CZYTELNIA KULTURALNA
/ Polecamy
„Masz ci los!” czyli co zrobisz dla pieniędzy
03.02.23
Jeśli w grę wchodzą pieniądze, to nie ma sentymentów. Nawet w obliczu śmierci. Czym może zakończyć się zjazd rodzinny w dniu pogrzebu ukochanego dziadka? „Masz ci los!” to nieobliczalna komedia twórców „Planety Singli” i „Juliusza”, która w ironiczno-groteskowy sposób pokazuje, co by było, gdyby szczęście uśmiechnęło się do człowieka ciut za późno.
Dziadek Józef (Mikołaj Grabowski) gra w Totallotka całe swoje życie, zawsze używając tych samych numerów i licząc na łut szczęścia. To jednak pojawia się dla niego za późno. Nestor rodu umiera, a jego ostatni, szczęśliwy, los zostaje pochowany w trumnie wraz z nim. Pogrzeb ściąga do rodzinnego domu córkę (Izabela Kuna) i syna (Rafał Rutkowski) nieboszczyka, a odczytanie testamentu i stypa zamieniają się w wyścig na śmierć i życie, gdy żałobnicy orientują się, że od wygranych pośmiertnie milionów dzielą ich trzy metry cmentarnej ziemi. Synowa (Sonia Bohosiewicz) i zięć (Robert Wabich) zmarłego prześcigają się w podstępach i manipulacjach, a i wnuki (Wiktoria Kruszyńska i Michał Sikorski) próbują ugrać część wygranej dla siebie. Po miliony chce sięgnąć jeszcze syn marnotrawny (Piotr Głowacki) i chciwy proboszcz (Marian Dziędziel). Kwestia podziału pieniędzy nie stanowi jednak jedynej przeszkody na drodze do rozkopania świeżego grobu – ukochana dziadka, sąsiadka Iwańska (Iwona Bielska), zrobi wszystko, by nie naruszać spokoju zmarłego. Szykuje się nieobliczalna stypa, której nie da się zapomnieć!
Pieniądze
Każdy ich pragnie, wszyscy do nich dążą, a w „Masz ci los!” napędzają motywację niemalże wszystkich bohaterek i bohaterów. Czy wielka wygrana faktycznie może rozwiązać problemy i przynieść szczęście? Piotr Głowacki, który wciela się w Adama, „syna marnotrawnego”, nie ma wątpliwości: „Pieniądze dają szczęście, ale tylko mądrym ludziom.” Z kolei Michał Sikorski podkreśla, że mogą bardzo pomóc, na przykład w spełnianiu marzeń. „Każdy z nas chciałby wygrać los na loterii, ale jak już wygra, to nie za bardzo wie co z nim zrobić. Pieniądze szczęścia nie dają, ale każdy chce je mieć” – uważa Izabela Kuna. A może szczęście kryje się właśnie w pogoni za pieniędzmi? „Masz ci los!” nie daje prostych odpowiedzi. Z wielką wygraną w zasięgu ręki można czuć się niepewnie, wejść w konflikt z rodziną lub dać się opętać wizji ogromnego majątku. Jedno jest pewne: nawet, jeśli żałobnicy zdobędą upragnione miliony i spełnią swoje marzenia, to nic już nie będzie takie, jak przedtem.
