Beetlejuice powraca!

CZYTELNIA KULTURALNA

/ Polecamy

Beetlejuice powraca!

Beetlejuice powraca!

06.09.24

Po 36 latach od premiery „Soku z żuka” wraz rodziną Deetzów wracamy do Winter River. W nowej odsłonie historii demona Beetlejuice’a zobaczymy troje aktorów z pierwszego filmu: Michaela Keatona (Beetlejuice), Wynonę Ryder (Lydia Deetz) i Catherine O’Harę (Delia Deetz). Główną część obsady uzupełniają: znana z serialu „Wednesday” Jena Ortega (gra Astrid, córkę Lydii), Monica Belucci i Willem Dafoe.

 

Po nieoczekiwanej tragedii rodzinnej trzy pokolenia Deetzów wracają do domu w Winter River. Lydię wciąż prześladuje wspomnienie Beetlejuice’a. Teraz jej życie staje na głowie, kiedy jej buntownicza nastoletnia córka, Astrid, znajduje tajemniczą makietę miasteczka na strychu. Tym samym przypadkiem zostaje otwarty portal prowadzący w zaświaty. W obu światach w powietrzu wiszą kłopoty, tak więc kwestią czasu jest, kiedy ktoś trzykrotnie wypowie imię Beetlejuice’a, a podstępny demon wróci, żeby wywołać chaos taki, jaki tylko on potrafi.

 


Fotos z filmu "Beetlejuice Beetlejuice", fot. Parisa Taghizadeh / © 2024 Warner Bros. Entertainment Inc. 

 

Wizualnie „Beetlejuice Beetlejuice” świetnie łączy się z „Sokiem z żuka”, mamy też tu podobny klimat i poczucie humoru. Pojawia się dużo szersza wizja Zaświatów, wraz z nowymi bohaterami ze świata umarłych. Intryga jest oryginalna, zupełnie odbiega od historii opowiedzianej w pierwszym filmie, ale ze względu na znane już nam postaci i miejsca czujemy się jak u siebie w domu. Nam film się podobał, jesteśmy ciekawi waszych opinii. Tymczasem zapraszamy za kulisy powstawania „Beetlejuice Beetlejuice”, które poznamy z opowieści twórców filmu.

 

Sława Beetlejuice’a…

WINONA RYDER (Lydia Deetz): Moim zdaniem Beetlejuice to zupełnie wyjątkowy bohater, różniący się od jakiegokolwiek innego kiedykolwiek stworzonego. Jest niepowtarzalny. A Michael jest takim genialnym aktorem, zabawnym i niebywale inteligentnym. Do stworzenia Beetlejuice’a trzeba było ogromnej kreatywności, która, według mnie, wynika ze współpracy Tima z Michaelem, ale tak naprawdę świadczy o geniuszu ich obu i o niezwykłych umiejętnościach Michaela w każdej dziedzinie.

 


Fotos z filmu "Beetlejuice Beetlejuice", © 2024 Warner Bros. Entertainment Inc. 

 

Powrót do „Soku z żuka”…

TIM BURTON (reżyser): Po pierwszym filmie dużo mówiło się o kontynuacji. Przez te wszystkie lata pojawiały się różne pomysły, ale żaden mi się nie spodobał. I tak minął ten czas, 35 lat, a tym, co naprawdę mnie zainteresowało i podekscytowało okazało się… życie. Co stało się z rodziną Deetzów? Co dzieje się po 35 latach z Lydią, z tą intrygującą nastolatką? Skorzystałem też z własnych doświadczeń – jesteś interesującym nastolatkiem. Co się stanie, gdy będziesz dorosły? Masz dzieci? Jakie i z kim masz relacje? Kim się stałeś? Kiedy się starzejemy i zmieniamy, przytrafiają nam się różne rzeczy. Poznajemy kogoś, mamy dzieci i tak dalej. To było dla mnie sedno sprawy, to ponownie mnie zainteresowało. Jak potoczyły się losy Deetzów? Powrót do tych postaci był dla mnie bardzo emocjonujący.

 

Geneza…

ALFRED GOUGH (scenarzysta): Byliśmy na planie „Wednesday”. Spotykaliśmy się z Timem co rano i przeglądaliśmy sceny. Potem ktoś zadzwonił i powiedział, że Tim chce się z nami spotkać pewnego wieczoru po zdjęciach, co było bardzo niezwykłe. Pomyśleliśmy: „Oby to nie było nic złego”. Weszliśmy do przyczepy, a Tim oświadczył, że chce zrobić sequel „Soku z żuka”. To film, o który ludzie pytali go najczęściej, a on uznał, że czas już nadszedł. I tak do tego doszło. Spotkaliśmy się z nim w następny weekend, a on zaprezentował pomysły i powiedział, jak wyobraża sobie film. Opracowaliśmy zarys fabuły, wróciliśmy, zaprezentowaliśmy mu go, a on był zachwycony. Potem napisaliśmy scenariusz. Było to dla nas niebywale proste, bo pisaliśmy dla jednego człowieka, którym był Tim Burton.

