Wspólne sprawy
część II
CZYTELNIA KULTURALNA
/ Wspólne sprawy
„NIENAWISTNICY” – Tryptyk Przeciw Hejtowi
część II
28.05.20
Hejcie, hejcie, skąd się wziąłeś?
Skoro już powiedzieliśmy, że hejt jest tak powszechny i pociągający dlatego, że dostrojony do jakiejś istotnej części ludzkiej duszy, warto się na chwilę zatrzymać nad przykładami hejtu z przeszłości. Czy można uznać, że hejt zawsze był, tylko tak się nie nazywał, czy też może jednak jest coś w szaleństwie naszych czasów, co każe widzieć go jako zjawisko nowe, wyjątkowe, choćby w skali, i w związku z tym wymagające wyjątkowej reakcji?
Narzuca się analogia do zmian klimatycznych - czy to naturalny przejaw cykliczności natury, czy zwiastun kryzysu przez nas zawinionego, którego skutków, trudnych do przewidzenia, nie będziemy mogli zatrzymać?
Hejt był zawsze. Plotka, zawiść, a zwłaszcza klątwa i złorzeczenie - były z nami od zarania. Oczywiście piszę to po to, by rozumieć, a nie usprawiedliwiać. Agresja i zło są częścią ludzkiej natury, więc w różnych formach przenikają do kultury, nawet jeśli ona się wtedy przestaje z kulturą w jakikolwiek sposób kojarzyć.
Skąd zło?
Wśród wielu zmagań wybitnych myślicieli przeszłości o możliwie trafne zdefiniowanie fenomenu człowieka i uchwycenie czynników, które nas odróżniają od reszty świata, czynią prawdziwie ludzkimi, są dwie propozycje, które w zaskakujący sposób postrzegają zło jako ważną część istoty człowieczeństwa. Z pozoru są to perspektywy ze sobą sprzeczne, ale w tej właśnie sprawie zaskakująco się zgadzają, Nawet jeśli zło i nasza do niego skłonność jest w dużej części tajemnicą, to jednak możność jego czynienia, często bezinteresownie i dla zabawy, w jakiś sposób nas definiuje. Jest to zresztą jedna z przesłanek, która się każe krytycznie zastanowić nad trafnością definiowania człowieka jako „zwierzę rozumne” – animal rationale. Zło nie ma racjonalnego uzasadnienia - owszem, można je dopuścić jako konsekwencję i warunek wolności, niemniej z punktu widzenia dobra człowieka, zarówno na poziomie indywidualnym jak i społecznym, zło nie ma sensu. Czy ma sens definiować człowieka jako „zwierzę rozumne zdolne do czynienia zła”? Nienawiść - z natury swojej zmierzająca do unicestwienia swojego przedmiotu - jest w sensie logicznym autodestrukcyjna. Im bardziej się zrealizuje, tym mniej ma racji dla swojego istnienia.
I druga perspektywa. Jest jakimś wyjaśnieniem fenomenu zła odwołanie się do definicji człowieka jako bytu tragicznie rozciągniętego pomiędzy naturą a kulturą. Metaforycznie mówiąc - „więcej niż zwierzę, ale mniej niż anioł”. Stąd frustracja tęsknot za dobrem, wartościami i ideałami, wywołana ograniczeniami materialnej natury, którą dzielimy z resztą świata. Zostaliśmy weń wypchnięci i musimy się jakoś odnaleźć, z pragnieniami, emocjami i tęsknotami - w naszej rzeczywistości nie do zaspokojenia.
Stąd już tylko krok do intuicji, którą nam podpowiada psychologia ewolucyjna… W czasach, gdy byliśmy o wiele bliżej natury niż kultury, dzieląc nasze życie psychiczne raczej z gadami niż późniejszymi naczelnymi, nie mówiąc o aniołach, impulsy natury odgrywały bardzo ważną rolę, gwarantując przetrwanie. Dzisiejsze badania nad naszym tzw. gadzim mózgiem pokazują, że atawistyczne odruchy: sycz, gdy niebezpiecznie, żeby ostrzec kompanów; trzymaj z tymi, którzy są do ciebie podobni; zabijaj - gdy możesz - tych, co się od ciebie różnią; gdy nie możesz zabić - uciekaj, a w najgorszym razie udawaj, że nie żyjesz - to są schematy, które - zwłaszcza gdy kontrolę nad nami przejmuje stres - wciąż się sprawdzają i są na dużą skalę eksploatowane. Polityka, religia, biznes wciąż opierają lojalność swoich społeczności na doktrynie oblężonej twierdzy, a wojna psychologiczna i terroryzm działają, mimo, że w chwilach refleksji jakoś zdajemy sobie sprawę, że tak być nie powinno. Nic tak nie motywuje jak strach i strata, nic tak nie niesie ulgi jak wspólna niedola, nic tak nie jednoczy jak wspólny wróg. Z tej perspektywy hejt zaczyna nam się jawić jako najzupełniej racjonalne, skutecznie i pożyteczne narzędzie… On po prostu działa.
