„Biała odwaga” - odważnie o miłości i honorze

CZYTELNIA KULTURALNA

/ Polecamy

„Biała odwaga” - odważnie o miłości i honorze

„Biała odwaga” - odważnie o miłości i honorze

07.03.24

Halny namiętności
Już pierwsze minuty filmu 
Marcina Koszałki zapowiadają, że nie będzie to kolejna polska rozprawka historyczna pełna patetycznych haseł i marionetkowych postaci. Reżyser wie, jak szybko i skutecznie przykuć uwagę zabieganej publiczności. Krótka adnotacja i oto stajemy przed majestatem Tatr.
– czytamy w ciekawej recenzji o filmie na filmweb.pl

 

Twórcy „Białej odwagi” nie bali się trudnego tematu i przedstawili go z dużą klasą. Oprócz intrygującej fabuły „Biała odwaga” oferuje przepiękne ujęcia Tatr, co nie dziwi nikogo, kto wie, jak wielkim pasjonatem gór jest Marcin Koszałka, autor zdjęć, współscenarzysta i reżyser filmu w jednej osobie.

 

Już od momentu ogłoszenia informacji o produkcji film wzbudzał kontrowersje ze względu na podjęcie przez jego twórców wstydliwego tematu Goralenvolk, czyli współpracy części górali z nazistami w czasie drugiej wojny światowej. Warto przypomnieć czym było to zjawisko.

 

Goralenvolk to niemiecka akcja tworzenia ruchu separatystycznego wśród górali na Podhalu prowadzona w latach 1939 - 1944. Polegała na próbie wyodrębnienia tzw. narodowości góralskiej (podhalańskiej) jako rzekomo niepolskiej. Goralenvolk miała być jednym ze sposobów rozbicia jedności narodowej Polaków. Bezpośrednimi organizatorami akcji, prowadzonej w imieniu władz niemieckich, byli dwaj mieszkańcy Zakopanego: reichsdeutsch Witalis Wieder i volksdeutsch Henryk Szatkowski. Współpracę z Niemcami podjęła także grupa działaczy przedwojennego Związku Górali, którzy w 1942 roku weszli do Komitetu Góralskiego. W dwóch zakopiańskich szkołach wprowadzono przymusowe nauczanie tzw. języka góralskiego (nie polskiego), podczas spisu ludności wyodrębniono „narodowość” góralską, wyrabiano specjalne dowody osobiste (tzw. góralskie kenkarty), jak również podjęto próbę stworzenia „legionu góralskiego” przy oddziałach SS. Do współpracy zdołano skłonić niewielką liczbę osób. Góralskie kenkarty odebrało osiemnaście procent ludności. (Według S. Leczykiewicza: „Konfederacja Tatrzańska”, Warszawa 1976; „Podhale w czasie okupacji 1939–1945”, Warszawa 1977, i na podstawie materiałów źródłowych PWN)

 

Jednak to nie współpraca garstki górali z nazistami jest głównym tematem tego filmu. Intryga zbudowana jest wokół dynamiki relacji rodzinnych i tradycyjnych ról społecznych na Podhalu. Fabułę można streścić tak:

 

Koniec lat 30. na Podhalu. Utalentowany taternik, potomek znakomitego góralskiego rodu Jędrek Zawrat lubi życie na krawędzi. Gdy się wspina, wybiera najtrudniejsze drogi, gdy kocha, gotów jest poświęcić dla miłości wszystko. Jego wybranką jest piękna Bronka. Jednak na skutek rodzinnej decyzji ręka dziewczyny zostaje oddana starszemu z braci Zawratów, statecznemu i poważnemu Maćkowi. Dumny i zraniony Jędrek porzuca rodzinne strony, by szukać zapomnienia wśród krakowskiej bohemy. Na swojej drodze spotyka niemieckiego naukowca i alpinistę Wolframa, który głosi teorię, w myśl której Górale pochodzą od starogermańskiego plemienia Pragotów. Gdy wybucha II wojna światowa, Niemcy próbują zmusić mieszkańców Podhala do współpracy. Maciej Zawrat, wspierany przez wiele wybitnych podhalańskich rodów, zdecydowanie odrzuca tę „propozycję”. Jednak przekonany przez Wolframa Jędrek, mając nadzieję na odzyskanie ukochanej i ocalenie swojej społeczności przed wojenną zagładą, podejmuje współpracę. Jędrek i Maciej uwikłani w historię, zmuszeni do najtrudniejszych wyborów, kochający tę samą kobietę, staną po przeciwnych stronach sporu, który zdecyduje nie tylko o ich osobistych losach, ale o przyszłości całego regionu.

