Rozmowy
CZYTELNIA KULTURALNA
/ Rozmowy
O wchodzeniu w dorosłość
07.11.24
Film „Utrata równowagi” zdobył nagrody na tegorocznym FPFF w Gdyni: Nagrodę Specjalną – Don Kichot – Polskiej Federacji Dyskusyjnych Klubów Filmowych, wyróżnienie za Najlepszy debiut reżyserski lub drugi film oraz Złoty Klakier – Nagrodę publiczności dla najdłużej oklaskiwanego filmu, a ostatnio doroczną Nagrodę Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. O filmowym i rzeczywistym wchodzeniu w dorosłość rozmawiamy z reżyserem Korkiem Bojanowskim.
Czy pomysł na historię, o której opowiada Pan w filmie, pojawił się pod wpływem głośnych oskarżeń o nadużycia w szkołach artystycznych, czy też miał inną etymologię?
Od dawna chciałem nakręcić film o wchodzeniu w dorosłość. O momencie zawieszenia, kiedy kończymy studia i wydaje nam się, że jesteśmy uformowani, jednak wbrew naszym założeniom to właśnie wtedy wiele rzeczy w naszym życiu się weryfikuje. Ale też o naszych planach, wizji dorosłości i tym, jaki mamy wpływ na swoją przyszłość.
„Utrata równowagi” to historia ludzi, którzy zapomnieli o swoich marzeniach albo przestali o nie walczyć. Zjawisko takiej rezygnacji, wydaje mi się, że najpełniej obrazuje się w drodze, jaką przechodzą młodzi aktorzy. Dostanie się do szkoły teatralnej jest ogromnym wyróżnieniem i wydawałoby się gwarantem przyszłego sukcesu. Jednak z każdym kolejnym rokiem studiów rośnie świadomość, że tylko nieliczni będą się spełniać na deskach teatrów czy ekranach kin. Jednym z zadań wykładowców i wykładowczyń powinno być przygotowanie przyszłych aktorów do zderzenia się z często brutalną rzeczywistością. Jednak przez wiele lat dominował model hartowania studentów, zgodny ze słowami wybitnego polskiego aktora: „Ja Was muszę zgwałcić, żeby Was życie nie zgwałciło”. Przełom nastąpił kilka lat temu, kiedy aktorzy postanowili głośno powiedzieć o swoich doświadczeniach; wtedy światło dzienne ujrzały często przerażające historie z zajęć i nie tylko. To co się rozpoczęło, dopełniło temat mojego filmu. Wiedziałem, że nie chcę robić filmu interwencyjnego, który by jednoznacznie stwierdzał, że przemoc jest zła. Takie coś mnie nigdy nie interesowało. Chciałem przyjrzeć się temu, w jaki sposób doświadczenia przemocowe kształtują naszą osobowość i jak staramy się z nich wychodzić. Jak w słabości odnajdujemy siłę.
Studiował Pan na uczelni artystycznej w Paryżu. Jak tam wyglądają relacje mistrz-uczeń? Czy są podobne do polskich, czy całkowicie odmienne?
Nie mam doświadczenia z uczelni w Polsce, ale wydaje mi się, że model jest inny. Nie ma takiej hierarchiczności. Akurat w szkole, w której ja studiowałem, wykładali głównie Amerykanie i Amerykanki, którzy stawiali na otwarte relacje. Ta współpraca bardziej opierała się na koleżeństwie. Pamiętam, jak spotkałem się raz na kawie z jednym z wykładowców i powiedział, żebyśmy (jako studenci) korzystali z tego, że możemy się z nim prywatnie „złapać” i pogadać o projekcie, bo teraz cała jego wiedza i doświadczenie jest dla nas, ale jak skończymy studia, to już nie będzie miał dla nas czasu, ponieważ wtedy będziemy dla siebie konkurencją (oczywiście na płaszczyźnie zawodowej). Wydało mi się to wtedy bardzo prawdziwe i uczciwe.
Dlaczego sztuka, którą wystawiają studenci w „Utracie równowagi” , to „Makbet” Szekspira?