Hejt religijny?
Osobnym rozdziałem są złorzeczenia i klątwy wygłaszane z powodów religijnych. Mało kto zdaje sobie sprawę, że w Biblii wyodrębnia się osobną kategorię psalmów, zwanych psalmami złorzeczącymi, które wprost przywołują Boga na pomoc w załatwianiu naszych ziemskich rozrachunków ze złoczyńcami. Antyczna forma religijnego hejtu jest owszem reakcją na inny hejt, ale który hejter przyzna, że to on zaczął?
Gdy go sądzić będą, niech wyjdzie jako przestępca,
niech prośba jego stanie się winą.
Niech dni jego będą nieliczne,
a urząd jego niech przejmie kto inny!4
Niechaj jego synowie będą sierotami,
a jego żona niech zostanie wdową!
Niech jego dzieci wciąż się tułają i żebrzą,
i niech zostaną wygnane z rumowisk!
Niechaj lichwiarz czyha na całą jego posiadłość,
a obcy niech rozdrapią owoc jego pracy!
Niech nikt nie okaże mu życzliwości,
niech nikt się nie zlituje nad jego dziećmi!
Niech jego potomstwo ulegnie zatracie;
niech w drugim pokoleniu zaginie ich imię!
Niech Pan zapamięta winę jego ojców,
niech grzech jego matki nie będzie zgładzony!6
Niech zawsze stoją przed Panem
i niech On wykorzeni z ziemi pamięć o nim7,
za to, że nie pomyślał, by okazać życzliwość,
lecz prześladował biedaka i nieszczęśliwego,
i w sercu strapionego śmiertelnie.
Miłował złorzeczenie: niech się nań obróci;
w błogosławieństwie nie miał upodobania:
niech od niego odstąpi!
Niech się odzieje przekleństwem jak szatą;
niech ono przeniknie jak woda do jego wnętrzności8
i jak oliwa [wejdzie] w jego kości!
Niech mu będzie jak odzienie, które go okrywa,
i pas, którym stale się opina9.
Taką niech mają zapłatę od Pana moi oskarżyciele,
którzy przeciw mnie mówią złe rzeczy.
Psalm 109, 7-20
I jeszcze może dla kolorytu i uczciwego obrazu ludzkiej duszy, tekst zupełnie współczesny, Jeremiego Przybory, brawurowo śpiewany przez Barbarę Kraftównę i Bohdana Łazukę:
Przeklnę Cię, jeżeli mnie porzucisz
Przeklnę Cię, gdy się do innej zwrócisz
Przeklnę Cię, jeśli postąpisz podle
dziś się za Ciebie modlę
jutro przeklnę Cię.
Przeklnę Cię i Twoje wiarołomstwo
Przeklnę Cię i Twoje z nią potomstwo
Przeklnę Cię i już się nie ochronisz
w Paryżu, w Bolonii
przekleństwo me gonić
będzie Cię
Przeklnę Cie, Przeklnę Cię..
Is fecit, cui prodest[1]
Wydaje się, że hejt ma moc przyciągającą i uzależniającą, a nawet może się stać sposobem na życie, nie tylko w znaczeniu źródła dochodu i zajęcia, ale przede wszystkim pewnej postawy życiowej.
Na czym w istocie polega atrakcyjność hejtu? Dlaczego jest tak pociągający? Jak korzystają na nim Ci, którzy się go dopuszczają? I czy tylko oni w istocie korzystają?
Nie umiemy chcieć?
Wśród wielu analiz kryzysu kapitalizmu, jakiego - jak się wydaje - doświadczamy, są takie, które wskazują nadmiar dostępnych opcji jako jedną z przyczyn psychicznego przeciążenia ludzi i społeczeństw. Ilość decyzji, jakie musimy na co dzień podejmować rośnie lawinowo, napędzana innowacyjnością i sprytem producentów i usługodawców. Najprostsze decyzje - wybór ubrania, rodzaju kawy, herbaty, modelu smartfona, banku, ale i miejsca zamieszkania, tego, co chcemy robić w życiu, partnera - to wszystko coraz bardziej się komplikuje. Coraz więcej możliwości mamy na stałe do dyspozycji, w czasie rzeczywistym, nawet bez wychodzenia z domu. Wygląda na to, że nadmiar wolności wyboru dużo nas kosztuje - emocjonalnie i energetycznie. Oczywiste reakcje na ten stres to między innymi melancholia, swego rodzaju dysfunkcja woli, objawiająca się tym, że nie potrafimy i/lub nie chcemy wybierać, decydować i nie potrafimy konsekwentnie trwać przy dokonanym wyborze. Można ten syndrom widzieć jako formę depresji, choć jest raczej objawem kłopotów człowieka z samookreśleniem i używaniem woli. Co ciekawe, jednocześnie zanika w sferze dyskursu publicznego pojęcie „silnej woli” i „ćwiczenia woli”. Akcentujemy - coraz zresztą popularniejszy - syndrom „nie chce mi się” - tak jakby chcenie było jakąś autonomiczną funkcją naszego wnętrza, równie od nas niezależną jak rytm serca czy perystaltyczne ruchy jelit. Tymczasem „chcę” i „nie chcę” są aktywnymi aktami myślącego i czującego podmiotu, owszem opartymi na wielu procesach nieświadomych, niemniej w ostatecznym swoim kształcie sprowadzają się one do świadomej decyzji, za którą ponosimy odpowiedzialność - przed sobą i przed innymi. Zaniedbania woli, zapominanie o jej kształtowaniu i rozwijaniu, nadopiekuńczość rodziców i systemów edukacyjnych - to wszystko sprawia, że jesteśmy coraz bardziej cywilizacją, która nie musi i w związku z tym nie potrafi chcieć.