Humor
Poziom kreatywnego humoru to zasługa udanego scenariusza i obsady, która świetnie odnalazła się w klimacie komedii. „Lubię wędrować w takie rejony wyobraźni, w których jeszcze nigdy nie byłam, w takie rejony wiedzy o sobie, której jeszcze nie mam. Lubię ludzi z otwartą głową i z pojechanymi pomysłami. Reżyser Mateusz Głowacki i operator Adam Palenta są właśnie tacy. Dzięki nim cała ekipa wkręciła się w ten świat pełen nietypowych postaci i w tę niezwykłą historię, w której mamy nie tylko pogrzeb i stypę, ale całą masę napięć, emocji i humoru” – mówi Iza Kuna. Sonia Bohosiewicz, która wciela się w synową Dorotę, podkreśla, że już na etapie czytania scenariusza śmiała się w głos, ale to na planie poczuła w pełni komediową moc „Masz ci los!”: „Tu jest przede wszystkim zespół cudownych, cudownych aktorów. Jak się z gra z taką ekipą... to jest po prostu złoto. Takich produkcji sobie i im życzę!” Marian Dziędziel, filmowy proboszcz, wtóruje: „Jest taka ekipa, że daj Panie Boże!” Scenariusz naszpikowany zabawnymi gagami, zgrana obsada i kreatywni twórcy to przepis na komedię idealną? Robert Wabich zaznacza, że „Masz ci los!” podobnie jak kultowe filmy Stanisława Barei zanurzone są w naszej rzeczywistości, a humor to nic innego niż odbicie nas samych w krzywym zwierciadle: „Ten film jest o Polsce, to jest Polska w pigułce. O naszym zamiłowaniu do siebie, o tym, że nic nie cieszy bardziej niż czyjeś nieszczęście” – mówi aktor. Co się zatem stanie, gdy humor jak z „Drobnych cwaniaczków” Woody’ego Allena spotka się z polską rzeczywistością? Michał Sikorski nie ma wątpliwości: „Widzowie po tym filmowym pogrzebie mogą się spodziewać... wiele życia.”
Nauka
Trafienie legendarnych sześciu numerów w loterii to marzenie milionów Polek i Polaków. Czy jest ono w ogóle możliwe w realizacji? Tak, ale także wysoce nieprawdopodobne, bo szczęście naprawdę musiałoby dopisać z wielką siłą. W popularnym u nas i wielu innych krajach lotto opartym na wyborze 6 liczb z 49 prawdopodobieństwo trafienia wynosi około 1 do 14 milionów. Liczbę k-elementowych kombinacji ze zbioru n-elementowego możemy obliczyć ze znanego wzoru na symbol Newtona: n! / k!(n-k)!. Czyli w naszym przypadku jest to:
C = (49!/6!⋅43! ) = 49 ⋅ 48 ⋅ 47 ⋅ 46 ⋅ 45 ⋅ 44/1 ⋅ 2 ⋅ 3 ⋅ 4 ⋅ 5 ⋅ 6 = 13 983 816
Gdy jednak porównamy otrzymany w ten sposób wynik z danymi historycznymi, okaże się, że rzeczywista częstość występowania kumulacji jest dużo wyższa niż wynikająca z powyższego oszacowania. Z czego to wynika? Wiele osób, które grają od lat, zawsze skreśla te same, ulubione numery. Najczęściej są to daty urodzin bliskich osób, ważnych rocznic, numery telefonu albo numery rachunków bankowych. Prowadzi to do sytuacji, gdy niektóre kombinacje zakreślane są częściej, a niektóre rzadziej – przy tej samej ogólnej liczbie zakładów prawdopodobieństwo kumulacji jest wtedy większe. Taka taktyka sprawdziła się w przypadku filmowego dziadka Józefa – co prawda pośmiertnie, ale jednak przyniosła graczowi miliony. Czy faktycznie granie tymi samymi numerami zwiększa szansę na wygraną bardziej niż w przypadku używania losowych liczb? Właściwie zwiększa tylko prawdopodobieństwo uzależnienia się od gier losowych – poczucie, że wybrana „szóstka” padnie, gdy nie wyślemy losu, potrafi paraliżować i uniemożliwia funkcjonowanie bez totolotka. A co z taktyką skreślenia wszystkich możliwych kombinacji? Aby skreślić wszystkie możliwe kombinacje sześciu spośród czterdziestu dziewięciu numerów należałoby kupić kupony lotto za równowartość ponad czterdziestu dwóch milionów złotych. Taki sposób na wygraną jest strategią co najmniej abstrakcyjną.
Przed filmem usłyszycie spot „W czerni kina” w wykonaniu Mariana Dziędziela, a tymczasem zobaczcie jego przesłanie:
Zdjęcia: Fot. Paweł Drabik
Publikacja powstała w ramach
Społecznej kampanii edukacyjnej Legalna Kultura