 

MILES MILLAR (scenarzysta): A wszystko, od zebrania w przyczepie gdzieś w Rumunii po nakręcenie filmu, trwało króciutko jak na Hollywood. Tak więc było to bardzo przyjemne doświadczenie. Pisząc scenariusz, obejrzeliśmy pierwszy film może trzy albo cztery razy, żeby należycie oddać mu cześć, tak więc zachowaliśmy pewne kontinuum. To zupełnie inny film, ale jest w nim tak dużo odwołań i ukłonów do pierwszego, że moim zdaniem fani docenią to, co tam umieściliśmy. Ale, oczywiście, film przemówi też do nowych widzów i tych, którzy nie widzieli jeszcze Soku z żuka. Wniesienie tego wszystkiego do filmu było dla nas, scenarzystów, bardzo ekscytujące.

 


Fotos z filmu "Beetlejuice Beetlejuice", fot. Parisa Taghizadeh / © 2024 Warner Bros. Entertainment Inc. 

 

Powrót do Beetlejuice’a…

MICHAEL KEATON (Beetlejuice): Denerwowałem się, bardzo, bo decyzja, którą podjąłem, wiązała się z dużym ryzykiem. To był ryzykowny ruch, który przypadkiem się sprawdził. Dlatego myślałem: „Rany, czy mogę to powtórzyć po tych wszystkich latach?”. Moim zdaniem tym razem presja była znacznie większa. Bardzo zależało nam, żeby nie dać plamy. Denerwowałem się filmem i sobą. Ale mamy nadzieję, że nam się udało. Sądzę, że się udało.

 

Juice powraca…

COLLEEN ATWOOD (kostiumolożka): Kiedy Michael po raz pierwszy włożył swój kostium, chyba świetnie się bawił. Kiedy to się stało, byłam w Los Angeles i robiliśmy przymiarki w jego domu. Kiedy już go włożył, krzyknął: „O, tak!”. I ma sztuczny brzuch, bo jest w dobrej formie, w przeciwieństwie do Beetlejuice’a. Daliśmy mu ten brzuszek, a on znowu stał się Beetlejuice’em. A my poszliśmy dalej z pracą. To była szybka przymiarka.

 

Tworzenie Beetlejuice’a…

MICHAEL KEATON: Praca nad tą postacią była… czystą wolnością. Czystą wolnością. „Zaszaleję. Hej, mam pomysł. Nie mam pojęcia, czy się sprawdzi, ale…”. I nie przeprowadzaliśmy prób. Jestem na 99% pewny, że nie nagrywaliśmy pomysłów, żeby je potem obejrzeć. Tim zaczynał zdjęcia wcześniej. Nakręcił niektóre sceny z innymi wykonawcami, zrobił efekty, a kiedy wychodziłem ze swojej przyczepy, wyglądając tak, jak wyglądałem, to albo miało to zdać egzamin, albo nie. I nigdy nie zapomnę, jak wszedłem na scenę. Ekipa spojrzała na mnie, a ja ich usłyszałem. Skandowali po cichu: „Juice, Juice, Juice…”. I pomyślałem: „Rety, czemu tak robią? Jeszcze nic nie zrobiłem”. I szczerze mówiąc spodziewałem się, że Tim i pozostali powiedzą: „Spróbujmy jeszcze raz” albo „Pomieszajmy z tym czy tym”. To było bardzo prawdopodobne. Ale trafiłem w dziesiątkę.

 


Michael Keaton i Tim Burton na planie filmu "Beetlejuice Beetlejuice", fot. Parisa Taghizadeh / © 2024 Warner Bros. Entertainment Inc. 

