Rozmowy
O pracy twórczej, rzemiośle i artystycznych zmaganiach. O rozterkach w kulturze i jej losach w sieci, rozmawiamy z twórcami kultury.
Aktorstwo jest wyzwaniem

CZYTELNIA KULTURALNA

/ Rozmowy

Aktorstwo jest wyzwaniem

Aktorstwo jest wyzwaniem

04.09.13

Mimo młodego wieku, na swoim koncie ma już spore doświadczenia. Gra w spektaklach na deskach kilku teatrów. Często jej bohaterki są bardzo zorganizowane, silne i ze wszystkim sobie radzą. Przyznaje, że sama stara się taką być. Lubi pracować głosem - w dubbingu oraz nagrywając audiobooki. To dla niej świetna okazja do przeczytania książki w skupieniu i nadrobienie zaległości, na które w codziennej bieganinie nie ma czasu. Niebawem rozpoczyna nagrania na drugą płytę z zespołem Machina del Tango, a na koncie ma też własną, solową z przebojami Henryka Warsa. Wspólnie z córką czyta bardzo dużo książek, co daje im wiele radości. Lubi szybką jazdę samochodem, a w wolnych chwilach bierze udział w rajdach!

 

Z Anną Dereszowską rozmawiamy o wyzwaniach, jakie towarzyszą pracy artystycznej, przyzwoleniu na popełnianie błędów oraz zdrowej zawodowej zazdrości.

 

 

- Trudno się z Panią umówić…

To reakcja obronna na nadmiar obowiązków. Nie chcę rezygnować z czasu dla rodziny, dla córki. Myślę, że każda pracująca matka wie, że szybko uciekają chwile. Postanowiłam, że nie będę idealną matką czy idealnym pracownikiem. Dałam sobie przyzwolenie na popełnianie błędów, na spóźnianie się co jakiś czas, na niebycie idealną. Nie chcę udawać, że wszystkiemu podołam, a następnie opowiadać o tym w wywiadach. Jaki jest sens mówić takie rzeczy innym kobietom i frustrować je? Pogodziłam się także z tym, że czasem można stracić cierpliwość wobec dziecka. Nie mogę zawsze być cierpliwa, wyrozumiała, uśmiechnięta. Nigdy natomiast nie podniosę ręki na dziecko. Jestem wierna zasadom kampanii, w której kiedyś brałam udział:„Kocham. Nie biję”.

 

- Co zostaje po odsianiu rzeczy mniej ważnych? Pytam o sprawy zawodowe.

W tej chwili najistotniejszy jest dla mnie teatr. Nie gram teraz żadnej głównej roli w serialu, choć może powinnam, pojawiam się jedynie w „Prawie Agaty”. Pracuję w teatrach komercyjnych, a te z zasady zatrudniają „twarze”, które przyciągają widzów, bo dzięki nim teatr zarabia. Świetnie, jeśli są to dobrzy aktorzy. Zaczęłam się obawiać, że jeśli nie zagram głównej roli w serialu w ciągu na przykład najbliższych dwóch lat, mogę nie mieć pracy. Serial daje rozpoznawalność. Z drugiej zaś strony ogromnie się cieszę, że rozwijam się jako aktorka. W serialu nie ma takiej możliwości, trzeba bazować na tym, co się już potrafi. Wszystkim się spieszy, w ciągu 12 godzin trzeba zrealizować kilkanaście scen.  Rozumiem to i  nie dziwię się, że nikt nie ma czasu ani serca, żeby pracować z aktorami. Tym bardziej się cieszę, że tak intensywnie pracuję teraz w teatrze. Był „Bóg mordu”, „Siostrunie”, a w grudniu w Teatrze 6. piętro odbędzie się premiera jednoaktówek Czechowa. Reżyseruje Eugeniusz Korin, zagram u boku z Andrzeja Grabowskiego i Wojciecha Malajkata. To dla mnie ogromne wyzwanie i wielka radość. Mam do zagrania sześć postaci, z których każda jest inna i żadna nie jest mną.

 

- Która z tych postaci jest Pani najbliższa?

