach
Społecznej kampanii edukacyjnej Legalna Kultura