 

A w improwizacji jest coś takiego jak „Tak oraz…”. Nigdy się nie przestaje. To był typowy przykład doświadczenia typu „Tak oraz…”. Bo Tim wcześniej tłumaczył mi wszystko i pokazywał. To był, tak naprawdę, jeden z najfajniejszych aspektów tej pracy. Kiedy widziałem scenografię, tych kolesi z małymi główkami i w ogóle, myślałem: „Aha, kapuję. Okej, teraz wydarzy się to i to. Jeśli spojrzę na to jak na obraz – a na wszystkie filmy patrzę jak na obraz – to żeby do niego pasować muszę zrobić to, to i to”. Tak więc zaczynałem scenę z takim nastawieniem, a potem nagle odrywałem się od tego i szedłem na całość. A Tim nie wiedział, że tak zrobię, nie widział tego, ale mówił „Aha, dobra, dobra”. Po czym ekscytował się i wołał: „Czekaj, czekaj”. I na przykład przesuwał kamerę. Albo mówił: „Chwileczkę. Podbiegnij do tego, zatrzymaj się i obiegnij to w kółko”. Wizualnie wyjaśniał mi, co się stanie, co było fajne i ekscytujące. Tak to się odbywało. Tim mówił: „Okej, świetnie, podoba mi się. Zrób to właśnie tak”. To był fascynujący proces.

 

Michael Keaton…

JENNA ORTEGA (Astrid Deetz): Obserwując Michaela Keatona, mam silne wrażenie, że po raz pierwszy widzę aktora całkowicie zmieniającego się na okrzyk „kręcimy!”. Zmienia głos i nagle jest Beetlejuice’em. Jest bardzo zabawny, niezwykle kreatywny, ale też prawdziwie miły. To legenda. Zawsze upewniał się, że każdy czuje, iż należy do zespołu. Przedstawiał się każdemu i zachowywał się profesjonalnie. Stale pytał, czy wszystko gra albo co sprawdziłoby się lepiej dla innych. Dziwnie było przebywać na planie i słuchać, jak on i Tim żartują na temat Batmana i nie tylko. To zdecydowanie była jedna z chwil, kiedy miałam najwięcej oczekiwań co do kręcenia scen – właśnie przed scenami z nim. Nigdy nie wiadomo, co zrobi, jest bardzo nieprzewidywalny. Ale naprawdę miałam wrażenie, że mam do czynienia z demoniczną postacią, żyjącą od wieków. To było fascynujące i zabawne. To były jedne z najlepszych dni na planie.

 


Fotos z filmu "Beetlejuice Beetlejuice", fot. Parisa Taghizadeh / © 2024 Warner Bros. Entertainment Inc. 

 

Wejście do ekipy…

JENNA ORTEGA: Już kilkukrotnie wchodziłam do jakiejś franczyzy, choć nigdy nie wyobrażałam sobie, że w niej zagram. Tak więc trzeba się cofnąć, odrobić lekcje, przestudiować to. Obejrzałam oryginał kilka razy, kiedy przyjechałam do Londynu. Wiedziałam tylko, że nie chcę wypaść, jakbym chciała zaimponować innym. Bo wydaje mi się, że kiedy inni słyszą „nastoletnia córka Lydii Deetz”, to myślą, że to będzie ta sama osoba. A tak naprawdę sporo je różni. Zależy mi, żeby ludzie nie myśleli, że chcę być Lydią. Tak więc nie chciałam niczego naśladować. Wolałam uchwycić klimat. W filmie dużo się dzieje. To film familijny, który chwilami jest nieco mroczny. Tak więc chciałam rozgryźć, co mam robić pod względem atmosfery.

 

Powrót…

CATHERINE O’HARA (Delia Deetz): Co znaczył dla mnie „Sok z żuka”? To był po prostu świetny film. Naprawdę cieszyłam się, że w nim zagrałam. To był rewelacyjny plan filmowy. Tim wtedy i teraz wyraźnie mówi, czego chce. Jest bardzo kreatywny. Widać, że wszystko widzi i stara się nam przekazać swoją wspaniałą wizję. A tłumaczy tyle, ile musi. Widać, że w jego umyśle dzieje się bardzo dużo, a praca z kimś tak kreatywnym jest wysoce inspirująca. Ma też ogromną inwencję i ekscytuje się tym, co robi. Wspaniale było przekonać się, że na planie cieszy się tak samo, jak na poprzednim. A na tamtym planie poznałam męża, tak więc to jako pierwsze przychodzi mi na myśl, kiedy słyszę: „Co oznacza dla ciebie ten film?”. Projektował scenografię do pierwszego filmu, jest scenografem. To Tim namówił go, żeby zabrał mnie na randkę. Tak więc kocham ich obu.

 


Fotos z filmu "Beetlejuice Beetlejuice", © 2024 Warner Bros. Entertainment Inc. 