Od początku wiedziałem, że sztuką dyplomową moich bohaterów, będzie jeden z dramatów Szekspira. Za każdym razem, jak wracam do tej twórczości, uderza mnie to, jak jest bardzo aktualna i świeża i jak wiele mówi nie tylko o uniwersalnych rzeczach, ale jak silnie odnosi się do naszego życia, dzisiaj w XXI wieku. „Makbet” jest jednym z najbardziej znanych dramatów, zazwyczaj odczytywany jest jako historia o zbrodni, ambicji, złu czy szaleństwie. Te kwestie były wielokrotnie analizowane i przerabiane, to co mnie najbardziej zainteresowało, to igranie bohaterów z losem i losu z bohaterami. Makbet zawierza swoją przyszłość przepowiedni, wydaje mu się, że podejmując działanie, zbliża się do jej realizacji, jednak wpada w pułapkę, a finał okazuje się być dla niego bardzo brutalny. Ale jako postać, to nie Makbet mnie interesował, zawsze wydawał mi się on słaby i miałki, zależny od wszystkich i wszystkiego. Najbardziej pociągająca jest jego żona - Lady Makbet. Kobieta silna, biorąca sprawy w swoje ręce, kreująca otaczającą rzeczywistość, zazwyczaj odczytywana jako czyste zło. Wydało mi się to na maksa niesprawiedliwe. Lady Makbet jest osobą z bardzo trudną przeszłością, która znając zasady świata wie, że musi walczyć o swoją pozycję. Oczywiście nie próbuję jej tłumaczyć, bo to co robiła było potworne, ale uważam, że nie można tak jednoznacznie oceniać jej działań i zrzucać na nią odpowiedzialność za całe zło.
Ciekawy i bardzo czasochłonny był proces doboru dobrego tłumaczenia „Makbeta”. Jest ich przynajmniej kilka ja przeczytałem i przeanalizowałem pięć. Poza doborem samego tłumaczenia, musiałem wybrać konkretne sceny, które będą włączone do filmu. To było bardzo ciekawe i inspirujące.
Głównym łącznikiem między „Makbetem” Szekspira a „Utratą równowagi” miało być igranie z losem. Moi bohaterowie, tak jak bohaterowie dramatu, zawierzają swoją przyszłość czynnikom zewnętrznym, szukając wytłumaczeń dla swoich sukcesów i porażek.
Jak przebiegała praca nad scenariuszem?
Pomysł na scenariusz kiełkował w mojej głowie od dawna. Prawdziwa praca zaczęła się w Szkole Wajdy na programie Script w latach 2021/2022. Pierwszą osobą, która miałem poczucie, że uwierzyła w ten projekt, ale też zobaczyła coś intrygującego w mojej bohaterce, był jeden z prowadzących zajęcia, Leszek Dawid, który na maksa mnie wspierał przez cały czas powstawania filmu i jest jego opiekunem artystycznym.
fot. materiały prasowe
Scenariusz został złożony do Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej, ale wiedziałem, że będę go dopracowywać. Spotkałem się z dziesiątkami młodych aktorów i aktorek, którzy opowiedzieli mi swoje historie, rzuciło to nie tylko nowe światło na temat, ale też część z ich doświadczeń bezpośrednio trafiła do historii.
Potem przy pisaniu pomogła mi Katarzyna Priwieziencew. Praca tak naprawdę trwała do końca - wejścia na plan - i było w nią włączone wiele osób. Po przeprowadzeniu castingów, w czasie spotkań z aktorami i prób, ciągle wpadały nowe pomysły i tropy.
Jakich cech, fizycznych czy psychicznych, poszukiwaliście u potencjalnych odtwórców? Jakim zadaniom musieli sprostać?
W czasie pracy nad projektem w Szkole Wajdy realizowaliśmy sceny ze scenariusza, to był pierwszy moment, kiedy zacząłem się zastanawiać, kto mógłby się wcielić w główną postać - Mai. Już wtedy spotkałem się z kilkoma superfajnymi i superzdolnymi młodymi aktorkami. Wysłałem też tekst do Nel Kaczmarek, którą na tamtym etapie widziałem w zupełnie innej roli. Ona z kolei czytała to tylko pod kątem Mai i jakoś mnie to zaintrygowało, że może jest to jakiś trop. Nel ma w sobie wielką wrażliwość, ale też rodzaj jakieś uważności, uczestniczy w sytuacjach, ale zawsze z jakimś intrygującym dystansem. Wydało mi się to zbieżne z wizją Mai. Zależało mi, żeby moja bohaterka miała w sobie jakiś rodzaj dziewczęcości. Nel pod względem aparycji idealnie pasowała, pomimo, że kończy właśnie studia często zatrudniana jest do roli nastolatki.
Jeśli chodzi o pozostałych bohaterów, to spotkaliśmy się z ponad setką studentów i absolwentów, tak naprawdę wszystkich szkół aktorskich w Polsce. Był to proces bardzo długi. Był moment, kiedy zastanawialiśmy się, czy nie zaangażować osób trochę starszych, które mają teraz koło 30 lat i rzeczywiście doświadczyły przemocy ze strony wykładowców, ale ostatecznie, żeby zachować wiarygodność, postawiliśmy na bardzo młodych aktorów i aktorki.
