Rozmowy
CZYTELNIA KULTURALNA
/ Rozmowy
Bawię się, reżyserując swoje życie
22.12.13
O magii i miłości do kina w dobie Internetu, prażonej kukurydzy, 3D i seriali rozmawiamy z Grażyną Torbicką.
Co dla ciebie oznacza hasło: legalna kultura? Jak je odczytujesz dzisiaj, bo przecież działania Legalnej Kultury prowadzone są już od pewnego czasu? Co jest dla ciebie najważniejsze w przesłaniu tej akcji?
W dobie Internetu i szybkiego do niego dostępu hasło oraz zakres działalności Legalnej Kultury są wielopłaszczyznowe, tym samym trudne do zdefiniowana i określenia, ale przesłanie całej akcji funkcjonuje w mojej świadomości od dawna. Legalne pozyskiwanie kultury jest dla mnie naturalne, rozumiem jednak konieczność przeprowadzania takich działań. W moim otoczeniu jest wielu młodych ludzi, którzy uwielbiają muzykę, filmy i książki – i ja ich za to uwielbiam – niestety nie stać ich na pozyskanie dóbr kultury w sposób legalny. Nielegalne ściąganie pożądanych treści z sieci to dla wielu z nich jedyna możliwość, by pozostać na bieżąco, by wiedzieć o czym się mówi, co jest ważne. I tu powstaje problem. Czy jesteśmy w stanie jako państwo systemowe zmniejszyć koszty związane z legalnym pozyskiwaniem kultury czy nie? To jest szerszy temat, na razie nierozwiązywalny i nie na tym powinna polegać rola, czy też misja Legalnej Kultury.
Legalna Kultura może liczyć na moje wsparcie, bo wskazuje na portale i źródła internetowe, z których można legalnie i jednocześnie często bezpłatnie „ściągać kulturę”. Ta akcja jest dla mnie cenna też z innego powodu, uświadamia, że korzystając – świadomie lub nie – z nielegalnych źródeł, tylko pozornie nic nie płacimy za ściągnięte treści. W rzeczywistości płacimy i to sporo, bo przecież ci, którzy prowadzą te portale handlują naszymi danymi i zarabiają na nas ogromne pieniądze.
Rozumiesz tych, którzy chcą korzystać z dóbr kultury, ale nie stać ich na to, więc mnożą nielegalne kliknięcia; podkreślasz jednak, jak ważne jest, by artysta otrzymał wynagrodzenie za swoje dzieło lub jego udostępnienie. To jest do pogodzenia?
Na razie pewnie nie, ale konieczność wynagradzania artystów za ich pracę nie podlega żadnej dyskusji. Wytwór intelektualny jest absolutnie bezcenny i powinniśmy o tym pamiętać, tak ściągając jak i udostępniając różne treści. Jeśli nasz ulubiony artysta nie będzie otrzymywał tantiem za swą pracę, to szybko nie będzie go stać na artystyczną działalność, na którą potrzeba ogromnych funduszy, a posiadanie sponsorów nie zawsze wystarcza. Artyści muszą z czegoś żyć, a mają takie same potrzeby jak wszyscy inni, tyle tylko, że ich praca jest czymś ulotnym, niewymiernym – a jednocześnie potrzebnym nam wszystkim – dlatego często wydaje nam się, że dostęp do sztuki i kultury powinien być nieograniczony.
Jakie najważniejsze cele postawiłabyś przed Legalną Kulturą? Biorąc pod uwagę świadomość i wiedzę przeciętnego użytkownika Internetu, jakie są lub powinny być te najpilniejsze zadania?
Wydaje mi się, na stronie Legalnej Kultury powinno być mocniej, lepiej i bardziej wyraźnie zaznaczone, gdzie i co można ściągnąć w sposób legalny, często także bezpłatny. Uświadamianie i edukowanie to wciąż ważne elementy działalności Legalnej Kultury. Kto wie, być może powinna nastąpić unia portali internetowych, które propagują legalność kultury, tak, by wzajemnie wspomagały swoje działania? Samo hasło „legalna kultura” powinno trafić do jak największej liczny użytkowników, to musi być działanie masowe.
