Rozmowy
CZYTELNIA KULTURALNA
/ Rozmowy
Maciej Zakościelny. Śmiesznie, ale nie za wszelką cenę
25.01.19
– Dotychczasowe role komediowe nie wymagały ode mnie wyjątkowej ekspresji artystycznej, tym razem było inaczej. Ta drugoplanowa, czy wręcz epizodyczna postać, dała możliwość większej swobody stworzenia charakterystycznej postaci w oczywistym i potrzebnym nawiązaniu jednak do kultowej postaci małego Piotrusia – z Maciejem Zakościelnym rozmawiamy o filmie "Miszmasz czyli Kogel Mogel 3", portalach plotkarskich i marzeniach.
Pretekstem do naszego spotkania jest film "Miszmasz czyli Kogel Mogel 3". Trzecia część kultowej serii po 30 latach. W 1988 roku miałeś tyle samo lat co Piotruś grany wówczas przez Macieja Koterskiego. Pamiętasz jak odbierałeś wtedy Piotrusia?
(śmiech) Tak naprawdę to bardzo irytowała mnie ta postać i jakoś za nim nie przepadałem.
I do głowy by Ci nie przyszło, że kiedyś mógłbyś być filmową wersją Piotrusia.
Raczej nie. "Kogel Mogel" jak i jego druga część "Galimatias" są z pewnością kultowymi komediami. Pamiętam, że telewizja wielokrotnie w ciągu roku "katowała" widzów powtórkami obydwu części, więc nie sposób było ich nie obejrzeć. Mam jednak wrażenie, że film znałem raczej wyrywkowo.
I musiałeś przypomnieć sobie co nieco z tej dość przewrotnej historii zanim wszedłeś na plan "Miszmasz czyli Kogel Mogel 3"?
Oczywiście tak. Praca nad postacią - dodam niełatwa - wymagała tego, żeby poczuć klimat, formę i złapać wspólny mianownik, musiałem na spokojnie zmierzyć się po raz kolejny z tymi filmami.
I jak wrażenia?
Przyznam, że po ich obejrzeniu zacząłem zupełnie inaczej patrzeć na postać Piotrusia. Tak naprawdę zacząłem mocno współczuć Piotrusiowi. W kontekście wychowywania własnych synów, zupełnie inaczej patrzę na relacje, na to co zadziało się w domu Wolańskich i jaki to mogło mieć wpływ na dorastanie i dojrzewanie tego chłopaka. Myślę, że Piotruś, to najbardziej dramatyczna postać całego filmu. Wychowywany przez nadekspresyjną matkę i uległego ojca, zapewne otrzymał wykrzywiony obraz normalnego świata.
To znaczy jakiego?
Takiego, w którym jest miejsce na partnerstwo, miłość, szacunek i rozumienie siebie. Wydaje mi się, że wzorzec ojca jaki został Piotrusiowi przekazany, nie zawsze był zgodny z jego potrzebami. Nasuwa się pytanie - jaki człowiek mógł z takiej mieszanki osobowości wyrosnąć?
No właśnie jaki?
Nie ukrywam, że zasięgnąłem rady psychologa w tym względzie. Analizowaliśmy wiele składowych, które mogą mieć bezpośredni wpływ na to, kim jesteśmy w dorosłości. Dzieciństwo to najważniejsza część naszego życia. Wspólnie z Konradem Piwowarskim, reżyserem filmu, staraliśmy się stworzyć postać niejednoznaczną i tak naprawdę bardzo dramatyczną. Żałuję, że kilka pomysłów nie zostało wykorzystanych w filmie. Szkoda, bo słynne powiedzenie "ja chcę do Kasi" w ustach dorosłego faceta, czy epikurejskie sformułowania, którymi się posługiwał, nadałyby ciekawego rysu postaci. Mimo wszystko jestem zadowolony z ostatecznej wersji Piotrusia.
Czyli jaki jest Piotruś w Twoim wykonaniu?
Chciałem, aby nie był tylko postacią śmieszną, ale i taką, która prowokuje do refleksji. Piotruś to przestroga dla rodziców, trzeba być bardzo ostrożnym, bo wychowywanie dzieci, to nie jest prosta sprawa. W moim odczuciu Piotruś jest tak naprawdę ofiarą swoich rodziców.
Mocno powiedziane.
