Rozmowy
CZYTELNIA KULTURALNA
/ Rozmowy
Inspiruje mnie absolutnie wszystko
01.04.22
„Wyprowadziłam się z domu, mając zaledwie 16 lat. Nie było już dla mnie odwrotu, nie miałam w głowie planu B. Szczerze przyznam, że gdybym miała tę drogę teraz zaczynać raz jeszcze, na tym etapie mojego życia, nie wiem czy znalazłabym w sobie odwagę żeby przez 10 lat walczyć o spełnienie swoich marzeń.” – mówi Daria Zawiałow – wokalistka, kompozytorka i autorka tekstów, która debiutuje w dubbingu w filmie „Belle”. Z artystką rozmawiał Paweł Rojek
Spotykamy się dziś z okazji twojego nowego doświadczenia, wyzwania, czyli dubbingu. Opowiedz mi, co było większym wyzwaniem śpiewanie, co jest naturalne dla Ciebie czy granie?
Chyba jednak śpiewanie było dla mnie większym wyzwaniem. Zupełnie inaczej śpiewa się w studio utwory do filmu, a inaczej tak po prostu w studio, kiedy masz gotowy aranż i możesz się skupić tylko na tym, jak zaśpiewać. A tutaj musisz wczuć się w ten utwór, interpretować go, śpiewać dobrze emisyjne i jeszcze musi się wszystko zgadzać z tym, co widzisz przed sobą na ekranie. Dodatkowo te utwory z filmu „Belle” są bardzo trudne. Ośmielę się stwierdzić nawet, że to są najtrudniejsze utwory, z jakimi przyszło mi się zmierzyć w życiu. Myślę, że Japończycy zrobili kawał dobrej roboty, bo te melodie są naprawdę bardzo inne od wszystkiego. Było to dla mnie nie lada wyzwanie. Natomiast sam dubbing chyba przyszedł mi w miarę naturalnie. Ciężko mi określić, ale zarówno pan Jacek Kasperek, realizator, i pan Sebastian Drożak, reżyser, mówili mi cały czas, że jest naprawdę dobrze. Skończyliśmy dzień przed czasem. Byłam bardzo zestresowana gdy szłam na premierę filmu, dziwnie było słyszeć swój głos na ekranie.
Mam wrażenie, że anime jest ci w miarę bliskie, bo jeden z twoich teledysków do piosenki „Wojny i noce” jest zrobiony w tej estetyce.
Tak. Moja przygoda z anime sięga nastoletnich czasów, kiedy właśnie jako trzynastolatka oglądałam „Spirited Away: W krainie bogów” pod kocem, w tajemnicy przed mamą. Muzyka na nowy album, którą stworzyliśmy wraz z producentem Michałem Kushem, zainspirowała mnie do tego abym zrobić sobie taką małą podróż do tych czasów. Tak powstał nasz koncept album, który żyje sobie w świecie mangi i anime. Genialna Agnieszka Szajewska stworzyła moją lepszą wersję czyli Darię w komiksowej odsłonie. Klamrą zamykającą album ‘’Wojny i Noce’’ miał być teledysk anime, który stworzyliśmy wraz z Platige Image. Okazało się, że tak naprawdę końcem tego projektu jest właśnie przygoda z „Belle”.
Grafika: Agnieszka Szajewska
Wróćmy na chwilę do początku. Nie było łatwo, bo nawet jeżeli wygrywałaś „Szansę na sukces” czy inne, mniejsze konkursy, to nie było tak, że od razu zostałaś pochłonięta przez mainstream i zostałaś doceniona. Czy te sukcesy, po których nie przychodziły konkretne propozycje nie powodowały pewnego zniechęcenia? A może wręcz motywowało cię to do dalszego działania?
Oczywiście miałam momenty zwątpienia. Natomiast miałam w sobie taką dziecięcą wiarę i zdeterminowanie. Walczyłam o swoje marzenia więc postawiłam wszystko na jedną kartę. Wyprowadziłam się z domu, mając zaledwie 16 lat. Nie było już dla mnie odwrotu, nie miałam w głowie planu B. Szczerze przyznam, że gdybym miała tę drogę teraz zaczynać raz jeszcze, na tym etapie mojego życia, nie wiem czy znalazłabym w sobie odwagę żeby przez 10 lat walczyć o spełnienie swoich marzeń.
Powiedz mi, co było dla ciebie takim pierwszym sygnałem, że może być dobrze? Czy to, że wygrałaś casting do chórków Maryli Rodowicz, czy dopiero później, kiedy udało ci się wreszcie zacząć nagrywać coś własnego i być docenianą?
