Rozmowy
O pracy twórczej, rzemiośle i artystycznych zmaganiach. O rozterkach w kulturze i jej losach w sieci, rozmawiamy z twórcami kultury.
Marta Prus. W dokumencie wierzę w rzeczywistość, nie inscenizację

CZYTELNIA KULTURALNA

/ Rozmowy

Marta Prus. W dokumencie wierzę w rzeczywistość, nie inscenizację

Marta Prus. W dokumencie wierzę w rzeczywistość, nie inscenizację

12.12.18

– Nie chciałam szokować postacią trenerki Iriny Viner, nie chciałam, żeby była "atrakcją". Rzecz w tym, że taką ma naturę. Sama powiedziała, że ten film ma wielką wartość, bo pokazuje prawdę. Gdyby była tu dziś z nami, przyszłaby z ochroniarzem i asystentką, obowiązkowo w kapeluszu i zrobiłaby aferę, że w restauracji, w której jesteśmy, podają złe jedzenie. Irina reprezentuje typową rosyjską mentalność bardzo bogatej osoby, która ma władzę i swoje oczekiwania odnośnie do świata. W sektorze gimnastyki jest przy tym autorytetem na skalę światową – mówi Marta Prus, reżyserka "Over the Limit", przedstawiającego rok z życia gimnastyczki artystycznej Margarity Mamun, która stoi przed unikalną szansą występu na Igrzyskach Olimpijskich w Rio de Janeiro. O świecie rosyjskiego sportu rozmawiamy ze zwyciężczynią Krakowskiego Festiwalu Filmowego w 2018 roku (Srebrny Lajkonik, Srebrny Róg i Nagroda Publiczności).




Czy jako jurorka inaczej oceniasz filmy swoich kolegów, znając "ból tworzenia" i wiedząc, że na kolejnym festiwalu sama będziesz oceniana? Czy liczy się wyłącznie ostateczny efekt ekranowy?

Gdybym miała wybierać między dwoma filmami, które podobałyby mi się tak samo i miałabym dylemat, który ocenić wyżej, może brałabym pod uwagę aspekty pozaekranowe. Jeśli twórca reprezentowałby jakieś niezwykle kreatywne podejście do tematu albo włożyłby bardzo dużo wysiłku w powstanie filmu, być może te czynniki również byłyby istotne w procesie oceny. Dotychczas jednak nie spotkałam się z taką sytuacją.

Najważniejszy jest efekt końcowy, który oglądamy na ekranie. Widz może się spotkać tylko z tym, co zostało zapisane w filmie, nie ma dostępu do przeżyć ekipy filmowej, do wysiłku twórcy. Każdy film jest trudnym przedsięwzięciem, rzecz w tym, by końcowa praca umiała to ukryć. Nie mam wdzięczności do samej siebie za pracę, trzeba ją po prostu wykonać, by osiągnąć zamierzony cel. Podczas seansu czy festiwalu widz wyrabia sobie zdanie na temat tego zrealizowanego celu.

Kiedy oceniałam filmy w Koszalinie, w dużej mierze zrobione przez moich znajomych, starałam się nie patrzeć na napisy początkowe, by nie sugerować się nazwiskami twórców. Szukam filmu, który we mnie zostanie. Nie myślę o sobie będąc w tej roli, nie kalkuluję, nie porównuję się. Chcę uczyć się od innych i szukać prawdziwych przeżyć.

Sama uprawiałaś gimnastykę artystyczną, więc świat sportu nie był Ci obcy?

Rzeczywiście przez siedem lat uprawiałam gimnastykę artystyczną i było to moje najważniejsze zajęcie w dzieciństwie. Wiedziałam, że jako filmowiec chciałabym powrócić do tego tematu. Z dawnych czasów pamiętałam, że w Rosji trenowały najlepsze zawodniczki i to nie zmieniło się do dzisiaj. Za sukcesami współczesnych gimnastyczek stoi trenerka, charyzmatyczna Irina Viner. Wyszukałam jej postać w internecie i postanowiłam. że muszę pojechać do Moskwy by zobaczyć ją na żywo.

Czy rzeczywistość, jaką zobaczyłaś na treningach w Rosji była taka, jaką znałaś?