Festiwal Filmu i Sztuki „Dwa Brzegi”, któremu przewodzisz, propaguje przesłanie Legalnej Kultury.
Tak, i jest ono dla nas bardzo ważne. Przed każdą projekcją pokazujemy, że pozyskaliśmy film z legalnych źródeł – za każdą filmową kopię płacimy duże pieniądze. Wpływy z biletów nie idą wyłącznie do kasy organizatorów, one też są przeznaczane na opłacenie tantiem i praw do publicznego rozpowszechniania filmów. Im film ciekawszy, gorętszy, im bardziej pożądany, tym opłaty są wyższe. Co więcej, organizujemy pokazy gratisowe, na które wejście dla publiczności jest bezpłatne. Bez względu na szczytną ideę i tak musimy opłacić licencje, nawet za nieodpłatne seanse.
Dlatego chciałabym, abyśmy próbowali wzajemnie się zrozumieć. Z pełnym zaangażowaniem i sercem organizuję taki festiwal, zapraszam wszystkich artystów, ale ich działalność nie jest charytatywna. Oczywiście ktoś za chwilę powie, że żaden festiwal nie utrzymuje się ze sprzedaży biletów, to prawda, są instytucje, które na szczęście nas wspierają, ale w obiegu propagowania kultury – publiczność, czyli odbiorcy – muszą mieć także swój udział. To nie dla instytucji i fundacji robione jest kino. Trzeba to jasno powiedzieć. Musimy się wspierać w tym, żeby mogły powstawać fajne projekty i wydarzenia artystyczne. Współdziałanie może odbywać się w małej i większej skali. Ja nie ściągam nielegalnie. Od tego można zacząć.
Widzisz zasadność uruchomienia na przykład programów edukacyjnych w szkołach?
Zdecydowanie. Co prawda na rezultat takich programów trzeba by czekać przynajmniej kilka lat, ale myślę że warto. Ideę legalności kultury – przede wszystkim tej ściąganej z Internetu – należałoby wprowadzić w szkołach od najwcześniejszych klas. Wtedy efekty byłyby widoczne wcześniej.
Dostępność i szybkość Internetu, łatwość ściągania i wrzucania, zmieniły oblicze kina?
Oczywiście. Dziś wielu osobom wydaje się, że znają kino, ale tak nie jest. Oglądanie filmu na komputerze i oglądanie filmu w sali kinowej, to są dwie różne rzeczy.
Oglądanie filmu na komputerze nie jest w ogóle oglądaniem i obcowaniem z dziełem filmowym. To nie jest kino. Tak naprawdę oglądanie filmu odbywa się wyłącznie w sali kinowej na dużym ekranie. Reżyser realizując film nie robi go z myślą o ekranie komputera. To ma być wielkoformatowy ekran filmowy, inaczej sztab specjalistów nie pracowałby nad konstrukcją pierwszego, drugiego i trzeciego planu, nad korekcją barw i dźwięku.
Z drugiej strony dostępność do informacji, które oferuje Internet jest nie do przecenienia. Można sprawdzić, co jest warte oglądania, dowiedzieć się czegoś więcej, zweryfikować dane, szybko potwierdzić co i gdzie można kupić, zobaczyć, przeczytać. Ta cywilizacyjna zmiana jest ogromna, dziś nie wyobrażam sobie mojej pracy bez iPada, którego zawsze mam pod ręką. Oczywiście Internet zawiera masę błędów, dlatego trzeba podchodzić do tego z dystansem – unikałabym korzystania z gotowych interpretacji jakichkolwiek dzieł zamieszczonych w Internecie. Można wyszukać informacje, zebrać fakty, ale przyjemność interpretowania i analizowania raczej zostawiałabym sobie.