 

Delia…

CATHERINE O’HARA: Według mnie Delia jest wrażliwą, cudowną artystką. A cudowne jest to, że po tylu latach Delia i Lydia wreszcie osiągają porozumienie. Za to miejsce Delii zajmuje Astrid. Myślę, że to karma. Lydia musi użerać się z Astrid tak, jak Delia musiała użerać się z Lydią. A Delia cały czas pragnie, żeby ludzie ujrzeli w niej artystkę i stale się stara. Jest na świecie wielu takich ludzi, których nie można powstrzymać. Jeśli wierzą, że mają coś do zaoferowania, jak Delia, są niepowstrzymani. W tym filmie widzimy kilka dzieł sztuki Delii. Ma wystawę, która jest niesamowita. I wielką frajdą było kręcić to z Timem. Delia uważa się za artystkę. Okazuje się, że jest też kochającą żoną, niezależnie od tego, co sądziliście po pierwszym filmie. Teraz dogaduje się z Lydią i sądzę, że zmiękła. I zdecydowanie się postarzała, dziękuję.

 

Dołączenie do obsady „Beetlejuice Beetlejuice”…

MONICA BELUCCI (Delores): Muszę przyznać, że czuję się zaszczycona, będąc wśród tak wspaniałych odtwórców i mogąc wkroczyć do fantastycznego, magicznego świata Tima. Jego wizja jest bardzo osobista, unikalna. A jego postacie często cechuje naiwność i są jak dzieci. Nawet czarne charaktery są, przez większość czasu, niezamierzenie niegrzeczni. W jego baśniowych opowieściach jest bardzo dużo materiału dla aktora. Dołączyłam do obsady, bo Tim powiedział mi, że w filmie jest kluczowa rola i pomyślał o mnie. Z radością ją przyjęłam i zagrałam.

 


Fotos z filmu "Beetlejuice Beetlejuice", fot. Parisa Taghizadeh / © 2024 Warner Bros. Entertainment Inc. 

 

W prawie każdej scenie występuję z Michaelem Keatonem. A Michael był taki uprzejmy. Ma niesamowitą energię. Jest bardzo delikatny i kreatywny. I cudownie było patrzeć na kreatywną więź, która zacieśniała się przez całe lata między Timem i Michaelem. Czuje się, że znają się doskonale. Każdy z radością obserwował kreatywną synergię, która łączy ich po przepracowanych wspólnie latach. Bardzo podobała mi się praca z nim.

 

Scenariusz…

WILLEM DAFOE (Wolf Jackson): Przede wszystkim pomyślałem, że jest świetny. Można się przestraszyć, kiedy robi się spinoff, sequel, prequel czy coś związanego z materiałem sprzed wielu lat. ale fajne było to, że zaangażowano wiele osób z poprzedniej obsady. Uznałem to za rewelacyjny i sprytny sposób powrotu do oryginału. A wśród nowych aktorów jest Jenna, ja, Justin i Monica. Pomyślałem: „To dobre, to dodaje życia. Dobry sposób powrotu do materiału”. Gram rolę drugoplanową i wkraczam na teren postaci z pierwszego filmu. Ale w porządku. Z radością dołączyłem do ich świata.

 


Fotos z filmu "Beetlejuice Beetlejuice", fot. Parisa Taghizadeh / © 2024 Warner Bros. Entertainment Inc. 

 

Wolf Jackson…

WILLEM DAFOE: Cóż, jest dwóch Wolfów Jacksonów, bo Wolf Jackson, którego widzimy, jest w Zaświatach. A w tym świecie, do którego wchodzi się po śmierci, jest gliną. Walczy z przestępczością, jest śledczym. W życiu przed śmiercią był aktorem, być może nie bardzo dobrym. Ale zagrał w kilku filmach akcji. Jego bohater nazywał się Frank Hardballer. I bardzo szczycił się tym, że sam wykonuje numery kaskaderskie.

 

Powrót do Winter River…

MARK SCRUTON (scenograf): Myślę, że każdy z nas miał tutaj inne pomysły. Ale ostatecznie za każdym razem uznawaliśmy, że trzeba wrócić do prawdziwego miasteczka i kręcić w nim, bo nic innego nie mogło się sprawdzić. No i nic innego nie pasowało do sposobu, w który pracuje Tim. Wszystko musi być autentyczne i kompletne, a efekty cyfrowe lub inne alternatywy nie zdałyby egzaminu. Ostatecznie powiedzieliśmy więc: „Dobra, jedziemy tam i musimy to zrobić tak, jak zrobiono poprzednio”. I pewnego bardzo śnieżnego dnia polecieliśmy do Massachusetts, skąd pojechaliśmy do Vermont i stanęliśmy na wzgórzu. Był mróz i śniegu na ponad pół metra. Uznaliśmy, że konieczna jest odbudowa domu i odtworzenie miasteczka, żeby wyglądały tak, jak dawniej. Odtworzyliśmy wszystko tak wiernie, jak zdołaliśmy.