Po raz pierwszy pojechałam do Moskwy w 2013 roku. Świat, jaki znałam z uprawiania sportu w Polsce i świat rosyjskiego sportu bardzo się różniły. Wynikało to przede wszystkim stąd, że ja trenowałam tylko na poziomie krajowym i nie brałam udziału w żadnych zagranicznych zawodach. Oglądałam je tylko w telewizji. Środowisko, w którym sama funkcjonowałam jako gimnastyczka nijak miało się do wielkiego świata rosyjskiego sportu. Tam wszystko było dla mnie nowe.


Marta Prus

Trenerka Irina Viner jest znaczącą postacią na arenie gimnastyki artystycznej, ale w Waszym filmie została nieco przerysowana i widzowie mogą ją odebrać jako dosyć groteskową postać…

A tymczasem ona właśnie taka jest na co dzień. Tak się zachowuje. Teatralne gesty, specyficzne stroje składają się na sposób bycia trenerki. Starałam się uchwycić moment, kiedy byłaby mniej groteskowa, ponieważ bałam się, że widzowie odbiorą ten film jako pastisz. Nie chciałam szokować jej postacią, nie chciałam, żeby była "atrakcją". Rzecz w tym, że taką ma naturę. Sama powiedziała, że ten film ma wielką wartość, bo pokazuje prawdę. Gdyby była tu dziś z nami, przyszłaby z ochroniarzem i asystentką, obowiązkowo w kapeluszu i zrobiłaby aferę, że w restauracji, w której jesteśmy, podają złe jedzenie. Irina reprezentuje typową rosyjską mentalność bardzo bogatej osoby, która ma władzę i swoje oczekiwania odnośnie do świata. W sektorze gimnastyki jest przy tym autorytetem na skalę światową.

Do takiego autorytetu przyjeżdża dziewczyna z Polski, ale jeszcze nie wie, czy uda jej się nakręcić film. Jakie było pierwsze spotkanie, zderzenie z"wielkością" trenerki?

"Over the Limit" to pierwszy film, jaki nakręciłam po ukończeniu Szkoły Filmowej w Łodzi, ale jego realizację zaczęłam jeszcze w czasie studiów. Nasze pierwsze spotkanie z panią Iriną nawet nie było filmowe. Podeszłam do niej na zawodach w Moskwie, a ona powiedziała oczywiście, że nie ma czasu ze mną rozmawiać. Ja za nią biegnę i mówię, że specjalnie przyjechałam z Polski i chcę zrobić o niej film, a ona na to, że jutro wyjeżdża i dopiero za tydzień ponownie będzie w Rosji, w Nowogorsku. I tyle, do widzenia.

Po tygodniu pojechałam więc do Nowogorska. Przy wejściu przywitał mnie ochroniarz z bronią. Tamtejszy ośrodek jest odizolowany od świata drutem kolczastym, zamknięty i pilnie strzeżony. Nie jest to miejsce, do którego każdy może normalnie wejść, a raczej przypomina twierdzę, w której mieszkają zawodnicy uprawiający różne dyscypliny sportu. Sport jest ważnym elementem rosyjskiego życia społecznego, a zawodnicy - zwłaszcza ci osiągający największe sukcesy na arenie międzynarodowej - cieszą się dużą estymą społeczeństwa. Nic więc dziwnego, że ta "twierdza" jest bardzo mocno pilnowana przed wizytami nieplanowanych gości.

Jak więc udało Ci się tam wejść?

Do Rosji pojechałam z operatorem Adamem Suzinem. Skłamałam, że jesteśmy umówieni z panią Iriną. Wtedy jeszcze nie mówiłam po rosyjsku, więc trudno było mi porozumieć się ze strażnikami, ale jakoś się udało. Oni zaczęli dzwonić do asystentów trenerki, wzięli nasze paszporty, poszli gdzieś sprawdzić informacje i po kwadransie wrócili i powiedzieli, że możemy wejść. Byliśmy bardzo podekscytowani tym, że nas wpuścili, chcieliśmy od razu coś kręcić.

Poszliśmy na salę gimnastyczną, która zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Znajdują się tam cztery duże maty do ćwiczeń, dookoła zamontowane są ogromne ekrany, a dziewczyny cały czas są nagrywane, by po treningu mogły ocenić postępy i zobaczyć swoje błędy. Pani Irina w puchatym różowym dresie, kapeluszu i w butach na obcasie wydaje polecenia. I w takich okolicznościach pojawiliśmy się my - dwoje młodych ludzi bez dorobku.