Bo taka jest prawda. Każde dziecko jest poniekąd ofiarą swoich rodziców, bo na ten etap życia nie ma kompletnie wpływu. Chcieliśmy widzowi dać do myślenia. Była cienka granica pomiędzy obśmianiem postaci, a pokazaniem jej jako dramatycznej, mam nadzieję, że się udało. Nie zapominajmy, że jest to film komediowy, więc musi być śmiesznie, choć nie za wszelką cenę.
A czy Twój bohater jest spełniony?
Myślę, że na swój sposób tak. Odnalazł swoją Kasię, czyli Marlenkę - w tej roli wyjątkowa, również Kasia, tym razem Skrzynecka - która daje mu poczucie bezpieczeństwa, jakiego nie zaznał w dzieciństwie. Ma ciepło, miłość, którą kiedyś znalazł u Kasi, a której nie otrzymał od swojej matki. Ma spokój, zrozumienie, czas. Rozwija się duchowo, intelektualnie, wygodnie sobie żyje. Jest po prostu Piotrusiem Panem.
Z Aleksandrą Hamkało w filmie "Miszmasz czyli Kogel Mogel 3"
Te dwie pierwsze części z 1988 i 89 roku to takie krzywe zwierciadło tamtych czasów. A jak jest w najnowszej, trzeciej części?
To prawda, dwie pierwsze części, to prawdziwy absurd tamtych czasów. I myślę, że Ilona Łepkowska podjęła się karkołomnego zadania, by napisać scenariusz do trzeciej części. Dzisiaj nasza rzeczywistość, relacje damsko-męskie są zupełnie inne niż kiedyś.
Zatem ekscentryczna Wolańska w pierwszych częściach komedii przecierała szlaki w postrzeganiu nowoczesnej kobiety. Samicy alfa?
Tak, na pewno. Ale Wolańska to był przypadek szczególny. Niezwykła siła, determinacja, czasem posunięta do absurdu. W życiu jest inaczej. I myślę, że kwestia równouprawnienia nie jest kwestią walki, a raczej świadomości. Trzeba pogodzić się z tym, że jesteśmy skonstruowani inaczej - to znaczy kobiety są doskonalsze w jednym, mężczyźni w czymś innym. I należy to po prostu zaakceptować, pogodzić się z tym, a wówczas życie będzie o wiele prostsze i radośniejsze.
Podjąłeś się tego zadania aktorskiego, bo scenariusz filmu zachwycił Cię?
Zostałem zaproszony na casting do głównej roli. Po przeczytaniu scenariusza nie tylko ja, ale i moja menadżerka, stwierdziliśmy jednak, że to nie jest postać dla mnie. Spodobał nam się Piotruś, uznaliśmy, że mimo iż Piotruś jest zupełnie inny niż ja w rzeczywistości, to jest to właśnie ta postać, którą chciałbym zagrać. Zaproponowaliśmy to produkcji, poszedłem na zdjęcia próbne i otrzymałem tę rolę.
A co było w Piotrusiu wyjątkowego?
Piotruś to postać niejednoznaczna. Trzeba było pokazać dorosłego faceta, jego kolor, zbudować charakter, zrobić to w kilku scenach i w nawiązaniu do historii małego chłopca sprzed lat, którą widzowie doskonale znają. Nie bałem się tego, że nie poradzę sobie z rolą dorosłego Piotrusia, wierzyłem również w swoje poczucie humoru i podskórnie czułem, że rozumiem te postać, ale przyznam, że w miarę gdy zacząłem zastanawiać się nad nią, miałem szereg wątpliwości i mętlik w głowie.
Granie w komediach nie jest proste, tak przynajmniej mówią aktorzy. Też tak uważasz? W swoim dorobku filmowym zdarzyło Ci się zagrać w kilku komediach.
Dotychczasowe role komediowe nie wymagały ode mnie wyjątkowej ekspresji artystycznej, tym razem było inaczej. Ta drugoplanowa czy wręcz epizodyczna postać dała możliwość większej swobody stworzenia charakterystycznej postaci w oczywistym i potrzebnym nawiązaniu jednak do kultowej postaci małego Piotrusia.
A co to znaczy być aktorem komediowym ?
Myślę że aktor komediowy powinien mieć w sobie dystans, dowcip, poczucie humoru. Mi podobno tego nie brakuje (śmiech).
Ale to nie przeszkadza aby grać filmy bardzo na serio? Historyczne klimaty, w których nie ma za dużo śmiechu?
