Wspólne sprawy
CZYTELNIA KULTURALNA
/ Wspólne sprawy
Zupełnie Nowy Testament
28.12.15
„Na początku było dwunastu apostołów, zanim dodałam sześciu, zanim świat stał się lepszy” – takie słowa słyszymy na początku nowego filmu Jaco Van Dormaela. Wypowiada je Ea, bohaterka szalonej komedii „Zupełnie Nowy Testament”. Ea jest córką Boga. Mieszka z Ojcem i zahukaną matką. Bo Bóg istnieje. Mieszka w Brukseli, gdyż Bóg na początku stworzył właśnie Brukselę. Siedząc przy komputerze, steruje światem, prowadzi grę, która w finale może skończyć się katastrofą.
Reżyser szaleje, miesza ze sobą całe serie dowcipów z poważną refleksją teologiczną, ale podaną nienachalnie, między jednym gagiem a drugim.
Van Dormael zadaje pytanie: Kim właściwie jest Bóg? Co się dzieje, gdy człowiek próbuje wejść w rolę Boga i zamierza zbudować raj już tu, na tej ziemi? A może budowanie raju kończy się zbudowaniem piekła? Bóg Ojciec w komedii „Zupełnie Nowy Testament” bawi się, znudzony swoją misją, wymyśla prawa „światowego wkurzenia”, na przykład prawo 2125: „Kanapka zawsze spada dżemem w dół. Jeśli nie, to znaczy, że posmarowano ją dżemem po złej stronie”, albo prawo 2126: „Naczynia tłuką się, gdy zostały już umyte”. Bóg ojciec nie jest groźny, jest śmieszny.
Więc może tak naprawdę piekło buduje jego córka, szlachetna – tak się wydaje na początku – buntowniczka. Niczym haker wdziera się do bazy danych ojca i wykrada wielka tajemnicę: śmierć. Rozpoczyna się piekło. Czy chciałbyś poznać dokładną datę i godzinę swojej śmierci? Taka wiedza to piekło, które funduje Brukseli młoda dziewczyna z nienawiści do „boga” i do ojca. Ludzie tak naprawdę nie chcą posiąść wszechmocy Boga, nie potrafią być wszechmocni, wszechmoc ich zabija, przecież grzech pierworodny zaistniał podczas pierwszej w dziejach próby wszechmocy. Próbują co prawda nadać sens ostatnim miesiącom, godzinom, minutom swojego życia, naprawić w ostatniej chwili błędy, popełniane przez całe lata, ale jednocześnie pragną żyć, bo tylko wtedy przybliży się do nich wymarzony raj. Jak zawsze wszystko ratuje matka. Matka jak mało kto potrafi dokonać resetu.
Van Dormael, tworząc obraz chrześcijańskiej herezji, religii anarchicznej, zadaje kluczowe pytania, które – nie ma co ukrywać – zadaje sobie każdy człowiek. Kim zatem jest Wcielony Bóg? Czy to wiemy? Tyranem, znudzonym światem, którego powinien wyrzucić z Kościoła poirytowany ksiądz, tak jak w filmie? To nie jest wizja chrześcijańska Boga. Czy Bóg jest jak Ea, wprowadzająca raj na ziemi? Na pewno nie. A może to Syn, J.C., stojący w zastygłej pozie na komodzie i czekający aż ktoś zrozumie jego przesłanie? Pytania Van Dormaela pozostają w filmie bez odpowiedzi. Reżyser pozostawia nam – na szczęście – wolność interpretacyjną. Odpowiedź jest zapewne w Piśmie, w Nowym Testamencie, który Ea z towarzyszem wędrówki próbuje pisać na nowo.
„Zupełnie Nowy Testament” to poza wszystkim feeria nieprawdopodobnych pomysłów komediowych i doskonała zabawa. A śmiać się z rzeczy świętych trzeba umieć. Van Dormael nikogo nie obraża, no, chyba tylko ludzi bez poczucia humoru.
Śmiech mądry, czasami podszyty smutkiem, a może nawet rozpaczą jest ozdrowieńczy. Tak jest w życiu każdego z nas, śmiech i smutek przeplatają się niemal każdego dnia.
ks. Andrzej Luter
Publikacja powstała w ramach
Społecznej kampanii edukacyjnej Legalna Kultura
- Czytelnia kulturalna
- > Wspólne sprawy
- Archiwum
- Rozmowy
- Łyk sztuki do kawy
- Polecamy
- Badania i raporty