Wielkoformatowe oblicze kina przetrwa? Obroni się przed powszechnością oglądania na komputerze, w sieci?
Nic się kinu nie stanie. Tak samo jak nic się mu nie stało, gdy wynaleziono telewizję. Nie widzę zagrożenia dla kina.
A 3D?
To jest coś innego. Forma dopasowana do odpowiedniej treści sprawdza się, ale nie wydaje mi się, żeby miała zawładnąć światem filmowym całkowicie. To, co tworzy magię kina, to właśnie nieoczywistość jaką osiąga się przy wymiarze 2D. 3D jest jak pójście do teatru; jeśli mam wybór, to ja wolę iść do teatru i mieć wszystko na żywo.
Co cię najbardziej fascynuje w kinie?
W tradycyjnym kinie fajne są te wszystkie nieostrości lub przeostrzenia – coś, co jest niewyraźne, czego możemy się jedynie domyślać nagle staje się ostre i na tym skupiamy swoją uwagę. Za moment jednak na przykład dalszy plan staje się ostry, a pierwszy traci na znaczeniu. Według mnie to tworzy magię kina. Tak naprawdę chodzi o film, który każdy z widzów tworzy sam w swojej głowie. Najbliższe nam obrazy kochamy za to, że działają na naszą wyobraźnię. Musimy mieć poczucie, że wytworzyliśmy własną projekcję, słowem pokochaliśmy coś, co zobaczyliśmy na ekranie, ale tak naprawdę zobaczyliśmy to w swojej głowie.
Kinomani zachwycają się dziś serialami, oglądają po kilka równocześnie. A ty?
Wciąż nie mogę się do tych seriali przekonać. Namawiano mnie nawet, żebym zrobiła sekcję serialową na festiwalu „Dwa Brzegi”, bo seriale są dziś bardzo popularne, ale nie potrafiłam się temu poddać. Serial, nawet najlepiej zrobiony, to dla mnie wciąż telewizyjny format. Nie działa na mnie w takim stopniu jak kino, nie przenosi do innego świata. Nie uwielbiam tego w żadnej mierze, nie potrafiłabym tego rekomendować, jeśli sama tego nie czuję.
Polecasz filmy selekcjonując je na festiwal, wskazujesz to, co warto zobaczyć w programie „Kocham Kino”. Po pracy też... oglądasz filmy?
Większość filmów oglądam na festiwalach albo na premierach, nie chodzę na normalne projekcje. Do kina wybieram się zwykle wtedy, gdy zbliża się „Noc oscarowa” i muszę nadrobić zaległości. I wtedy widzę, że dużo osób przychodzi później, już po reklamach. Ale według mnie inny aspekt bycia uczestnikiem wydarzeń artystycznych jest jeszcze bardziej niekorzystny. Mówię o coraz częstszej sytuacji, gdy obok mnie siada ktoś z kukurydzą, galonem napoju, chipsami i dipem. Teoretycznie przyszedł do kina, by obcować z filmowym arcydziełem. Nie mówię o seansie komercyjnego filmu, na który idzie się dla czystej rozrywki, ale o dziełach, które wymagają skupienia, ciszy, oderwania się od rzeczywistości.
Poza tym, czy ja – jak i pewnie wiele innych osób – mam ochotę wąchać sos do chipsów, czy ktoś mnie o to pyta? Nie. Chętnie w sali kinowej zobaczyłabym taką scenę – artyści niespodziewanie wyskakują z ekranu i mówią wprost do takiego obładowanego jedzeniem widza: słuchaj, gdybyś przestał gryźć i pić na moment, to zupełnie inaczej odbierałbyś nasz film. Wyobraźmy sobie taką sytuację w teatrze... Mamy cały wyżej wymieniony asortyment spożywczy ze sobą i zaczynamy go konsumować podczas spektaklu. Czy to byłoby możliwe? Nie, dlaczego więc w kinie dopuszczamy taką ewentualność, dlaczego mniej szanujemy filmowe dzieła? W moim postrzeganiu sztuki i próbach obcowania z nią ekran filmowy niczego nie zmienia.
