Rozmowy
O pracy twórczej, rzemiośle i artystycznych zmaganiach. O rozterkach w kulturze i jej losach w sieci, rozmawiamy z twórcami kultury.
Czas Kalibra

CZYTELNIA KULTURALNA

/ Rozmowy

Czas Kalibra

Czas Kalibra

12.02.16

Trudno w to dziś uwierzyć, ale muzykę legendarnej grupy Kaliber 44 miałem przyjemność blisko dwie dekady temu prezentować na antenie największej komercyjnej stacji radiowej w Polsce. Kilka dni temu odgrzebałem stare nagrania, a potem skonfrontowałem je z nowym albumem zespołu - “Ułamek tarcia”. Póżniej był m.in. autorem, dla mnie jednego z najważniejszych hymnów hip-hopu, “Miasto jest nasze” i wspaniałego tytułu płyty “Abradabing”. W Krakowie jesteśmy z Marcinem Martenem - AbradAbem w zasadzie sąsiadami, ale spotykamy sie ostatecznie w... wagonie restauracyjnym pociągu z Krakowa do Warszawy przy kawie. Rozpuszczalnej.


Nie byłeś nigdy demonem szybkości w pracy w studio. Nowy projekt Kalibra 44 zajął Ci ile? Trzy lata?


Mniej więcej. Zaczęło się w w 2013 roku. Pierwsze pomysły, pierwsze szkice, kilka koncertów. Ostateczne praca w studio to w zasadzie cały 2015. I teraz startujemy. W 44 dniu roku.

Propozycja z festiwalu Opener w 2013 roku i występ tam były impulsem, czy pomysł urodził sie wcześniej?

Po Openerze posypały sie kolejne propozycje koncertów i trzeba było podjąć jakąś decyzję. Od początku było jasne, że nie chodzi mi o sentymentalne odegranie starego materiału i tyle. Taki “powrót” nie wchodził w grę. Podobnie jak nie traktowałem w ten sposób okazjonalnych występów po 2000 roku. Od razu wiedziłem, że musi być płyta. Zacząłem od przesłuchania wszystkich starych nagrań Kalibra, żeby znów poczuć ten klimat. Przecież od tego czasu robiłem zupełnie inne rzeczy. Potem pojawiła się kwestia udziału DJ'a Feel-X'a i tysiąc innych spraw. I oto jest płyta.

Która dla mnie jest trochę w rozkroku. Oczywiście odróżnia ja na przykład drugi wokal, ale trudno nie dostrzec tam Abradaba. Niektóre utwory chocby tekstowo mocno stoją w realiach i dalekie są od psychodelicznego świata pierwszego kalibra. Jest na finał numer “rodzinny”, sporo wątków osobistych, odniesienia do przeszłości, komentujesz też współczesną rzeczywistość wokół. Spokojnie mogłyby trafić na Twój solowy krążek.

Trudno mi skreślić to, co robiłem przez 15 lat. Jestem gdzie indziej. Ale bardzo uważałem z doborem materiału i na półeczce leży wiele numerów, które zostawiam dla Abradaba. Umówiłem się uczciwie z chłopakami, że zawieszam solowy projekt i teraz jest czas Kalibra. Nie wiem jak długo. Cały czas robimy próby do grania na żywo. Chciałem żeby było znów inaczej. To nie bedzie Baku Baku skład. Po samplach, a potem żywych instrumentach, tym razem mamy coś pośredniego. Sporo elektroniki. Zreszta płytę robiliśmy właśnie pod koncerty, żeby uniknąć częstego w przeszłości przypadku, ze zmierzenie sie na scenie ze studyjnym materiałem powodowało problemy i niepotrzebne kompromisy.



Czy z hip-hopu się wyrasta? W tym sensie, że zajęcie się tą muzyką na początku jest wynikiem tego kiedy się urodziłeś i co działo się wtedy wokół. Niektórzy zostają na zawsze na tym etapie, ale inni zaczynają przekraczać ograniczenia gatunku i często trafiają w zupełnie inne rejony. Świetnym przykładem jest Fisz. Ty też jestes dziś po prostu muzykiem, producentem, o innych mniej artystycznych zajęciach nie wspominając, a nie stricte “hip-hopowcem”.

To oczywiste, że jestem innym człowiekiem. Ludzie, którzy byli rówieśnikami Kalibra też mają dziś kilkanaście lat więcej. Nagrywanie cały czas dla szesnastolatków, powtarzając te same patenty, dość szybko powoduje, że kompletnie tracisz wiarygodność, nawet jeśli przez chwilę sprzedaż jest ok.

Potrafisz wskazać palcem na moment, kiedy zdecydowałeś, że to Twój sposób na życie, a nie tylko hobby?

Tak, to było pewnie gdzieś w roku 2003, po rozpadzie Kalibra, przed pierwszą solówką /”Czerwony album”/. Z koncertami było coraz słabiej. Michał /brat Marcina – Joka/ wybrał inaczej, stwierdził, że woli mniejsze, ale stałe dochody, zajął się czyms innym, wyjechał. Ja musiałem zdecydować. Nie było łatwo, z biegiem czasu musiałem zostać nie tylko artystą, ale i księgowym /śmieje się/. Ale dałem radę i jestem z tego normalnie dumny.