Fotos z filmu „Utrata równowagi”, fot. materiały prasowe
W czasie, kiedy prowadziliśmy castingi, bardzo dużo chodziłem do teatrów. Oglądałem dyplomy Akademii Teatralnej w Warszawie, ale też szkół w Łodzi i w Krakowie. Właśnie na jednym z takich przedstawień zobaczyłem Angelikę Smyrgałę, która wcielała się w rolę drzewa. Jakoś intuicyjnie poczułem, że jest ona idealna do roli Anki i ostatecznie rzeczywiście zagrała tę postać. Jeśli chodzi o resztę bohaterów, to starałem się dobierać ich pod Nel, która była już wybrana.
A kandydat do roli wykładowcy?
Wiedziałem, że rolę reżysera musi zagrać doświadczony aktor, który nie tylko jest w stanie budzić tak skrajne emocje, jak wykreowana postać, ale też będzie autorytetem dla reszty aktorów. Rozmawialiśmy z reżyserką castingu – Ewą Łepecką o kilku osobach, bo nigdy nie wiadomo, czy uda się wszystko dopiąć terminowo i technicznie z aktorem, który już ma pozycję.
Fotos z filmu „Utrata równowagi”, fot. materiały prasowe
Z Tomkiem [Schuchardtem – przyp. red.] poznaliśmy się przy filmie, który produkowałem kilka lat temu, więc dosyć szybko przeczytał scenariusz, który musiał go na tyle przekonać, że w sumie od razu wyraził zainteresowanie wzięciem udziału w projekcie. Zrobiliśmy spotkanie z Nel i resztą aktorów, popróbowaliśmy kilka scen i wiedzieliśmy, że to jest to. Tomek świetnie potrafił oddać wiele sprzeczności, które ma w sobie bohater. Potrafi być czarujący, ale też brutalnie bezwzględny.
Przejdźmy do wydarzeń, które są osnową fabuły. Które z nich są oparte na faktach, a które zostały poddane filmowej interpretacji?
W czasie pisania scenariusza byłem na bieżąco z wszystkimi doniesieniami odnośnie do zmian, dokonujących się w szkołach artystycznych. Przeczytałem chyba wszystkie możliwe artykuły i książki, przesłuchałem wiele podcastów. Tak jak wspominałem, spotkałem się z wieloma studentami, absolwentami, wykładowcami, ale też dziennikarzami zajmującymi się tematem przemocy na uczelniach. Wiele scen jest opartych na prawdziwych wydarzeniach, ale nie tylko scen, nawet poszczególne teksty i dialogi są z życia wzięte. Jeśli chodzi o sam szkielet fabuły, powiązanie jej z „Makbetem” i finał, którego nie chce tutaj spoilerować, to jest czysta kreacja.
fot. materiały prasowe
Porozmawiajmy o pracy z aktorami, którzy w filmie również grają aktorów. Jakich umiejętności wymagaliście od nich, aby pokazać skalę wykształcenia bohaterów? Od prawie zerowej wiedzy i umiejętności pracy nad tekstem, po całkiem sprawne przygotowanie do dyplomu?
Praca z aktorami zaczęła się tak naprawdę na castingach i potem na zdjęciach próbnych, które weryfikowały pewne założenia scenariusza, jeśli chodzi o bohaterów. Kiedy udało się dobrać czwórkę głównych odtwórców, zorganizowaliśmy dwa czterodniowe bloki prób, jeden na wsi pod Warszawą, drugi w Warszawie. Zależało mi, żeby się poznać z aktorami i żeby oni też się poznali, to drugie okazało się być niepotrzebne, ponieważ, cała czwórka razem studiuje i się przyjaźni. Z każdym z aktorów spotkałem się przynajmniej kilka razy, żeby pogadać o ich postaciach, z Nel przed zdjęciami widzieliśmy się kilka razy w tygodniu, przerzucaliśmy się pomysłami, szukaliśmy tropów, oglądaliśmy filmy referencyjne. Co ciekawe, często mieliśmy zbieżną wizję bohaterki, ale nie zawsze. To, na czym nam zależało budując postać Mai to, żeby stworzyć silną dziewczynę, która na początku historii wie czego chce. Przemiana, którą przechodzi nie następuje tak, jak to jest zazwyczaj, od przysłowiowej „szarej myszki” do brawurowej dziewczyny, walczącej o siebie. Pomimo że wiele osób radziło mi, żeby tak poprowadzić przemianę bohaterki, do końca się przed tym wzbraniałem, bo uważałem, że już wiele takich postaci kobiecych na ekranie widzieliśmy.