Jedzenie i picie w kinie powinny być zakazane?
Tak. Co mówię cały czas podczas naszych spotkań „Kocham Kino” w Multikinie i Multikino nie jest tym zachwycone, bo jak powszechnie wiadomo, są seanse, z których dochód jest mniejszy niż ze sprzedaży napojów i słodyczy. Ja to mówię głośno; wraz z wejściem na salę kinową zostawmy wszystko inne za sobą. Potraktujmy kino jak moment oderwania i oczyszczenia dla naszego organizmu, bycia sam na sam z dziełem. Radzę spróbować.
Możesz wymienić jeden film, do którego często wracasz?
Nie ma takiego tytułu. Wszystko zależy do sytuacji. Jak mam dobry humor oglądam „Pół żartem, pół serio”, który uważam za genialny film z gatunku komedii. Mimo że znam dialogi i sceny na pamięć, zawsze chętnie wracam do tej produkcji. Z kolei, kiedy mam ochotę zobaczyć dobrą popkulturę przerobioną na dzieło sztuki, to sięgam po „Volver”.
Dziś jednak nie mogę wymienić jednego filmu, chyba za dużo ich widziałam. Powstało naprawdę sporo znakomitych obrazów. Gdybyś zapytała mnie o to dziesięć lat temu, pewnie moja odpowiedź byłaby prostsza, ale obecnie jest mi trudno odpowiedzieć na to pytanie jednoznacznie. Jest wielu reżyserów i wiele tytułów, do których chętnie wracam. Kino to dla mnie nie tylko praca, ale też wytchnienie. Kiedy mam wolny czas, chętnie sięgnę po dobrą książkę, ale częściej po dobry film – nawet, gdy jestem bardzo zmęczona, albo, gdy po prostu nic nie muszę.
Pamiętam jak zaczynałam studia na Wydziale Wiedzy o teatrze. Profesor Timoszewicz, nasz fantastyczny pedagog od tzw. Nauk pomocniczych, powiedział na jednym z pierwszych spotkań: życzę państwu, żebyście kończąc te studia nadal chodzili do teatru. Po latach pracy i obcowania z kinem nigdy nie poczułam zmęczenia tym tematem, nie miałam potrzeby odpoczynku od filmu. Taka świadomość sankcjonuje wybór odpowiedniego zawodu.
A kiedykolwiek pomyślałaś o innym zawodzie niż ten uprawiany dzisiaj?
Tak, był czas, że myślałam o reżyserii.
Dlaczego?
Po Wiedzy o Teatrze chciałam pójść na reżyserię – tyle że nie teatralną, a filmową. Nie wiem skąd mi się to wzięło. Nie było jednak takiego wydziału w Warszawie, a do Łodzi nie chciało mi się jeździć. Miałam już skończone studia i tytuł magistra, mogłam więc rozpocząć pracę; reżyserią chciałam się jedynie pobawić i zobaczyć co z tego wyjdzie. Ewidentnie ciągnęło mnie gdzieś dalej, ale szybko się zakochałam, pojawiła się rodzina, praca w telewizji i marzenia rozmyły się. Ale nie żałuję. Bawię się, reżyserując swoje życie.
Rozmawiała Anna Serdiukow
fot. Legalna Kultura
© Wszelkie prawa zastrzeżone. Na podstawie art. 25 ust. 1 pkt 1b ustawy z dnia 4 lutego 1994 roku o prawie autorskim i prawach pokrewnych (t.j. Dz.U. 2006.90.631 ze zm.) Fundacja Legalna Kultura w Warszawie wyraźnie zastrzega, że dalsze rozpowszechnianie artykułów zamieszczonych na portalu bez zgody Fundacji jest zabronione.
Publikacja powstała w ramach
Społecznej kampanii edukacyjnej Legalna Kultura