Bo taka część też jest we mnie. Trzeba tylko odnaleźć w sobie balans i mieć szanse wyrażenia siebie.
A jak złapać luz? Kiedy wszystko jest na serio, na poważnie i tyle wokół zła się dzieje?
Trzeba robić swoje - jak to mawiał klasyk.
To znaczy?
Trzeba mieć cel w życiu, wiedzieć co jest ważne, ustalić sobie priorytety i pamiętać, że nie musimy się wszystkim podobać i nie muszą nas wszyscy lubić. Ostatnio, po wydarzeniach w Gdańsku, jest modne, żeby zrobić coś z tą falą nienawiści. Bezwzględnie coś trzeba z tym zrobić, ale uważam, że wszystko nabiera znaczenia, jeżeli my poświęcamy temu naszą uwagę, czas, energię i zaczynamy przejmować się tym. Krótko mówiąc, liczne portale plotkarskie nie istniałyby, gdyby ludzie nie poświęcali im swego czasu. Gdy słyszę wśród znajomych, przyjaciół z branży, że przynajmniej raz dziennie odwiedzają różne plotkarskie portale, to naprawdę jestem zdziwiony. Kiedyś czytałem opinie na temat pana Andrzeja Wajdy i jak zobaczyłem w jaki sposób piszą ludzie na jego temat, ile było tam hejtu i nienawiści, to przestałem w ogóle śledzić jakiekolwiek komentarze na jakikolwiek temat.
Fot. Tomasz Kowalski
Mówisz, że warto mieć cele w życiu, a jakie są Twoje cele?
Chciałbym mieć możliwość - a to szczęśliwie dzieje się już od pewnego czasu - brania udziału w projektach, które mnie rozwijają i sprawiają przyjemność, filmowo, telewizyjnie, teatralnie. Chciałbym też poświęcić więcej czasu na muzykę, na jej tworzenie, komponowanie i wykonywanie. Mam wspaniałych muzyków, z którymi wiem, że mogę stworzyć naprawdę coś wyjątkowego. Mam wielką frajdę podczas muzykowania. Poza tym planuję w końcu zdać prawo jazdy na motocykl, ciągle przez brak czasu nie mogę sfinalizować tego zadania. Jeśli chodzi o sprawy zawodowe, to chciałbym zawsze w swoim myśleniu być nakierowany na proces, a nie na efekt, czerpać z życia garściami i starać się być w sytuacjach, które otaczają nas na 100 procent.
Wspomniałeś, że od jakiegoś czasu udaje Ci się grać w produkcjach w których chcesz uczestniczyć. Powiedzmy o filmie "Music, war and love" - scenariusz napisała Bożenna Intrator, reżyseruje Martha Coolidge - reżyserka m.in serialu "Seks w wielkim mieście". To na jej planie filmowym zadebiutował Nicolas Cage i Val Kilmer.
Film nakręcony został już jakiś czas temu tak naprawdę. Gram tam niewielką rolę. Ta historia opowiada o młodych ludziach, których losy rozdzieliła wojna, jest miłość i muzyka. Zdjęcia nagrywano m.in w Łodzi, w filmie grają także m.in. Jacek Braciak, Weronika Rosati, Małgorzata Kożuchowska.
Nieoficjalnie wiem od Bożeny Intrator, że twoja biegłość i naturalność języka została dostrzeżona.
O, to miłe, dziękuję bardzo. Kiedyś język angielski był moją pietą achillesową, dużo musiałem nad nim pracować, ale opłacało się, bo widzę i słyszę efekty. W pracy na planach międzynarodowych ważne jest, by nie skupiać się na języku, a na grze. Język ma cię nieść, ma być czymś naturalnym.
Jesteś marzycielem?
Uważam, że kiedy człowiek marzy, to może dojść do wielu rzeczy. Ważne jest, aby zawsze być sobą i podążać swoją drogą. Ale trzeba uważać, bo łatwo można wpaść na inny tor, zgubić cel swojej podróży.
Rozmawiamy przed ogłoszeniem nominacji filmowych do Oscara, kibicujesz Joannie Kulig?
Tak, oczywiście. Joasia zrobiła przepiękną rolę, z całego serca życzę jej tej nominacji i wygrania, bo to byłoby coś niesamowitego. Nie tylko dla niej ale i dla całej polskiej kinematografii. Fajnie, gdyby pojawiła się moda na polskość, na słowiańskość w Stanach Zjednoczonych. Mam nadzieję, że Amerykanie zobaczą sens w tworzeniu historii dla nas.