 

Ale oczywiście, jak w przypadku każdego miejsca po tak wielu latach, doszło do zmian. Wpadliśmy na pomysł, że miasteczko się rozrosło, być może jest teraz bogatsze i zamieszkane głównie przez osoby starsze. Cały czas chcieliśmy pokazać, że to to samo miejsce, tylko trochę większe. Jest nieco ruchliwsze, bardziej nowoczesne. Ale ani przez chwilę nie chcieliśmy, żeby wyglądało jak jakieś zupełnie inne miasto.

 


Tim Burton na planie filmu "Beetlejuice Beetlejuice", fot. Parisa Taghizadeh / © 2024 Warner Bros. Entertainment Inc. 

 

Szkice / Zaświaty…

TIM BURTON: Przy tym filmie narysowałem parę szkiców. I bawiłem się przy tym. Mam fart pracować z ludźmi, którzy potrafią zinterpretować to, jak wyglądają moje szkice. Narysowałem kilka postaci tu i tam. Niektóre z nich pojawiają się w filmie. Niektóre będę musiał zachować do materiałów dodatkowych na DVD. Są one tylko dla dorosłych i nie znalazły się w filmie. To trochę jak robienie animacji w tym sensie, że każdy wniósł coś od siebie. Ja trochę narysowałem, Neil Scanlan [animatronika/specjalista ds. efektów charakteryzatorskich] zrealizował efekty, jego ludzie również, tak więc przypominało to zawody. Fajnie się w ten sposób pracowało.

 

To trochę taka wolna amerykanka. Miałem kilka pomysłów, naszkicowałem parę rysunków, a potem podzieliłem się nimi ze wszystkimi. Z działem artystycznym, charakteryzatorskim, z rzemieślnikami, z każdym. To była burza mózgów. I jak powiedziałem, kilka z moich pomysłów być może przekraczało granicę i nie znalazło się w filmie, ale poza tym… To było jak casting. Próbuje się różnych opcji, żeby któraś pasowała. Pracowałem z Neilem już wcześniej. I był jak nasi aktorzy. Doskonale wczuł się w ducha produkcji, bo robiliśmy wiele efektów na planie, ale robiliśmy je naprędce, a zazwyczaj coś takiego trwa wieki. Tak więc poddaliśmy się duchowi filmu. Na przykład zamiast tworzyć ogromną lalkę, pocięliśmy zwykłą, włożyliśmy w nią parę prętów i już pomysł się sprawdził. To dosłownie coś w rodzaju „Chodźmy do sklepu z zabawkami, kupmy coś, wybebeszmy i zróbmy coś z tego”. To wszystko złożyło się na tworzenie postaci z Zaświatów.

 


Tim Burton na planie filmu "Beetlejuice Beetlejuice", fot. Parisa Taghizadeh / © 2024 Warner Bros. Entertainment Inc. 

 

Co nas czeka…

CATHERINE O’HARA: Nie chcę wypowiadać się za innych, ale nie mogę się doczekać, żeby zobaczyć film. Chcę, żeby im się spodobał… Będę zadowolona zwłaszcza, jeśli dokonają pewnego retuszu. [śmiech] Będzie wspaniale. W tym filmie jest bardzo dużo szalonych i oryginalnych materiałów wizualnych, opartych na oryginalnych pomysłach. Są świetne postacie, dekoracje i efekty. I sama historia jest świetna. Myślę, że film będzie momentami straszny, a momentami komiczny. Dlatego wielu ludzi mówiło mi: „Kręcisz sequel Soku z żuka?! Naprawdę?! Nie mogę się doczekać. Co jest w scenariuszu? Co ci wiadomo?”. Ludzie mają duże oczekiwania, bo pokochali pierwszy film. Oczekiwania są ogromne. A film spełni je co do jednego.

 


Fotos z filmu "Beetlejuice Beetlejuice", fot. Parisa Taghizadeh / © 2024 Warner Bros. Entertainment Inc. 

 

Zdjęcie główne: fot. Parisa Taghizadeh / © 2024 Warner Bros. Entertainment Inc.




Publikacja powstała w ramach
Społecznej kampanii edukacyjnej Legalna Kultura




Spodobał Ci się nasz artykuł? Podziel się nim ze znajomymi 👍


Do góry!