Przez około godzinę czekaliśmy i obserwowaliśmy trening, a kiedy dobiegł końca, trenerka znowu powiedziała, że teraz nie może ze mną porozmawiać. Po długim oczekiwaniu jednak się udało. Porozumiewałam się z nią po angielsku bez żadnego pośrednika (później nauczyłam się języka rosyjskiego). Wcześniej zauważyłam, że wszyscy otaczający ją ludzie czują do niej ogromny szacunek, wręcz "stają przed nią na baczność", zgadzają się z nią we wszystkim, jakby była dyktatorem. Pomyślałam wtedy, że ja spróbuję inaczej, że będę normalnie z nią rozmawiać. Ku mojemu zaskoczeniu powiedziała -"no to rób ten film, kręć teraz". Musiałam jej wytłumaczyć, że teraz się nie da, że na zrobienie filmu potrzeba dużo czasu, że należy wybrać bohaterkę, lepiej ją poznać, towarzyszyć jej w czasie treningów i w życiu prywatnym, pojechać z nią na najważniejsze zawody itp. Myślę, że trenerka była trochę zszokowana całą tą sytuacją, a przede wszystkim tym, że nie traktowałam jej jak guru, ale starałam się wydobywać informacje, polemizowałam. W rezultacie podczas tamtego spotkania w Nowogorsku pani Irina poświęciła mi sporo czasu. Później jednak zaczęła się irytować i powiedziała coś asystentce, która ze łzami w oczach poprosiła, żebyśmy opuścili salę, ponieważ ona ma teraz problemy z tego powodu, że nas tam wpuściła. Zastanawiałam się, co w tym momencie będzie dla mnie lepsze, czy powinnam upierać się przy swoim i nadal próbować ją przekonywać do idei filmu, czy też raczej dać spokój i próbować spotkać się w innych okolicznościach. Postanowiłam usunąć się i pojechać za nią na kolejne zawody. Nie wiem czy mnie poznawała, ale przez kolejne lata starań zdobycia zgody na film już nigdy nie udało mi się tak długo z nią porozmawiać jak wtedy w Nowogorsku.


Kadr z filmu "Over the Limit"

Jak doszło do"przełamania lodów"?

Po pierwsze myślę, że doceniła mój upór. Po drugie pozyskałam do współpracy koproducenta z niemieckiej telewizji Arte, a ten z kolei zaprosił kolejnego z Finlandii. Pani Irina uwierzyła wtedy w międzynarodowy potencjał naszej produkcji. Trenerka jest osobą bardzo intuicyjną. Na co dzień posługuje się wahadełkiem i zwłaszcza, kiedy nad czymś się zastanawia, kręci nim jakby na potwierdzenie lub zaprzeczenie swojej decyzji. Powiedziała mi kiedyś, że mam kosmiczne oczy, że mam połączenie z kosmosem. Może wyczuła, że projekt się uda.

Mieliście pełną swobodę realizacji zdjęć?

W większości przypadków tak. Dwa razy trenerka zdenerwowała się na naszą ekipę: na pierwszych zdjęciach w czasie finałów Mistrzostw Świata w Niemczech, kiedy nie chciała, abyśmy rozpraszali jej zawodniczkę i drugi raz, kiedy kręciliśmy jak poucza inne dziewczyny. Zdenerwowało ją, że kręciliśmy wątki, które nie dotyczyły głównej bohaterki, ale innych gimnastyczek, a na to się nie umawiałyśmy. W żadnej innej scenie niczego mi nie nakazywała ani nie zakazywała.

Trenerka nie miała problemu ze swoim zachowaniem ani w czasie zdjęć, ani kiedy oglądała zmontowany materiał. Uważała, że dobrze wykonywała swoją pracę, że tak powinna postępować. To raczej druga trenerka - Amina Zaripova miała problem z obecnością kamery i naszej trzyosobowej ekipy, bo byliśmy z nią łącznie sto dni zdjęciowych. Przez taki czas można się już zmęczyć.