Nie wiem, dopiero zaczynamy próby. To wyzwanie, pracować z gigantami, z Andrzejem Grabowskim, z Wojtkiem Malajkatem, którzy już na pierwszej próbie czytali tak, że ze śmiechu spadałam z krzesła. A ja na razie dukam pod nosem, bo nie jestem z tych, co potrafią błyskawicznie rozśmieszyć publiczność. Na razie się stresuję ale udaję, że jest ok. Na pierwszym czytaniu rozsiadłam się więc w fotelu, że taka ze mnie niby luzara, a potem z każdą minutą głębiej się w niego zapadałam (śmiech).

 

Nie potrafię od razu pokazać pełnego wachlarza swoich możliwości, to przychodzi z czasem. Czerpię od reżysera, słucham uwag. I już nie oczekuję, że błysnę geniuszem na pierwszej próbie. Z każdą postacią muszę się trochę zżyć.

 

Tak było też przy pracy nad „Bogiem mordu”. Czarek Pazura, Jola Fraszyńska i Michał Żebrowski wydawali się przygotowani na długo przed premierą, a ja beczałam gdzieś w kącie. Naprawdę zdarzyło mi się rozpłakać. Czasem nerwy są napięte do granic wytrzymałości… Mężczyźni pewnie idą wtedy na siłownię, ja biegam i jeżdżę na rowerze, bo to rozładowuje we mnie trudne emocje. 

 

fot. Katarzyna Rainka

 

- To ciekawe, bo w filmach często gra Pani postaci bardzo pozbierane, bardzo zorganizowane: silne, przebojowe kobiety, które ze wszystkim sobie radzą.

I tak chyba jestem postrzegana prywatnie. Nawet sama siebie staram się tak postrzegać (śmiech). Czasem mnie to męczy i mam słabsze dni. Na szczęście są bliscy, którzy potrafią wówczas usiąść ze mną, porozmawiać, poświęcić mi trochę czasu. Jestem im za to wsparcie ogromnie wdzięczna. To prawda, tak jestem obsadzana - w rolach kobiet pewnych siebie, przebojowych, twardo stąpających po ziemi. Myślę, że taki wizerunek ugruntował zapewne film „Lejdis”, w którym taką postać zagrałam. Widocznie na tyle sugestywnie, że teraz tak jestem postrzegana.

 

Czasem chciałabym się oderwać od tego wizerunku, dostać inną propozycję. Cechuje mnie zdrowa zawodowa zazdrość o role koleżanek. Brałam udział w zdjęciach próbnych do roli „Różyczki” w filmie Kidawy-Błońskiego, którą w końcu zagrała - zresztą fantastycznie - Magda Boczarska. Zazdroszczę takich ról. Ale może to po prostu nie jest mój czas, może muszę na to chwilę poczekać.

 

Na festiwalu w Międzyzdrojach, gdzie cały czas spotykałam się z publicznością, najczęściej pytano mnie: w jakim serialu pani teraz gra? A ja myślę, że dobrze, aby publiczność ode mnie odpoczęla. Nie mogę wyskakiwać z lodówki: jeszcze niedawno grałam w kilku serialach jednocześnie, udzielałam się muzycznie, prowadziłam kilka dużych imprez. To za dużo.

 

Bolączką naszej kinematografii jest to, że wciąż w filmach grają ci sami aktorzy. Trudno oczekiwać, żeby bardzo się zmieniali, czy to emocjonalnie czy choćby fizycznie, czego tak bardzo zazdrościmy aktorom amerykańskim. Jeśli tego samego dnia ma się zdjęcia do dwóch filmów, to co można zrobić? Przyczernić włosy i pomalować twarz odrobinę ciemniejszym podkładem.

 

Mogę się teraz zregenerować, pomyśleć o sobie, o swojej drodze zawodowej, o tym, jak będzie wyglądała za parę lat. Oczywiście, że boję się o przyszłość, tym bardziej, że nie jestem nigdzie zatrudniona na etacie. Siedem lat etatowych w Teatrze Dramatycznym dało mi wiele m.in. spotkanie z Robertem Wilsonem, udział w fantastycznej przygodzie, jaką był spektakl „Pamiętnik”, z którym byliśmy w Sao Paulo, w Tel Awiwie i w Turcji. Jednak myślę, że takie etatowe związanie, choć bezpieczne, jest dosyć ograniczające. Można poczuć się bezpiecznie i rozleniwić. Chyba, że ma się naprawdę dobrego dyrektora, który myśli o każdym aktorze, o jego drodze zawodowej, o tym, jakie role mu w danym momencie zaproponować, i aby raz w sezonie zagrał dużą, dobrą rolę. Ale to się zdarza rzadko.