Zdemotywowani?
Coraz powszechniej podnosi się potrzebę pracy nad motywacją i nie mylenia jej z motywatorami. Motywacja w swojej istocie daje się najkrócej zdefiniować jako „pragnienie celu” - z czego by wynikało, że ten, kto nie ma celu bądź nie potrafi pragnąć - zawsze powie w końcu „nie chce mi się”. Nie wspominam już o determinacji jako warunku doprowadzenia czegokolwiek znaczącego do szczęśliwego końca albo do wytrwania w podjętych postanowieniach czy wreszcie wywiązania się z tego, za co jesteśmy odpowiedzialni.
Docieramy w ten sposób do jednego z filarów atrakcyjności hejtu. Oto człowiek, który nie potrafi chcieć, decydować i wybierać, przygnieciony mnogością propozycji - odkrywa, że może „nie chcieć”. Ta opcja jest nieskończenie łatwiejsza, zwłaszcza wtedy, gdy dzięki technologiom internetowym i mediom społecznościowym bardzo szybko odkrywa podobnych sobie. Postawa „chcę czegoś” nieuchronnie prowadzi do kontaktu z różnorodnością celów, „nie chcę” ułatwia bezpieczne widzenie jednego tylko koloru: wszyscy inni niż ja są źli. A podobni do mnie łatwo się znajdują - łączy nas hejt, wspólne „nie”, które łączy i zamyka oczy na wszelkie różnice. W tym znaczeniu hejt legitymizuje prostą i atrakcyjną wizję świata - nasza swojskość versus niezrozumiała obcość i różnorodność. My się niby też między sobą różnimy, ale przecież wspólna sprawa jest ważniejsza, hejtujmy w jej obronie…
Hejt w służbie celu
Hejt działa. Wydaje się skutecznym i łatwym środkiem realizacji celów, zwłaszcza negatywnych. Być dostrzeżonym w jakiejkolwiek dziedzinie za osiągnięcia czy wniesioną wartość - wymaga przygotowań, planowania, talentu, pracy, wytrwałości. Na koniec wchodzisz do ligi, w której potrzeba współpracy, dialogu, uznania dla autorytetów, umiejętności odnalezienia siebie i swojego miejsca, a gwarancji sukcesu nie ma. Same problemy. Droga hejtu jest łatwiejsza. Nawet jeśli uznamy, że potrzeba do tego jakiejś formy talentu, to pracy o wiele mniej. Droga do spektakularnych osiągnięć hejterskich jest o wiele prostsza i pewniejsza, a sukces, nagłośnienie i złudzenie wpływu przychodzą o wiele szybciej, niż gdyby chcieć je budować na drodze pozytywnej. Odzywają się głosy rozsądku, nawołujące do powstrzymania nagłaśniania hejtu i miałkich treści w internecie, przełożone nawet na parahejterskiego mema - „stop making stupid people famous” (ang. przestańmy głupich czynić sławnymi). Niestety, obawiam się, że ich skutek jest odwrotny do zamierzonego - pokazując przykłady głupoty upowszechniamy je, a często to co jest pokazywane jako kuriozum, znajduje poważnych odbiorców, którzy odczuwają krytykę jako atak i odpowiadają hejtem.
[1] łac.: ten uczynił, czyja korzyść
Autor: Dariusz Duma
filozof, doradca, ambasador Legalnej Kultury
1. część tryptyku: link
3. część tryptyku: link
Zapraszamy do lektury!
Tekst opublikowany w wersji pierwotnej przez Universitas Gedanensis, pt. „NIENAWISTNICY – czyli racjonalnie o nieracjonalnym”, nr t. 57/2019
www.universitasgedanensis.pl
Publikacja powstała w ramach
Społecznej kampanii edukacyjnej Legalna Kultura
- Czytelnia kulturalna
- > Wspólne sprawy
- Archiwum
- Rozmowy
- Łyk sztuki do kawy
- Polecamy
- Badania i raporty