Jak planowaliście realizację filmu? Wiedziałaś na czym polega ten sport, więc zapewne łatwiej było zaplanować poszczególne miejsca akcji i sposób realizacji niż gdybyś dopiero musiała poznawać czym charakteryzuje się ta dyscyplina…

Kręciliśmy kamerą z ręki. Założyłam sobie pewną ramę czasową, ponieważ uważam, że należy to zrobić przy realizacji filmu dokumentalnego, zwłaszcza wysokobudżetowej produkcji - na marginesie dodam, że nasz dokument dysponował jednym z najwyższych budżetów dla tego rodzaju filmów w Polsce - 1 mln 400 tys. PLN. Zdecydowałam, że akcja filmu toczyć się będzie w ciągu dwunastu miesięcy - poczynając od Mistrzostw Świata w Stuttgarcie do Igrzysk Olimpijskich w Rio de Janeiro.

W okresie przygotowawczym zaplanowałam, w czasie których treningów chciałabym towarzyszyć zawodniczce z kamerą i na jakie zawody pojechać. Wytyczyłam mapę takich spotkań i jeździłam za moimi bohaterkami. Pierwsze zdjęcia odbyły się we wrześniu poprzedniego - 2015 roku. Następnie w listopadzie pojechaliśmy na urodziny Rity [Margarity Mamun - przyp. red.]. Około dziesięć kolejnych wyjazdów odbyło się w 2016 roku. Zawsze z kamerą i zawsze pracując. Chciałam przez cały ten czas choć jeden dzień spędzić z Ritą prywatnie, bez kamery, ale ona nigdy nie była zainteresowana jakimkolwiek spotkaniem towarzyskim. Na to przyszedł czas gdy zakończyłam pracę nad filmem.

Zgromadziliśmy z Adamem Suzinem wiele materiału, który nie wszedł do filmu. Na przykład sekwencja z udziałem koleżanki Rity, dwukrotnej Mistrzyni Świata Yany Kudryavtsevy, która wygrała w Stuttgarcie startując ze złamaną nogą. Przez następne trzy miesiące dziewczyna miała założony gips i nie ćwiczyła.

Braliśmy też pod uwagę wątek związany z inną zawodniczką - Saszą, która zastąpiła Yanę i okazała się na początku sezonu lepsza od Rity. W montażu jednak te wątki poboczne odpadły, ponieważ w ogólnej konstrukcji filmu nie pogłębiały postaci Rity i jej świata.


Kadr z filmu "Over the Limit"

W jaki sposób pracowaliście nad warsztatem filmowym, jak komponowaliście kadry?

Na zawodach interesowała nas przede wszystkim Rita i to jak ona czuje się w tym sportowym świecie. Staraliśmy się więc podchodzić do niej blisko z kamerą. Byliśmy również zainteresowani sposobem pracy trenerek - Iriny i Aminy. Widownia zaś była przedmiotem naszych zainteresowań w niewielkim stopniu, z wyjątkiem zawodów w Hiszpanii, kiedy na trybunach odbywało się wyjątkowe szaleństwo i zdecydowaliśmy się to nakręcić.

Nie mieliśmy sztywnych założeń ani odgórnie ustalonych zasad. Każdego dnia zdjęciowego szukaliśmy czegoś ciekawego, a zarejestrowany materiał był czasem zróżnicowany. Obydwoje z Adamem jesteśmy intuicjonistami, nie spędzamy godzin na dyskusjach teoretycznych. Tworzymy poprzez działanie.

Film dokumentalny tym różni się od fabularnego, że trudno napisać precyzyjny scenariusz, który z dużym prawdopodobieństwem zostanie zrealizowany. Zaczynając pracę w dokumencie zazwyczaj nie wiemy, co się wydarzy, podążamy za bohaterem, ale nie jesteśmy pewni, dokąd ta droga nas zaprowadzi. U nas również wiele zmieniało się w czasie realizacji. Coś się zadziało i myślałam, żeby pójść za tym wydarzeniem, a dwa miesiące później okazywało się, że nic nie wyszło z tych planów. Lubię tę charakterystykę pracy przy dokumencie, bo to nauka pokory na życie.

Kiedy "złapaliście" formę filmu?

Forma filmu wykrystalizowała się w montażu. Z operatorem Adamem Suzinem znamy się z czasów Szkoły Filmowej i był to nasz kolejny wspólny film, ale tym razem chcieliśmy wyjść poza formułę, którą znamy i oboje lubimy. Szukaliśmy czegoś nowego, ale finalnie i tak okazało się, że nakręciliśmy w podobny sposób jak wcześniejsze filmy. Sto dni na sali treningowej, po raz setny oglądanie tych samych układów w wykonaniu tych samych zawodniczek - nieraz mieliśmy wrażenie, że się zanudzimy, a tym samym, że zanudzimy widzów. Nakręciliśmy łącznie dwieście dziesięć godzin materiału, a wersja finalna liczy siedemdziesiąt cztery minuty. Montaż zajął nam z Maćkiem Pawlińskim aż dziesięć miesięcy, z czego pierwsze trzy miesiące trwała selekcja materiału.