Ważny był chyba dla Ciebie też udział Joki, w pewnym sensie podałes mu rękę ?

Długo go namawiałem, tak naprawde od “Abradabingu” sześć lat temu.

Dla mnie reaktywując Kalibra podejmujesz spore wyzwanie, sprostanie oczekiwaniom po latach to zawsze trudna sprawa. Ale masz swiadomość,że będą tacy, którzy stwierdzą “Abradab nie ma lepszego pomysłu,więc podpiera się sprawdzoną nazwą.”

Ma nadzieję że przyjmą nas z tym całym bagażem, z którym wspólnie dorastaliśmy. Że tradycja śląskiego hip-hopu żyje. Że mamy wciąż coś do powiedzenia, starsi o kilkanaście lat. Że jestesmy wiarygodni. To dla mnie zawsze było najważniejsze.

Po filmie “Jestem Bogiem” wypowiadałeś się konkretnie ale bez goryczy. Jak oceniasz ten film ⁃ w najprostszych kategoriach – jesteś za czy przeciw?

Jeśli chodzi o jego znaczenie – świetnie, że powstał, zrobił wiele dla lepszego postrzegania całej sceny w Polsce. Jesli chodzi o wierność faktom – jest w wielu momentach nieprawdziwy i mocno podkoloryzowany pod pewną tezę. Być może sposób w jaki nas tam pokazano jest swoista “karą” /śmieje się/ za nasz brak współpracy przy scenariuszu.

Są tacy, którzy twierdzą,że Paktofonika tak naprawdę podała oryginalną ideę Kalibra w bardziej mainstreamowy sposób. Nowa płyta ich przekona?

Będę szczęśliwy, jesli tak.



Środowisko hip-hopowe w Polsce jest szczególne. W Stanach to od wielu lat mainstream, wspólne projekty z artystami nawet mocno popowymi to codzienność. U nas ciągle to spora hermetyczność, wielu traktuje hip-hopowców dokładnie tak samo jak dwadzieścia lat temu – zakapturzonych blokersów bluzgajacych do rytmu.

Tak jest. Ale ta hermetyczność zaowocowała też najprawdopodobniej najbardziej kreatywną częścią rynku działającą na normalnych komercyjnych zasadach, z własnymi wytwórniami, całym przemysłem. Na naszym często kulejacym rynku muzycznym to pozytywny ewenement, dla niektórych wciąż nie do pojęcia.

A jak przyjąłeś zaproszenie do “Męskiego Grania”. Byłeś z jednej strony reprezentantem środowiska, z drugiej doceniono chyba Twoje “wyrośnięcie” z hip-hopu?

To było duże wyróżnienie. Zestaw nazwisk niezwykle zacny. Nie zastanawiałem sie ani chwili.

Jak róznią się Marcin Marten – ojciec rodziny i Abradab – artysta?

Wracając do domu, nie zdejmuję garnituru hip-hopowca. Dzieciaki wiedzą, kim jestem. A sprzyja temu to, że tak naprawdę w domu jest wokół firma i warsztat pracy.

Rozmawiamy dla Legalnej Kultury, a hip-hop od zawsze miał tu sporo przygód z uwagi na sample. Wiesz, że płyta “Spalam się “ Kazika osiaga na Allegro zawrotne ceny, bo sample nie były sklirowane?

Kiedys miałem z tym parę problemów, ale generalnie dawno wszystko załatwiłem i jestem czysty, kupuje wyłącznie oficjalnie dostepne sample. Ale uczciwie mówiąc mam problem z czarno-białym podejściem do tematu. Kiedy ktoś po prostu coś wykorzystuje jeden do jeden sprawa jest oczywista. Ale jesli sampla obrabiamy, puszczamy od tyłu i tworzymy z tego nową jakość, powinno być jakieś formalne rozwiązanie pozwalające na to. Ale oczywiście nie mam gotowego sposobu, jak to zweryfikować i zrealizować logistycznie. Kiedyś próbowałem i przeszukałem całe Karaiby usiłując zdobyć prawa. A okazało się, że to zupełnie gdzie indziej.

Paradoksalnie środowisko hip-hopowe jest bardzo przywiązane do oficjalnych produktów i wspierania artystów. Trochę obciachem jest nawet często chwalenie sie “piratem”.

Owszem, tradycyjnie tak zawsze było, ale czasy się zmieniają, głównie z uwagi na to, że nośnik w ogóle traci na znaczeniu. Gdy pytają mnie - “kiedy nowa płyta bedzie na youtubie?” - odpowiadam: “mam nadzieje,ze jak najpóżniej” /Śmieje się/. Nowa rzeczywistość.

Ale dasz radę?

Jasne.


Rozmawiał: Piotr Metz

Redakcja i edycja: Rafał Pawłowski




Publikacja powstała w ramach
Społecznej kampanii edukacyjnej Legalna Kultura




Spodobał Ci się nasz artykuł? Podziel się nim ze znajomymi 👍


Do góry!