Moim największym marzeniem i celem było oczywiście wydanie swojego albumu debiutanckiego. Więc pierwszy raz pomyślałam, że może być dobrze w momencie, kiedy występowaliśmy w radiowej Trójce, w studiu imienia Agnieszki Osieckiej. To był przedpremierowy koncert prezentujący materiał z mojego debiutanckiego albumu „A kysz”. Wychowałam na Trójce, zawsze była bardzo bliska mojemu sercu. Każde osiągnięcia na liście przebojów radiowej Trójki były dla mnie przeogromnym przeżyciem. Reasumując – ten koncert miał być przełomem. ‘’Malinowy Chruśniak’’ i ‘’Kundel Bury’’ czyli dwa pierwsze single miały wówczas już sporo wyświetleń na youtube. Ja i Michał Kush pomyśleliśmy sobie wtedy, że może znajdzie się jednak jakaś nisza dla nas, ktoś kto będzie chciał posłuchać tej płyty. Jestem wzruszona i oczy szklą mi się gdy o tym mówię, bo za chwilę odbędzie się pięciolecie płyty „A kysz”.
Z tej okazji ukaże się winylowa wersja tego albumu. Ciężko mi uwierzyć w to, że to już 5 lat mija od początku tej przygody, a my jesteśmy po trzeciej płycie, w dalszym ciągu koncertujemy. Niesamowite.
Jesteś współautorką wszystkich autorskich kompozycji i widać, że ta muzyka ewoluuje. Zaczęło się od klasycznych instrumentów, potem dopiero doszła elektronika. Jak ty widzisz tę swoją ewolucję? Skąd były pierwsze inspiracje? Dlaczego się potem pojawiły instrumenty elektroniczne?
To wszystko za sprawą moją i (lub przede wszystkim) Michała Kusha, o którym już wspomniałam. Od samego początku współpracy zasypywaliśmy się tonami różnych inspiracji muzycznych i docieraliśmy się tak naprawdę przez lata. Na początku, faktycznie, pierwszy album był bardziej organiczny, później rozpoczęliśmy flirt brzmieniami francuskiej elektroniki, z brzmieniami lat osiemdziesiątych. Chcieliśmy się rozwijać, ewoluować więc tworzyliśmy tak jak czuliśmy na dany moment. Bezkompromisowo. Szliśmy zawsze w zgodzie ze sobą. Oczywiście do dzisiaj znajdą się osoby, które powiedzą, że płyta „A kysz” była tą najlepszą płytą. Ja wyznaję taką zasadę, że jeżeli na danym albumie jakaś osoba znajdzie chociaż jeden utwór dla siebie – jestem spełniona.
Grafika: Agnieszka Szajewska
A powiedz mi, na ile ważne są dla ciebie kolaboracje takie jak z Quebonafide czy z Dawidem Podsiadło? I co one wnoszą do twojej muzyki?
Jeśli chodzi o kolaboracje autorskie, studyjne, nie mam ich wielu na koncie. W sumie tylko te dwie, o których wspomniałeś czyli „Bubbletea” z Quebonafide oraz „Za krótki sen” – moja pierwsza współpraca, w moim solowym materiale. Oczywiście nie mówię o takich współpracach jak przykładowo Męskie Granie – bo to projekt specjalny. Staram się aby spotkania muzyczne z innymi artystami zawsze były bardzo wyjątkowe, nie ma miejsca na przypadki. Zatem decyduje się na kolaboracje tylko wtedy, kiedy naprawdę coś bardzo, bardzo czuję. Mogę zdradzić, że w tym roku będzie kilka współprac i już zacieram na nie rączki.
Patrzę na twoje teledyski i cześć jest bardzo mroczna, co oczywiście współdziała z tekstem. Kto za nie odpowiada i na ile ważne są dla ciebie?
Teledyski są dla mnie bardzo ważne, gdyż są one absolutnym dopełnieniem muzyki, czasem nawet jej odzwierciedleniem. Prawie każdy mój teledysk ma innego reżysera, inną ekipę producencką, chociaż lubię wracać do współprac z wyjątkowymi dla mnie ludźmi. Mam to szczęście, że otaczam się naprawdę wspaniałymi osobami, pięknymi, kreatywnymi duszami – talentami. Zatem z każdego teledysku jestem bardzo dumna, przykładam mega dużą wagę do części wizualnej projektów.
Wiadomo, że teksty piosenek to są takie małe utwory poetyckie. Skąd czerpiesz inspiracje?
To bardzo ciężkie pytanie, dlatego, że nie mam jakiegoś konkretnego źródła, z którego czerpię inspirację, inspiruje mnie absolutnie wszystko. Życie. Najróżniejsze bodźce, sytuacje, ludzie. Bardzo często muzyka. Gdy Michał wysyła mi szkice aranży, bardzo często to one inspirują mnie do tego, o czym ma być ta piosenka. Dla mnie tak naprawdę to dopiero początek w liryce, moje teksty mają duże braki - być może zawsze tak będzie. Mam nadzieję, że będę się dalej rozwijać i kiedyś będę mogła powiedzieć, jako staruszka, jak dożyję: „Ale tutaj napisałam! Ale te moje teksty w pewnym momencie to były naprawdę fajne (śmiech)’’. Miło by było tak kiedyś powiedzieć, ale niestety ciężko u mnie o samoaprobatę. Jestem pracoholiczką, nigdy nie spoczywam na laurach, zawsze ciężko pracuję aby dalej się rozwijać.