Czy myśleliście o tym, aby rytmem montażowym nawiązywać do sekwencji wykonywanych przez gimnastyczki i muzyki, która im towarzyszy?

Kierowaliśmy się głównie tym, aby film się ciekawie opowiadał. Ja osobiście najmniej byłam zainteresowana gimnastyką, bo nie jest ona dla mnie niczym nowym. Nie zależało mi na tym, aby atrakcyjność filmu tworzyły wyłącznie sekwencje wykonywane przez gimnastyczki, ale aby powstał przejmujący obraz, z wyraźnie zarysowaną linią dramaturgiczną, niespodziewanymi wydarzeniami i zwrotami akcji, podobnie jak ma to miejsce w filmie fabularnym. Od początku wiedzieliśmy, że nasza główna bohaterka - Rita ma wyraźnie sprecyzowany cel - wystąpić na Igrzyskach w Rio de Jeneiro i ten cel pomagał nam w budowaniu linii dramaturgicznej filmu. Szukaliśmy formy fabularnego opowiadania.


Kadr z filmu "Over the Limit"

Jakie były założenia na etapie kolor-korekcji?

Za kolor-korekcję odpowiadał Wiktor Sasim, któremu przekazałam swoje ogólne założenia. Z całą pewnością nie chciałam, żeby ten film był ponury, ponieważ dość ponury jest już sam temat, o którym opowiadamy. Materiał wyjściowy sprawiał wrażenie nieco spranego kolorystycznie, postanowiliśmy więc trochę nasycić te barwy. Zależało nam na tym, aby uzyskać realistyczny obraz, ale pozbawiony przaśności, z jaką czasami - poprzez kolorowe kostiumy dziewcząt - kojarzona jest gimnastyka artystyczna.

Kamera zatem - wyłącznie obserwacyjna - czy raczej z elementami kreacji?

W dokumencie wierzę w rzeczywistość, a nie w inscenizację. Jestem pod tym względem purystką. Kamera w naszym filmie była więc stricte obserwacyjna, niczego nie inscenizowaliśmy, poza sceną, kiedy Amina i Rita idą na plażę i rozmawiają o zbliżającej się olimpiadzie.

To jedyna scena, która wydarzyła się, ponieważ ją sprowokowałam. Wszystkie inne wydarzyłyby się tak samo, gdyby nie było mnie tam z kamerą. Pani Irina powiedziała nawet kiedyś o mnie, że "Marta to takie paparazzi". Początkowo nie zgadzałam się z nią, ale po głębszym namyśle przyznałam jej rację. Bohaterkami"Over the Limit" są osoby bardzo zajęte swoją pracą, skoncentrowane na własnych celach, które nie zamierzały nic modyfikować ze względu na obecną w ich życiu kamerę. Dlatego mam głębokie poczucie, że to co zarejestrowałam, to czysta obserwacja.

Kto będzie bohaterem Twojego następnego filmu i czy będzie to film dokumentalny?

Chciałabym nakręcić pełnometrażowy film fabularny. Byłaby to intymna historia, oparta na dramacie rodzinnym. Czy jednak wszystko się uda - czas pokaże. Aktualnie jestem na etapie poszukiwania producenta, jeśli więc ktoś byłby zainteresowany, może się do mnie odezwać (śmiech).


Kadr z filmu "Over the Limit"

Rozmawiała: Jolanta Tokarczyk
Zdjęcie główne: Marta Prus i bohaterka jej filmu - gimnastyczka Margarita Mamun, Adam Suzin
Pozostałe zdjęcia: "Over the Limit", reż. Marta Prus, Adam Suzin

W KULTURZE NA WIDOKU znajdziecie także film Marty Prus "Osiemnastka".




Publikacja powstała w ramach
Społecznej kampanii edukacyjnej Legalna Kultura






Publikacja powstała w ramach
Społecznej kampanii edukacyjnej Legalna Kultura
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Spodobał Ci się nasz artykuł? Podziel się nim ze znajomymi 👍


Do góry!