 

„Biała odwaga” to świetny film, przede wszystkim ze względu na dobrze napisany i zniuansowany scenariusz autorstwa Łukasza M. Maciejewskiego i Marcina Koszałki. Znakomicie zbudowane i poprowadzone są postaci grane przez Filipa Pławiaka, Juliana Świeżewskiego, Sandrę Drzymalską i Jakuba Gierszała. Nie bez znaczenia są też zapierające dech w piersiach zdjęcia gór zrealizowane przez trzech pasjonatów: reżysera i taternika Marcina Koszałkę, grotołaza Marcina Polara i alpinistę Andrzeja Marcisza.

 

Marcin Koszałka tak opisuje swoje zainteresowanie górami i zamieszkującymi je ludźmi: „Tatry fascynowały mnie od wczesnej młodości. Wspinałem się, uprawiałem taternictwo i poznawałem kulturę góralską. Górale byli dla mnie jak odrębne plemię, jak polscy Tybetańczycy czy Nepalczycy. Mieli swój niepowtarzalny folklor i byli tak malowniczy, jak żadna inna grupa etniczna w Polsce. Przez wieki wszyscy uzurpowali sobie do nich prawa, identyfikowali się z nimi, w zależności od własnych potrzeb. Polacy chcieli ich widzieć jako Polaków, jako swój symbol narodowy, podobnie Niemcy czy komuniści, którzy próbowali wykorzystać ich do własnych celów – w sumie jak każdy inny polski rząd, w tym ten współczesny. Górale, bez ich zgody czy starań, w zależności od politycznych potrzeb, stawali się albo symbolem tzw. polskości albo na przykład ważnym znakiem firmowym, również eksportowym.



Dzięki swojej odporności polscy górale przetrwali różne zawirowania i trudności. To jedna z najtwardszych wspólnot w Europie. Są silni, dumni i potrafią wiele znieść. Przez wieki opierali się skrajnej biedzie i plagom śmiertelnego głodu. Przez wieki byli poddawani potęgom militarnym zdolnym zmiażdżyć ich kulturę, a ich społeczność zmieść w zapomnienie. Przez wieki kolejni władcy próbowali wykorzystać piękno góralskiego folkloru do własnych celów. Polacy widzieli w nich idealnych katolickich patriotów. Naziści widzieli w nich dawno zaginione niemieckie plemię. Górale stawiali opór każdej ideologicznej kolonizacji. Myślę, że niewiele osób zadaje sobie pytanie jakim kosztem – zarówno jako jednostki, jak i społeczność – potrafili ocalić swoją niezależność… Bez wątpienia płacili za to wielką cenę” - mówi Marcin Koszałka.

 

Jak wspomnieliśmy, wielka historia jest w tym filmie tylko tłem dramatu. Reżyser szybko wprowadza nas w szczegóły konfliktu (zbyt dużo nie zdradzamy, bo pokazuje to już zwiastun): ojciec Bronki chce jej ślubu z synem Zawratów, ale nie z młodszym Jędrkiem, którego jego córka kocha, tylko ze starszym Maciejem, bo nie chodzi tu o żadne romanse, tylko o łączenie majątków. Ta jedna decyzja zmienia życie trojga ludzi i jest źródłem wszystkich kolejnych decyzji przez  nich podejmowanych. Jedne z tych decyzji zrozumieć jest nam łatwiej inne trudniej.

 

Najtrudniej jest nam przekonać się do ścieżki, którą wybrał Jędrzej. Grający go Filip Pławiak tak broni swojego bohatera: „Podobała mi się ambicja Andrzeja, jego wiara w to, co robi, siła i wola walki. W imię nie tylko ślepej ideologii, ale i ślepej, nieszczęśliwej miłości, Andrzej podważa całe swoje życie: swoją egzystencję, przynależność, korzenie. Wypiera się siebie. Wszystko się weryfikuje, niejako zeruje. To nietypowy bohater, bo jego droga życiowa, to też, a może przede wszystkim, dochodzenie do prawdy o sobie. Andrzej cały czas walczy, nie poddaje się, szuka siebie, świata, głębszego znaczenia. Ale prawda nie zawsze bywa warta ofiar. Bardzo pociąga mnie w »Białej odwadze« sam fakt, że nie ma zwycięzców. Są ludzie w pewnym procesie. I tak jak w górach, albo dostatecznie dobrze się zabezpieczysz, albo niewystarczająco i spadniesz. Giniesz i nawet nikt tego nie widzi, nikt nie zwraca uwagi.  Nie chodzi tylko o to, by zdobyć szczyt, ale i bezpiecznie z niego wrócić. I o tym jest też ta historia”.