Zdarzyła ci się piosenka zaangażowana – „Kaonashi”, a przynajmniej teledysk do niej był związany z przemocą...
Myślę, że przede wszystkim teledysk był ważny i bardzo zaangażowany, ale twórcą tego teledysku był Daniel Jaroszek – fantastyczny reżyser, z którym miałam okazję pracować. To właśnie on wymyślił metaforę zawartą w tym klipie – odejście od oprawcy, z którym żyje się na co dzień, może być tak trudne jak lot w kosmos.
Jestem bardzo dumna z tego, jak Daniel to pokazał. ‘’Kaonashi’’ to piosenka, która opowiada o osobie, która balansuje na pograniczu dobra i zła. Natomiast Daniel dopisał do tego scenariusz, który był fantastycznym dopełnieniem tego utworu. Uwielbiam jak moi słuchacze interpretują teksty po swojemu. Ja odbieram ten, czy inny utwór w ten sposób, a oni mogą odbierać go zupełnie inaczej i to szczerze powiedziawszy, naprawdę bardzo mnie kręci.
W części teledysków występujesz. Na ile te drobne wyzwania aktorskie są dla ciebie ważne?
Bardzo ważne - bardzo bym chciała spróbować kiedyś swoich sił w aktorstwie. Mam taką malutką listę rzeczy, których bardzo bym chciała spróbować (śmiech). Chciałam sprawdzić się w dubbingu przykładowo. Dubbing już mam za sobą, chociaż mam nadzieję, że nie ostatni. No i zobaczymy, co będzie dalej.
Wystąpiłaś już w filmie jako wokalistka w „Planie B”...
Tak, pojawiłam się przez chwilę w filmie, ale na scenie - to tak jakbyśmy kręcili teledysk lub grali sesje live więc nie zaliczam tego do debiutu filmowego (śmiech). Także, wszystko przede mną.
Nagrałaś się spoty „W czerni kina”. Czy kiedyś będąc w kinie myślałaś, że może kiedyś nagrasz taki spot? Na ile to są ważne rzeczy?
Bardzo ważne. Trzeba uświadamiać ludzi, jak ważne jest korzystanie z legalnych źródeł. Gdy słyszałam te spoty w kinie, myślałam sobie, że chciałabym to kiedyś zrobić – nagrać coś takiego. Warto brać udział w ważnych inicjatywach , a jeśli dodatkowo przynoszą frajdę, to już w ogóle jest ekstra.
Fot: Piotr Porębski
Jakie są twoje doświadczenia z legalnymi źródłami? Czy zdarzało ci się piratować w dzieciństwie i kiedy uświadomiłaś sobie, że nie warto tego robić i nie powinnyśmy korzystać z pirackich serwisów?
Pewnie, że tak. Jako dzieciak nie miałam kasy, chodziłam na pobliską giełdę i kupowałam jakieś płyty i kasety. Tylko na takie było mnie stać, a bardzo chciałam słuchać swoich idoli. Zatem szperałam w kartoniku na giełdzie (śmiech). Na pewnym etapie życia, kiedy już, powiedzmy, byłam w liceum, nie było mowy o takich pirackich zachowaniach. W pewnym momencie uświadomiłam sobie, że nie jest to dobre i , że warto wspierać twórców, których tak cenię. Poza tym przyszła do mnie zajawka na kolekcjonowanie CD-ków więc mogłam i postępować prawilnie i wspierać, i mieć z tego fun!
Myślisz, że serwisy streamingowe pomagają? Trzeba też wiedzieć, który serwis streamingowy jest legalny, który jest nielegalny...
Oczywiście warto wiedzieć. Zachęcam do tego aby się z tym zapoznawać. Ja osobiście jestem mocno analogowa więc nie łatwo mi iść z tym duchem czasu. Niemniej jako artystka, piosenkarka (śmiech) nie mam wyboru i muszę nadążać za nowinkami. Zatem polubiłam serwisy streamingowe! Jest to też bardzo wygodne, bo można znaleźć swoją ulubioną muzykę ot tak. Natomiast kiedy mój ulubiony zespół wydaje płytę, muszę mieć ją w ręku fizyczną - to jest cały rytuał. Kupujesz płytę w empiku czy w jakimś innym sklepie muzycznym bierzesz ją do ręki, czytasz książeczkę, czytasz teksty. Doceniasz kunszt lub denerwujesz się na to jak to jest wydane (śmiech). To jest coś, czego nie da się podrobić i nie zastąpi tego żaden serwis streamingowy.
Rozmawiał Paweł Rojek
Zdjęcie główne: Legalna Kultura
Publikacja powstała w ramach
Społecznej kampanii edukacyjnej Legalna Kultura