 

- A Pani ścieżka muzyczna?

Jesienią mamy nadzieję wejść do studia. Materiał jest gotowy. Będą to największe filmowe tanga, a płytę nagram po raz kolejny z zespołem Machina del Tango, z którym śpiewam już od 10 lat. Wiele nauczyłam się, śpiewając dla widowni, zwłaszcza dziecięcej. Jak przyciągnąć czy odzyskać zainteresowanie widowni, a po momencie skupienia – jak ją rozluźnić. Przez ponad rok jeździam po Polsce ze spektaklem „Zamknięty świat”, w którym gra Krystyna Sienkiewicz. Ogromnie dużo nauczyłam się, obserwując ją w przy pracy, jej sposób panowania nad widownią.

 

Ta wielość dróg zawodowych daje pewne poczucie bezpieczeństwa: są audiobooki, jest muzyka, jest dubbing. Co jakiś czas prowadzę imprezy i coraz lepiej się w tym czuję. Tak mi się w życiu fajnie składa, że zawsze jest robota i zawsze satysfakcjonująca. Mam też nadzieję, że - skoro do tej pory się tak układało - niedługo trafi się też dobry film.

 

- Potrzebny jest sponsor, żeby nagrać płytę. To chyba paradoks?

Płyta powinna się sprzedawać, po to się ją nagrywa. Ale w tej chwili chyba nikt z muzyków nie ma nadziei, że ze sprzedaży płyty wybuduje dom. Muzycy zarabiają na koncertach. Są i tacy, którzy wpuszczają swoje nagrania bezpośrednio do Internetu, nie myśląc nawet o tym, żeby płyta trafiła do sprzedaży. Bardzo bym chciała, aby ludzie korzystali z legalnych źródeł kultury. Bardzo się cieszę, że powstają takie inicjatywy jak Legalna Kultura. Sama tracę na tym, że ludzie kradną. Bo to jest kradzież. Kradnie się naszą muzykę, kradnie filmy z Internetu. Trzeba ludziom to uświadamiać. Dysponujemy przecież fantastycznymi narzędziami, ułatwiającymi kradzież: telewizory mają bezpośrednią łączność z Internetem. Pan w sklepie, który mi taki demonstrował, podpowiedział mi nawet, z jakich stron mogę sobie ściągać różne rzeczy…

 

- Legalnie?

Właśnie nielegalnie. I to jest przerażające. Myślę, że wciąż za mało osób wie o istnieniu zgodnych z prawem darmowych źródeł kultury. Wszystkim się wydaje, że jeśli coś jest legalne, to trzeba będzie za to zapłacić… Tymczasem często właśnie za ściąganie z nielegalnych źródeł trzeba płacić, tyle że te pieniądze trafiają do niewłaściwej kieszeni.

 

fot. Agencja WBF

 

- Z drugiej strony dzięki temu, że filmy czy seriale można oglądać w Internecie, Pani obawa o „wypadnięcie z obiegu” może być mocno przesadzona.

Na stronie Legalnej Kultury można znaleźć adresy legalnych źródeł. Oczywiście nie wszystko można stamtąd ściągnąć. Ale dlaczego wszystko miałoby być za darmo? Za nowości trzeba płacić. Nie zgadzam się z tym, że kultura powinna być zawsze za darmo i będę bardzo namawiała widzów, żeby wspierali inicjatywę, jaką jest Legalna Kultura. Tym bardziej, że Telewizja Polska ma poważne problemy finansowe i przestała wpierać produkcję filmową. Mecenasi, tacy jak chociażby Telekomunikacja Polska, też nie wspierają artystów, jak to jeszcze do niedawna robili. W tej chwili nasi odbiorcy są głównymi mecenasami kultury i jeśli ich zabraknie, to po prostu nie będzie więcej filmów ani muzyki.

 

To świetnie, że filmy czy seriale dostępne są tak szeroko. Korzystajmy z możliwości technicznych! To przecież wygodne, że można obejrzeć dowolny film nawet w telefonie komórkowym.

 

W  pewnej filharmonii na drzwiach garderoby wisi kartka: „Jestem muzykiem, ale to nie znaczy, że nie muszę płacić czynszu”. Pamiętajmy, że te filmy i te piosenki ktoś tworzy i że ten ktoś też musi za coś żyć.

 

- A jakoś nikt nie żąda od szewca, żeby naprawiał buty za darmo…

Coś, co wydaje się naturalne w przypadku zawodów takich jak piekarz, pracownik budowlany czy wspomniany przez Panią szewc, w przypadku artystów bywa postrzegane inaczej i to jest kuriozalne. Niektórzy myślą - co to za praca: wyszedł na scenę, powiedział parę słów i cześć. Przecież zarówno pracownicy fizyczni, jak i artyści, musieli zdobyć wiedzę, żeby wykonywać swoją pracę. A nauka jest nie tylko czasochłonna, ale też kosztuje. Każdy zdobywa zawód, w którym chce być jak najlepszy. I jeśli ja, jako aktorka, robię wszystko, by każda moja rola dawała widzowi radość, wywoływała emocje - bo na tym moja praca polega - to dlaczego miałabym to robić za darmo? Owszem, zdarzają się projekty, w których biorę udział charytatywnie, które wymagają mojego czasu, zaangażowania. Bo jednak nie wszystko przeliczam na pieniądze.

 

- Oprócz tego, że sama lubisz książki i nagrywasz audiobooki, czytasz bardzo dużo wspólnie z córką. Jak ważne jest w wychowaniu obcowanie z kulturą?

Obcowanie z kulturą jest bezcenne dla każdego człowieka, niezależnie od płci, wieku czy miejsca zamieszkania. Nie bez kozery mówi się, że kultura łagodzi obyczaje. Z moją córką dużo czytamy, śpiewamy, chodzimy do teatrów dziecięcych, oglądamy bajki. Ale dbam o równowagę w różnych dziedzinach życia, więc moja córka również jeździ na rowerze, na nartach, konno, pływa, gra w tenisa. Chciałabym pokazać jej jak najwięcej możliwości, bo mam nadzieję, że kiedyś odnajdzie dziedzinę, którą pokocha, która stanie się jej pasją, a może nawet sposobem na życie.

 

fot. Marta Antczak

 

- Mimo braku czasu poświęcasz się również działalności charytatywnej.

Nie jestem obojętna ma krzywdę innych. Kilka osób pracujących na co dzień w różnych stowarzyszeniach czy fundacjach, uświadomiło mi, że wsparcie ich projektów przez osoby znane w bardzo wymierny sposób przekłada się na pozyskiwanie środków na ich cele statutowe. Dlatego kiedy tylko mogę, angażuję się w działalność charytatywną. Poza tym, im dłużej przyglądam się tzw. szołbiznesowi, w którym funkcjonuję, tym częściej widzę, że jest w nim sporo próżności, lansu i autokreacji. Dlatego mam potrzebę robienia czegoś, co pokaże, że zawód, który wykonuję, ma też bardziej ludzką stronę.

 

- A poza pracą? W kręgu Twoich zainteresowań są podobno podróże i szybka jazda samochodem...

Lubię podróżować, sporo miejsc na świecie już zwiedziłam, ale nadal jest kilka do zdobycia - choćby Australia i Nowa Zelandia. Uważam, że człowiek uczy się przez całe, podróże kształcą, więc jest to bardzo przyjemny sposób zdobywania wiedzy. Jazdę samochodem też lubię i bardzo dobrze czuję się za kółkiem. Prawo jazdy zrobiłam mając 17 lat! Jestem spokojnym i zdecydowanym kierowcą. Biorę również udział w rajdach samochodowych. Mam już kilka na koncie. Moja fascynacja czterema kółkami chyba jest dość widoczna, bo ostatnio zostałam wybrana ambasadorką Ladies Bemo Motors Club, promującego i wspierającego kobiety za kierownicą.

 

 

Rozmawiała Magda Sendecka

© Wszelkie prawa zastrzeżone. Na podstawie art. 25 ust. 1 pkt 1 lit. b ustawy z dnia 4 lutego 1994 roku o prawie autorskim i prawach pokrewnych (t.j. Dz.U. 2006.90.631 ze zm.) Fundacja Legalna Kultura w Warszawie wyraźnie zastrzega, że dalsze rozpowszechnianie artykułów zamieszczonych na portalu bez zgody Fundacji jest zabronione.




Publikacja powstała w ramach
Społecznej kampanii edukacyjnej Legalna Kultura




Spodobał Ci się nasz artykuł? Podziel się nim ze znajomymi 👍


Do góry!