 

Dużo łatwiej nam się utożsamić z Maciejem, którego znakomicie zagrał Julian Świeżewski. „Historia przedstawiona w »Białej odwadze« nie jest czarno-biała, nie ma ludzi nieskazitelnie złych, czy nieskazitelnie dobrych” – opowiada aktor. „Ukazujemy postawy moralne, które nie podlegają ocenom, ale można o nich dyskutować. Zarówno Andrzej jak i Maciej reprezentują mikrospołeczność, której obaj muszą się podporządkować. Tylko pozornie takie postawy nie są już dziś aktualne, a jednak, gdyby się mocniej przyjrzeć, można bardzo szybko dostrzec, że choć żyjemy w dużych miastach, choć wydaje się nam, że jesteśmy wolni, wiele robimy pod publiczkę i ku chwale takim online’om. Oczywiście nasza filmowa historia jest chociażby moralnie bardziej złożona i zawiła, ale, jak pokazują wydarzenia, które mają miejsce na Ukrainie czy ostatnio w strefie Gazy - wystarczy moment a Wielka Historia staje się twoją historią. A w zasadzie twoja indywidualna bardzo ludzka historia staje się częścią bezwzględnej Historii, która nie zwraca uwagi na to, czy jesteś młody, stary, czy masz małe dziecko, czy jesteś szczęśliwie zakochany, bogaty, zdolny do walki, samotny, odważny…”


 

Obaj bohaterowie prowokują nas do zastanowienia się jak sami zachowalibyśmy się w ich sytuacji. A ponieważ nikt tak naprawdę tego nie wie, trudno też jest nam osądzać ich wybory.

 

Wróćmy jeszcze do realizacyjnej strony tego przedsięwzięcia, bo jest ona równie fascynująca jak fabuła filmu. „Arcyważnym aspektem były zdjęcia w Tatrzańskim Parku Narodowym” – wspominają producentki Agata Szymańska i Magdalena Kamińska. „Od samego początku jasne było dla nas wszystkich to, że jesteśmy tu tylko gośćmi. To przyroda, krajobraz, zwierzęta, góry są najważniejsze. Temu miejscu należy się szacunek i jakaś elementarna przyzwoitość. Wielokrotnie rezygnowaliśmy z realizacji zdjęć, gdy okazywało się, że w okolicy pojawiło się rzadkie zwierzę objęte ochroną gatunkową, a nasza obecność mogłaby je spłoszyć, lub przerwać jakieś rytuały. Bardzo dużo czasu zabrało nam też opracowanie strategii przygotowania zdjęć górskich – w jaki sposób dotrzeć na bardzo dużą wysokość wraz z aktorem i kamerą, którą trzeba było podczepić w kilku miejscach do pionowej ściany. Pamiętajmy, że mówimy o terenach bardzo trudnych do zdobycia w pojedynkę nawet przez doświadczonych taterników. Szybko zweryfikowaliśmy nasze możliwości i aspiracje – okazało się, że nie możemy przetransportować ani sprzętu, ani ekipy helikopterem na górskie szczyty. Nie chodzi o to, że nie damy rady, po prostu nie otrzymaliśmy zgody dyrekcji Narodowego Parku Tatrzańskiego. Jedynym dopuszczalnym i legalnym sposobem dostarczenia filmowego sprzętu w wysokie partie Tatr było wniesienie go wraz z ekipą wspinaczy -  pod wodzą Andrzeja Marcisza i Marcina Polara – na własnych barkach. Łącznie cały ekwipunek ważył kilkaset kilogramów. Powiedzieć, iż było to bardzo duże przedsięwzięcie, to nie powiedzieć nic. Przygotowania do jednej krótkiej sceny potrafiły trwać dziesięć dni. Wstępem do jej realizacji było wielogodzinne montowanie sprzętu filmowego na wysokościach albo wcześniejsze linowanie całej trasy.”


 

Szerpowie górscy ze Słowacji pod przewodnictwem Jakuba Kaczmarczyka z Polski (który pracuje w schronisku pod Rysami) w jednym ładunku potrafili wnieść w wysokie góry ponad sześćdziesiąt kilogramów sprzętu filmowego i zabezpieczającego. Było to o tyle ryzykowne, że wnosili cały ekwipunek wytyczając nowe przejścia i ścieżki (nie korzystali ze szlaków turystycznych). Filmowcy nigdy nie zapomnieli, że są w Tatrach jedynie gośćmi, i że przyroda oraz zwierzęta są tu najważniejsze. Nie pozwolono na przykład realizować zdjęć przy użyciu drona w okolicy Morskiego Oka (filar Mięguszowieckiego Szczytu Wielkiego, 2438 m n.p.m.) ze względu na gniazdo sokoła wędrownego.

 

Zimą, do wielu wysoko położonych miejsc ekipa nie była w stanie dotrzeć, dlatego te trudniejsze sekwencje filmowo-operatorskie samodzielnie realizowali Marcin Polar i Andrzej Marcisz. Ten ostatni sam uczył Filipa Pławiaka i Jakuba Gierszała wszystkich sekwencji wspinaczkowych – najpierw sam wyznaczał i przechodził daną trasę, a później uczył jej aktorów nadzorując ich bezpieczeństwo.


Fotosy z filmu: fot. Adam Golec





Publikacja powstała w ramach
Społecznej kampanii edukacyjnej Legalna Kultura




Spodobał Ci się nasz artykuł? Podziel się nim ze znajomymi 👍


Do góry!