Czyli nie wzbraniasz się przed udziałem w wielkich produkcjach za miliony dolarów?
Żartujesz? Myślę, że każdy aktor marzy o byciu na planie z budżetem milionów dolarów. Coraz częściej przebywając za granicą jednak zauważam na czym polega przemysł Hollywood. Myślę, że więcej jesteśmy w stanie zrobić tutaj w Polsce. Nie możemy zapominać kim jesteśmy i na tym musimy budować naszą tożsamość aktorską, bo nie będziemy przecież udawać Amerykanów.
Tożsamość narodowa, historia, demokracja - to tematy, które nie są Ci obce. Interesujesz się tym co dzieje się tu i teraz?
Zwracam uwagę na problemy, bo mam poczucie, że w tym dzisiejszym pędzie ludzie często nie zdobywają się na refleksje, nie zatrzymują się, nie wiedzą o co chodzi w naszym kraju. Ja się nie bawię w politykę, szanuję prawo wyboru każdego człowieka, nie oceniam, pokazuję raczej kim jestem i w co wierzę, a ludzie dalej sami powinni przemyśleć to i owo.
Twój dziadek miał silny wpływ na sposób patrzenia, kształtowania twojej tożsamości historycznej, na to kim jesteś?
Tak, na pewno. Dziadek opowiadał historie swojego życia tak, jakby to były bajki dla dzieci. Mam parę pamiątek po nim. Stanisław Sobotka był dla mnie człowiekiem odważnym, honorowym, z całą swoją tragicznie ciężką historią. Gdzieś płynie we mnie krew moich przodków i być może pomaga mi to odgrywać postaci w produkcjach historycznych, w których brałem udział.
Jako Jan Zumbach w filmie "Dywizjon 303. Historia prawdziwa", fot. Mówi Serwis
A było ich kilka m.in. "Czas honoru", a ostatnio rola Jana Zumbacha w filmie "Dywizjon 303. Historia prawdziwa". Jak przygotowywałeś się do tej roli?
Żeby postać zaczęła żyć w aktorze, trzeba dużo o niej wiedzieć. A więc trzeba dużo czytać, dowiadywać się. Nie można zagrać jednej postaci historycznej drugą. To, że grałem Bronka w "Czasie honoru" wcale nie znaczyło, że będzie mi łatwiej zagrać Zumbacha w "Dywizjonie 303".
Pomimo akcji dziejącej się w tym samym czasie, to jednak dwie rożne postaci i okoliczności w których się znaleźli. Naszym zadaniem aktorskim jest stworzenie świata, postaci, atmosfery na ekranie, dzięki której, widz jest wciągnięty w historię. I tak też było w tym przypadku. Na świecie "Dywizjon 303. Prawdziwa historia" jest bardzo dobrze odbierany. Myślę, że to ważny film nie tylko dla mnie.
Fundacja Legalna Kultura walczy z piractwem, doświadczyłeś go kiedykolwiek?
Piractwo jest słowem, które wypadło z mojego słownika już bardzo dawno temu. Mam poczucie, że piractwo dziś jest mega obciachem. Kiedyś nielegalne kopiowanie było czymś, powiedzmy, "normalnym". Teraz jest passé. Ludzie wiedzą co mogą stracić i jak niewiele zyskać.
Rozmawiała: Lukrecja Jaszewska
Zdjęcie główne i slider: kadr z filmu "Miszmasz czyli Kogel Mogel 3", fot. Next Film
Filmy i seriale z udziałem Macieja Zakościelnego znajdziecie w legalnych źródłach, m.in.:
"Dywizjon 303. Historia prawdziwa" (2018): ipla
"Diagnoza" (serial, 2017): vod.pl | player
"7 rzeczy, których nie wiecie o facetach" (2016): vod.pl
"Po prostu przyjaźń" (2016): vod.pl
"Listy do M. 2" (2015): vod.pl | player
"Serce na dłoni" (2008): Cineman
"Czas honoru" (serial, 2008): TVP VOD
Publikacja powstała w ramach
Społecznej kampanii edukacyjnej Legalna Kultura
Publikacja powstała w ramach
Społecznej kampanii edukacyjnej Legalna Kultura
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego