POLECAMY
/ Archiwum
Wyżej, mądrzej, piękniej – premiera nowej płyty Marka Napiórkowskiego
12.11.13
„UP!” album Marka Napiórkowskiego, znakomitego gitarzysty jazzowego i kompozytora, lidera własnych zespołów i jednego z najbardziej cenionych w Polsce muzyków sesyjnych, to w dyskografii artysty dzieło szczególne. Pełne kompozytorskiego rozmachu, wyrafinowanych harmonii i niespotykanych współbrzmień. Spełnienie marzeń o muzyce, która wymyka się gatunkowym klasyfikacjom.
Marek Napiórkowski poparł ideę Legalnej Kultury, umieszczając naklejkę z naszym logo na swojej nowej płycie.
Do realizacji przedsięwzięcia – być może najbardziej ambitnego w swojej karierze – Marek Napiórkowski zaprosił znakomitych jazzmanów: pianistę Krzysztofa Herdzina, amerykańskiego perkusistę Clarence’a Penna, basistę Roberta Kubiszyna i saksofonistę Adama Pierończyka. W nietypowej dla siebie roli bas-klarnecisty wystąpił Henryk Miśkiewicz, który nie tylko gra improwizowane solówki, ale jest też członkiem nonetu utworzonego przez muzyków klasycznych, grających na flecie, dwóch klarnetach, puzonie, fagocie, waltorni i wiolonczeli.
Dzięki aranżacjom Krzysztofa Herdzina w autorskich kompozycjach Marka Napiórkowskiego znalazło odbicie kilka muzycznych światów: improwizowany, dynamiczny jazz spotyka się tu z wyrafinowaną współczesną kameralistyką, filmowa i teatralna ilustracyjność idzie w parze z ulotnymi balladami.
Marek Napiórkowski: Ta muzyka to efekt moich poszukiwań i przemyśleń, historia faceta, który nie jest już młodzieniaszkiem, ale który nie chce oglądać się do tyłu. To suma doświadczeń życiowych i artystycznych, wejście na wyższy poziom i pierwszy krok, by iść... jeszcze wyżej. „Up!” jest zamkniętą, dźwiękową opowieścią. Chciałem, żeby udział muzyków klasycznych zaowocował nowym, niespotykanym wcześniej, a przy tym spójnym brzmieniem. Nie miałem awangardowych ambicji, nie gnębił mnie też kompleks jazzmana, marzącego o zagraniu „prawdziwej”, filharmonicznej muzyki, bo przecież przy wielu okazjach mogłem już pracować z orkiestrami kameralnymi i symfonicznymi. Zależało mi natomiast, by, zachowując przejrzystość i komunikatywność, uniknąć skojarzeń z nieco wyeksploatowaną w jazzie formułą „solista plus orkiestra”. Wśród moich mistrzów są tacy giganci aranżacji, jak Vince Mendoza czy Gil Evans, ale sam nie jestem ekspertem w tej dziedzinie. Powierzyłem swoje pomysły Krzysztofowi Herdzinowi, a partytury, które przygotował, idealnie oddały moje zamiary dotyczące energii, emocji, klimatu muzyki. Dzięki niemu „Up!” brzmi dokładnie tak, jak sobie wyobraziłem. Wiele zawdzięczam też Robertowi Kubiszynowi. To wybitny wirtuoz, który na płycie nie tylko zagrał, ale i był jej muzycznym współproducentem.
Muzyka została zarejestrowana podczas dwudniowej sesji w studiu Sound & More w Warszawie.
Wykonawcy, towarzyszący Markowi Napiórkowskiemu na „Up!”, to od lat jego muzyczni partnerzy i przyjaciele. Nową postacią jest wśród nich Clarence Penn. Jego obecność na płycie to mój spełniony sen – mówi gitarzysta. Perkusja jest sercem zespołu i jeśli gra na niej ktoś z absolutnego szczytu jazzowej hierarchii, nic nie może pójść źle. Od pierwszego dźwięku, jaki Clarence zagrał podczas sesji nagraniowej, wiedziałem, że była to kluczowa decyzja.
„Szkice piórkiem”
Tytuł kompozycji otwierającej płytę, utrzymanej w rytmie walca, jest przywołaniem słynnej, tak samo zatytułowanej książki Andrzeja Bobkowskiego. A sam utwór? Ma sprawić, że poczujemy się jak narrator „Szkiców piórkiem”: „Wiał wiatr. Siedziałem na rozgrzanym kamieniu, patrzyłem w niebo głaskany gorącym wiatrem, a po brodzie ciekł mi purpurowy sok zerwanych z krzaka winogron. (...) Czułem tylko, jak intensywność życia wzmogła się we mnie do ostateczności. Czułem swoją młodość, przeżyłem ją w tych kilku chwilach tak, że krew powinna była mi trysnąć ze wszystkich por i pomieszać się z sokiem winogron. Złapałem życie, na moment, ale wyraźnie.”
Tu możesz odsłuchać płytę „UP!” Marka Napiórkowskiego.
fot. Rafał Masłow
Publikacja powstała w ramach
Społecznej kampanii edukacyjnej Legalna Kultura