Jeśli chodzi pracę aktorów, wcielających się w aktorów przygotowujących się do roli, to oczywiście zastanawialiśmy się jak pokazać to, że z każdą sceną wychodzi im coraz lepiej. Tutaj poza samą grą: kostiumy, scenografia, praca kamery obrazują proces, który zachodzi w ich pracy scenicznej.
Film jest kameralną produkcją mikrobudżetową, której akcja rozgrywa się przede wszystkim we wnętrzach. Lokacje wymuszają specyficzny sposób fotografowania. W jaki sposób chcieliście zyskać filmowy oddech, by uniknąć wrażenia klaustrofobicznych wnętrz?
Od początku wiedziałem, że będzie to kameralna historia, rozgrywająca się głównie we wnętrzach. Z jednej strony miało to nawiązywać do dramatu Szekspira, który rozgrywa się głównie we wnętrzach lub w nocy. Z drugiej strony, mieliśmy dosyć mocno ograniczony budżet. Wiedzieliśmy, że nie możemy sobie pozwolić na realizację nocnych scen plenerowych czy nagrywanie w szerokich kadrach. Myślę, że razem z Kubą Czerwińskim – operatorem, te ograniczenia udało się przekuć w walor. Film jest duszny, hermetyczny. Opowiedziany głównie w portretach, w ciasnym formacie 1:1.50 z mocno nasyconymi barwami i kontrastowym światłem. Łączy się to z historią, która jednak mówi o bliskich – dobrych, ale też złych relacjach w bardzo intensywny i gęsty sposób.
Film był realizowany na kamerze Alexa Mini LF, w postprodukcji dołożyliśmy ziarno, aby obraz był bardziej zbliżony do rejestrowanego na taśmie filmowej; to pozwoliło uzyskać bardziej szorstki efekt. Poza ziarnem, w postprodukcji trzeba było wymazać w kilku miejscach zabezpieczenia kaskaderskie czy zmienić położenie słońca na niebie.
fot. materiały prasowe
Z jakimi pytaniami, wątpliwościami, sugestiami młodych aktorów, którzy grają samych siebie, spotykaliście się najczęściej? Czy uważają, że temat poruszany w filmie jest potrzebny, czy relacje w szkołach artystycznych, gdzie poprzeczka ustawiona jest bardzo wysoko, zmieniły się, są inne?
Aktorzy grający w „Utracie równowagi”’ to ludzie bardzo młodzi. Nie mieli oni tak mocnych doświadczeń przemocowych jak ich 3-4 lata starsi koledzy i koleżanki. Mimo to, bardzo chcieli opowiedzieć tę historię w pełni angażując się w płynący z niej przekaz.
Ja osobiście nie czuję się w pozycji, żeby oceniać system edukacji i wymierzać osądy. Jednak moje własne filmowe doświadczenia i wszystkie te historie ludzi, których spotkałem w czasie pracy nad filmem, utwierdzają mnie w przekonaniu, że zmiany, nawet jeśli już zachodzą, to muszą dalej zachodzić. Oczywiście wiele osób dzisiaj zastanawia się, dokąd prowadzą te reformy i czy jako społeczeństwo jesteśmy w stanie stworzyć warunki nauki czy pracy, które nie wiązałyby się ze stresem, dyskomfortem, niepewnością. Ja wierzę, że jesteśmy i musimy próbować.
Premiera filmu „Utrata równowagi” planowana jest na początek 2025 r. Dla tych, którzy nie mieli okazji go jeszcze zobaczyć podczas Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni, przedstawiamy krótkie streszczenie: Maja poświęciła się aktorstwu, ale nie wierzy w siebie i swoje możliwości. Uważa, że nie znajdzie pracy po szkole teatralnej, dlatego po ukończeniu tego kierunku, planuje aplikować na marketing i zarządzanie. Wszystko zmienia się, gdy na jej drodze staje nowy reżyser. Charyzmatyczny mężczyzna ma poprowadzić studentów do dyplomu. Dając Mai główną rolę Lady Makbet, przywraca jej nie tylko miłość do aktorstwa, ale i wiarę w siebie. Wkrótce okaże się jednak, że to nie przedstawienie dyplomowe będzie głównym celem Mai, ale zdemaskowanie prawdziwej natury reżysera.
Rozmawiała: Jolanta Tokarczyk, “Film&Tv Kamera”
Zdjęcie główne: Korek Bojanowski, fot. materiały prasowe
Publikacja powstała w ramach
Społecznej kampanii edukacyjnej Legalna Kultura